Tulipanowa gorączka – trudna sztuka widzenia

tulipanowa-goraczka-b-iext3242926Jessie Burton nie jest pierwszą współczesną angielską pisarką, która w swoim tekście twórczo wykorzystała dzieła sztuki holenderskiej XVII wieku. Czytelnicy zauroczeni Miniaturzystką podobne klimaty znajdą w Tulipanowej gorączce Deborah Moggach. Akcja utworu toczy się dokładnie pięćdziesiąt lat wcześniej niż wydarzenia ukazane w powieści Burton, ale w tym samym mieście i nawet przy tej samej ulicy, Herengracht, która już wtedy była świetnym adresem w Amsterdamie. Doświadczoną autorkę (piętnaście powieści na koncie) zainspirowała tulipomania, która ogarnęła Holendrów w pierwszej połowie XVII wieku szczyt tulipanowego szaleństwa przypadł na przełom lat 1636/1637. Moggach pomysłowo wykorzystała ten historyczny fakt związany z nieobliczalnym postępowaniem raczej statecznych Niderlandczyków, aby przedstawić, co naprawdę dzieje się za drzwiami nobliwej kamienicy przy Herengracht. A dzieje się wiele. I nie są to postępki, którymi można się szczycić.

Tekst angielskiej autorki, prezentujący holenderskich bohaterów, posiada też polskie akcenty, powieści patronuje bowiem Zbigniew Herbert – jako autor Martwej natury z wędzidłem. Moggach poprzedziła tekst swej książki mottem, w którym wykorzystała aż dwa fragmenty pochodzące ze wspomnianego zbioru esejów Herberta, poświęconych sztuce holenderskiej XVII stulecia. Pierwszy z fragmentów mówi o odwiecznym pragnieniu człowieka, aby uczynić swoje życie piękniejszym i dłuższym. Urok pracy malarza polega „spiskowaniu” wspólnie ze swoim klientem-modelem przeciw brzydocie i śmierci. Malarz pomaga trwać trochę dłużej, zanim ich i nas samych pochłonie czarne tło.

Semper_Augustus_Tulip_17th_centuryDrugi fragment pochodzi ze spreparowanego przez Herberta listu, który genialny holenderski malarz, Johannes Vermeer, miał rzekomo napisać do swego rodaka, wynalazcy mikroskopu, Antona Leeuwenhoeka. Uczony niech rozwiązuje zagadki natury, odkrywa nowe aspekty rzeczywistości, natomiast Vermeer woli, podobnie jak inni malarze, uprawiać swój archaiczny proceder. A polega on na podtrzymywaniu bądź rozbudzaniu w widzach zachwytu nad światem, radości życia, podsycaniu pragnienia miłości odwzajemnionej.

Pragnienie takiej odwzajemnionej miłości jednak nad wyraz komplikuje losy bohaterów; wierzą oni, że będą mogli pokonać przeszkody natury moralnej, społecznej czy ekonomicznej, które spiętrzyły się, by udaremnić spełnienie ich marzenia. Schemat fabularny okazuje się znany: bogaty, dużo starszy mężczyzna i jego promienna, świeża małżonka. Nic dziwnego, że pojawia się ten trzeci, młody i pociągający, choć biedny, artysta. Uczucie rodzi się właściwie na oczach nieświadomego męża, który obstalował u wziętego portrecisty małżeński konterfekt. Znamy tę sekwencję z wielu powieści: wybuch uczucia, tajemne schadzki i… finał, który jednak zaskakuje.

Owszem, Tulipanowa gorączka aż kipi od emocji, angielska pisarka uzależniła szczęście kochanków od pomyślnej sprzedaży cebulki tulipana Semper Augustus, jednak dla mnie to głównie powieść o różnicy między patrzeniem i widzeniem. Można patrzeć, lecz nic nie widzieć, nie rozumiejąc prawdziwych motywów czyjegoś działania, okoliczności i zdarzeń. Tak dzieje się z nieszczęsnym mężem-rogaczem (typ Rzeckiego w stanie małżeńskim), dryblasem Willemem, czy malarzem Janem, który w ostatniej scenie musi skapitulować i poddać w wątpliwość bystrość swego wzroku.

imagesScena pozowania mieszkańców domu przy Herengracht do portretu rozpoczyna i zamyka tekst utworu. Nie zmieniło się miejsce – biblioteka kamienicy bogatego kupca; nie zmieniły się stroje- pani w jedwabnej sukni, pana w nienagannej czerni, natomiast zmienili się portretowani ludzie. Dawnych mieszkańców wymiótł z własnego domu splot dramatycznych okoliczności. Lecz prawie natychmiast zastąpili ich inni, którzy równie ochoczo jak poprzednicy pragną dostąpić nieśmiertelności. Wiele zrobią, aby zaistnieć, uczynić wrażenie, wzbudzić zazdrość. Życie jest jak tulipanowa gorączka: kiedy wszystko postawi się na wątłą cebulkę, łatwo to stracić. Ale ryzyko musi być wpisane w ziemskie życie, o ile ma ono pozostać portretem ludzi z krwi i kości, a nie tylko martwą naturą.

Lidia Karecka-Nieć

About the author
Lidia Karecka- Nieć
Polonistka- z wykształcenia, historyk sztuki- z zamiłowania. Lubi mieć pod ręką dobrze zaopatrzoną bibliotekę. Konserwatystka, bo uważa, że natura człowieka w gruncie rzeczy się nie zmienia, bowiem oprócz powietrza i jedzenia, potrzebuje dobra, prawdy i piękna, żeby naprawdę być Człowiekiem. Od lat pisze do szuflady i nadal próbuje to robić, pisząc do Szuflady.net

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *