Tylko dla dziewcząt – Magdalena Samozwaniec

Przez wielu czytelników, a nawet krytyków literatury Magdalena Samozwaniec, z domu Kossak, bywa postrzegana przede wszystkim jako „siostra swojej siostry”, swoisty Kopciuszek sławnej rodziny Kossaków. Są i tacy, którzy mówią, że zrobiła ona karierę literacką w satyrze tylko dlatego, bo nie wypadało inaczej – jakąś zrobić musiała. Do ukucia tej opinii przyczyniła się sama autorka, publikując pamiętniki „Maria i Magdalena”, jednak tym niemniej jest to pogląd bardzo krzywdzący. Bałwochwalczo wielbiąca starszą siostrę (Marię Pawlikowską-Jasnorzewską) i ojca (słynnego malarza Wojciecha Kossaka) Magdalena Samozwaniec sama deprecjonowała swoją osobę i swoje dokonania. Ta niska samoocena nie jest jednak adekwatna do jej osiągnięć.

Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że przekazywanie mądrości życiowych w lekki i dowcipny sposób to wielka sztuka, którą mało kto posiada. Również zręczna parodia, nie mająca w sobie nic z chamskiego wyśmiewania, to coś ogromnie trudnego. Mając w sobie mnóstwo energii i radości życia autorka obrała sobie za cel życiowy rozśmieszanie ludzi. Wolała to niż doprowadzać ich do płaczu i trzeba przyznać, że osiągnęła swój cel w pełni. Żeby jednak jej dokonania życiowe nie służyły wyłącznie pustej zabawie, zwykle przedstawiała w formie satyrycznej bardzo mądre rzeczy, które pozbawione tej „klaunowskiej” otoczki byłyby wielokrotnie gorzką refleksją nad codziennością.

„Tylko dla dziewcząt” jest to zbiór felietonów, będących niekiedy parodiami fragmentów prozy literackiej lub scenicznej. Wszystkie one mają na celu albo odniesienie się do konkretnej sprawy, albo też doradzenie młodym dziewczynom, czego lepiej nie robić, by nie żałować. Autorka wyśmiewa bez litości snobizm, skąpstwo, materializm, zadzieranie nosa i mnóstwo drobnych kobiecych wad, których przedstawicielki płci pieknej często u siebie nie dostrzegają. Przy okazji obrywa się też mężczyznom, „panom stworzenia”, którzy sami nie pozmywają po sobie talerza czy „romantykom”, którzy szukając wzniosłej miłości pilnie baczą, by oprócz różnych niebiańskich zalet ciała i ducha miała ona bardzo materialny posag. Jej zdaniem każda z płci ma własne wady i niedobory i lepiej zawczasu zdać sobie sprawę z tego, że „idealny parner” czy „idealna partnerka” po prostu nie istnieją. Radzi więc, jak postępować, by przynajmniej uniknąć rozczarowania.

Sufrażystki nie miałyby pociechy z pani Magdaleny. Aczkolwiek jak na swoje czasy była ona kobietą bardzo wyzwoloną, nigdy nie splamiła się typowym feminizmem. Widać to dobrze w omawianej książce. Owszem, wyśmiewa w niej pustogłowe damulki, myślące tylko o strojach i biżuterii, ale jej zarzut nie dotyczy umiłowania tych akcesoriów modnej kobietki, tylko fakt, że owa dama nie myśli o niczym poza nimi. Zamiast walczyć o równe traktowanie, autorka walczy o prawo kobiety do nowej sukienki czy bukietu róż, a także do tego, by była utrzymywana przez męża, i to na przyzwoitym poziomie. Bez miłosierdzia kpi z mężczyzn „dążących do tego, by móc utrzymać żonę za jej własne pieniądze”, to znaczy wymagających, by połowica pracowała zarobkowo i do tego zajmowała się ich domem. Z drugiej strony również nie daje powodów do zadowolenia piewcom tradycyjnej roli kobiet w życiu społecznym. Zamiast głosić pochwałę ogniska domowego obnaża swym bezlitosnym piórem minusy pożycia małżeńskiego i efekty zbytniego poświęcenia „matki Polki” dla męża i dzieci, widzących w niej najczęściej bezpłatną służącą czy starą nudziarę. Obrywa się i młodzieży, przekonanej o swej bezapelacyjnej wyższości nad pokoleniem „starych pryków”. Jednak autorka zachowuje podziwu godną równowagę. Dopiekając „współczesnym dziewczętom” bynajmniej nie głosi pochwały dawnego systemu wartości, przeciwnie, pokazuje jak śmieszne były fumy, uprzedzenia i wszelkie konwenanse towarzyskie.

Czasem trudno właściwie zrozumieć, czego autorka właściwie chce – z jednej strony wyśmiewa „małe kobietki”, którym praca śmierdzi i pragną ustawić się w życiu za pomocą bogatego zamążpójścia, z drugiej znowu nie zostawia suchej nitki na mężczyznach, wymagających od żony pracy zarobkowej. Wtyka zjadliwe szpile zarówno matkom-kwokom, zapatrzonym w swe dzieci jak w obraz, jak i tym, które wychowują swe pociechy ostro, po wojskowemu. Piętnuje maminsynków i rodzimych macho nieomal jednym tchem. O co więc jej chodzi?

Dopiero po wnikliwej analizie tekstu odkrywa się, że wcale nie o to, by „wybielać” którąś ze stron kosztem drugiej. Magdalena Samozwaniec ukazuje po prostu, że każda postawa ma swoje braki i każdej można wytknąć coś ośmieszającego. Przesłanie całego zbiorku można więc zawrzeć w słowach „Bądźmy wyrozumiali dla cudzych słabości, bo i my swoje mamy, a zamiast krytykować bliźnich, przyjrzyjmy się krytycznym okiem własnej osobie.”

Nowe wydanie „Tylko dla dziewcząt” prezentuje się niezwykle ładnie – dobrej jakości papier, twarda okładka z kolorową obwolutą i dość duża czcionka, co ułatwia czytanie ludziom o słabym wzroku.

Luiza „Eviva” Dobrzyńska
Ocena: 4/5

Tytuł: „Tylko dla dziewcząt”

Autor: Magdalena Samozwaniec

Wydawnictwo: WAB

Rok wydania: 2012

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *