Ucieczki Megan McKeenan – recenzja komiksu „Miejsca” Briana Wooda i Ryana Kelly’ego

Kiedy w moje ręce trafił egzemplarz recenzencki „Miejsc”, Karol Sus, redaktor działu komiksowego na niniejszym portalu, poprosił, żebym dał znać, ile razy wkurzyłem się na główną bohaterkę. Ze mnie niespotykanie spokojny człowiek, więc z czystym sercem mogę przyznać, że tylko raz; ale za to porządnie. Na końcu jej jednak wybaczyłem – bo jak można nie wybaczyć bohaterce, która przecież nie jest złą osobą? Megan jest po prostu ludzka i, co z tym związane, wkurza nas równie mocno jak większość osób, które spotykamy w swym życiu.

miejsca_

Na pierwszy rzut oka „Miejsca” to epicka opowieść drogi, w której główna bohaterka przemierza Stany Zjednoczone. Po lekturze kilku zeszytów (łącznie jest ich dwanaście), składających się na opasły album, okazuje się jednak, że mamy do czynienia ze zbiorem samodzielnych opowieści, których jedynym wspólnym mianownikiem jest Megan McKeenan. Po skończeniu całości pewność, co do epizodyczności fabuły gdzieś znika, a dociera do nas fakt, że ten komiks to tak naprawdę historia życia głównej bohaterki. Każdy rozdział stanowi oddzielną perełkę, którą można się zachwycać nie znając całości. Wszystko zaczyna się mocnym akcentem, opowieścią prezentującą kilka ścieżek, którymi może podążyć fabuła. Moje pierwsze skojarzenie? Film „Biegnij Lola, biegnij” Toma Tykwera. Następnie Wood serwuje historię, która spokojnie mogłaby służyć za podstawę do kolejnej komedii romantycznej z Tomem Hanksem i Meg Ryan. Tak by było, gdybyśmy przyjęli perspektywę głównej bohaterki, ale patrząc z dystansu widzimy, że zaprezentowana sytuacja ma więcej wspólnego ze stalkingiem niż romantyczną akcją. Najmocniejsza jest z pewnością czwarta historia, pt. „Dwaj bracia”. Ponura i na tyle przygnębiająca, że wręcz groteskowa. Pozostając przy filmowych porównaniach – z miejsca skojarzyła mi się z twórczością braci Cohen. Starczy wspomnieć, że ta opowieść zepsuła Święta Ryan’owi Kelly’emu, rysownikowi „Miejsc”, bowiem Brian Wood przesłał mu jej scenariusz w wigilię. I tak przez kolejne historie docieramy do zeszytu numer dziewięć. To właśnie ten, w którym wkurzyłem się na Megan…

miejsca_p1

Do czasu dziewiątego zeszytu główna bohaterka jawi nam się jako typowy młody lekkoduch, który pakuje plecak i rusza przed siebie. Owszem, jej przygody są dosyć nietypowe, czego najlepszym przykładem jest wzmiankowana historia z zeszytu czwartego, jednak pomimo niezwykłego talentu do znajdywania się w złym miejscu o nieodpowiednim czasie, Megan jakoś specjalnie nie odstaje od stereotypowego wyobrażenia bohaterów-włóczykijów. Ba, jak to typowa młoda niezależna kobieta wikła się raz za razem w związki, które okazują się niewypałami, aby wreszcie w rozdziale ósmym, noszącym znamienny tytuł „Jedzenie jako substytut”, odnaleźć idealnego wybranka. To zeszyt dziewiąty uświadamia nam jednak, jak wielką egoistką jest główna bohaterka, jak niewiele znaczą dla niej inni, i wreszcie, jak dużo jest w stanie poświęcić dla niewytłumaczalnej potrzeby przemieszczania się – czy raczej uciekania. Megan po prostu nie potrafi zapuścić korzeni i w momencie, kiedy zaczyna czuć się niepewnie, ucieka. Tłumaczy to sobie chęcią poznawania świata i zbierania doświadczeń, jednak w tej specyficznej wyprawie badawczej wcale nie ogląda się na innych ludzi. Symptomy jej nastawienia dostrzegamy w poszczególnych zeszytach, lecz dopiero przepełniona retrospekcjami część dziewiąta pokazuje nam, że Megan uciekała od dziecka. Muszę przyznać, że egoistyczna postawa protagonistki, uwypuklona w tym epizodzie, tak naprawdę nie tyle mnie wkurzyła, co zasmuciła. Bo do tej pory myślałem, że to po prostu zagubiona dziewczyna, która nieświadomie krzywdzi ludzi. Wraz z omawianym rozdziałem dotarło do mnie, że dla Megan liczy się tylko ona sama.

miejsca_p2

Ostatnie cztery zeszyty „Miejsc” nieco rozjaśniają sytuację, która doprowadziła do tego, że główna bohaterka zaczęła uciekać. Nie będę zdradzał za dużo – zresztą coś mi mówi, że i tak już sporo wypaplałem. Rozdział dziesiąty idealnie dopełnia dziewiąty. Z kolei jedenasty stanowi podsumowanie całej wyprawy, a dwunasty jest typowym epilogiem. Na końcu wybaczyłem Megan jej egoizm, przyjąłem argumenty tłumaczące jej postępowanie i zwyczajnie udzielił mi się spokój, który odnalazła po dwunastu latach tułaczki. Tytuł ostatniego epizodu, „Dom, który zbudowała Megan” daje jasno do zrozumienia, że cała wyprawa była jednym wielkim procesem twórczym. Ameryka Północna pełniła w nim rolę gigantycznego placu budowy, na którym przez dwanaście lat powstawał ów tytułowy „dom”.

miejsca_p3„Miejsca” do doskonały komiks. Wciągający, świetnie napisany, sprawnie zilustrowany, wreszcie wydany bez zarzutu. W kwestii ilustracji można jedynie wypomnieć Ryanowi Kelly’emu, że niezbyt wychodzi mu rysowanie samochodów. Niemniej z każdym kolejnym zeszytem widać postępy w jego technice, w związku z czym „Miejsca” stanowią bardzo dobry przykład rozwoju warsztatu rysownika. Kelly zresztą wprost przyznaje, że z czasem rysuje coraz lepiej. Do tego dzieli się z nami tajnikami swojego warsztatu. A ma na to naprawdę sporo przestrzeni, bowiem na końcu tomu znalazły się komentarze autorskie do każdego rozdziału, które wzbogacono o swoisty soundtrack (można go potraktować jako propozycję tła do lektury, tudzież wskazówkę co do muzycznych inspiracji twórców lub po prostu listę piosenek, których słuchali podczas swej pracy). Same komentarze sporo wnoszą do odbioru poszczególnych historii. Nierzadko, tam gdzie mamy już gotową interpretację konkretnej historii, okazuje się, że twórcy patrzą na nią nieco inaczej. Przy okazji te eseje pozwalają lepiej poznać samych autorów. W końcu, Ryan Kelly okazuje się doskonałym publicystą. Materiał pisany uzupełnia galeria, rysunki gościnne i oczywiście okładki poszczególnych zeszytów. Liczba stron zapełnionych przez dodatki oscyluje w okolicach pięćdziesięciu, co stanowi prawdziwy rekord (nie spotkałem się do tej pory z tak obszernym materiałem dodatkowym). Do tego dodajmy solidne wydanie i staje się jasne, że nawet cena okładkowa jest lekka do przełknięcia. Dawno nie dostaliśmy tak wiele, za tak – stosunkowo – niewiele.

miejsca_p5

Lata temu zachwyciłem się „DMZ”. I mimo, że znałem tę serię dużo wcześniej, to upadek wydawnictwa Manzoku i związane z nim zarzucenie wydawania jej w Polsce zaledwie po jednym tomie, naprawdę mnie zasmuciły. W tym roku przypomniałem sobie o Brianie Woodzie, właśnie dzięki „Miejscom”. I mam nadzieję, że przypomną sobie o nim również wydawcy. Wszak jest jeszcze mnóstwo świetnych opowieści, które wyszły spod jego klawiatury. Wystarczy wymienić choćby obyczajówki, takie jak „Demo”, „The New York Four” czy wreszcie „The New York Five”, w którym dopiero widać postęp jakiego dokonał Ryan Kelly. Po cichu mam też nadzieję, że podobnie jak miało to miejsce z serią „Y: Ostatni z mężczyzn”, po „DMZ” sięgnie któryś z dużych wydawców o ugruntowanej pozycji. Póki co pozostaje cieszyć się z „Miejsc”. A jest z czego, wszak to opus magnum Briana Wooda, a w mojej opinii jak dotąd najlepszy komiks wydany w tym roku w naszym kraju (nie licząc reedycji, które wyjątkowo ostatnio obrodziły).

Paweł Panic

Scenariusz: Brian Wood
Rysunki: Ryan Kelly
Wydanie: I
Data wydania: Kwiecień 2016
Tytuł oryginału: Local
Rok wydania oryginału: 2005-2008
Wydawca oryginału: Oni Press
Tłumaczenie: Grzegorz Ciecieląg
Druk: czarno-biały
Oprawa: twarda
Format: 180×270 mm
Stron: 384
Cena: 79,91 zł
Wydawnictwo: Wydawnictwo Komiksowe
ISBN: 978-83-64638-28-2

About the author
Paweł Panic
Z wykształcenia historyk, z zawodu muzealnik. Lubi czytać komiksy i stare czasopisma o grach komputerowych, a przede wszystkim pisać. Pisze głównie o tym, co przeczytał. Jego teksty znaleźć można na portalu Aleja Komiksu, w Zeszytach Komiksowych oraz w książce „Komiks i jego konteksty”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *