„Tatuaż z obłoków” to seria lirycznych arte-aktów (określenie autorki) – wierszy zmysłowych, które podkreślają subtelną naturę kobiety, obnażają wrażliwość kobiecego podmiotu (dlatego przyjmiemy końcówkę żeńską w zaimkach), ale nie odkrywają wszystkich tajemnic, ba, sporo ich generują.
Czytelnicy poezji Elżbiety Musiał doskonale wiedzą, że poetka i malarka jest mistrzynią w łączeniu obu ukochanych dziedzin sztuk – słowa i obrazu. Jej poezja utkana jest z malarskiej leksyki, pełna barw, odpowiedniego oświetlenia lub celowego mroku. Niekiedy obrysowana wyraźną kreską, innym razem ma zatarte granice, tak że liryczne akty płynnie na siebie nachodzą W „Tatuażu…” podmiot oswaja się oswaja się z własną naturą. Zarówno z fizyczną, jak i mentalną stroną swojej kobiecości.
Nie brakuje tu utworów dwuznacznych, w których sposób
ujęcia tematu i środki wyrazu wskazywałyby na erotyczne doznania, ale pozostawiają również przestrzeń do innych interpretacji, niech za przykład posłuży poniższy wiersz bez tytułu:
Ta wirtuozeria dotknięć
jakby sam Bóg w testamencie
ekspresem poleconym
zesłał im natchnienie
kochankowie
mnożą skalę doznań
obnażają zachwyt
między siebie dzielą
i tak dalej
tworzą obrzęd
bez błędu w obłędzie
bez rozłamu między ideałem
a życiem
bądź co bądź artyści
potem
długo milczą o sztuce.
Z powodzeniem można odczytywać ów liryk jako erotyk, gdyż słowa wskazują na opis intymnego zbliżenia, ale jak to u Musiał bywa – nie wszystko powinno być odczytywane tak wprost. Bo przecież równie dobrze podmiot może mówić o artyście tworzącym dzieło, zespolonym ze swoją pracą. I wreszcie – nie można wykluczyć, że wiersz to swoiste fantazje na temat oglądanego obrazu. Ta wielowymiarowość, zostawianie sporej przestrzeni dla czytelnika, to jeden z elementów wyróżniających twórczość autorki „Miejsca na niebo”.
W „Tatuażu…” kobieta jest tą, która ma kruche ciało, uwodzi, nosi w sobie żyzną tajemnicę. Mężczyzna posiada silne ciało, W niezwykły, pełen magii sposób poetka opisuje relacje damsko-męskie. Ale nie brakuje tu także gorzkich wyznań podmiotu – zwierza się z bólu spowodowanego stratą, z karmienia boga cierpienia, tęsknoty. Żali się, że jest na otwarcie dłoni zajętych wypadaniem życia z rąk. Obserwujemy tu swego rodzaju metamorfozę – z pewnej siebie, podziwiającej walory swego ciała, zakochanej i czerpiącej przyjemność z bliskości kobieta zmienia się w istotę melancholijną, żałującą straconych możliwości, upływającego czasu. Jej natura nie pozwala jednak całkowicie zanurzyć się w tym bólu – szuka pocieszenia (często w naturze – nie raz chowałam głowę w szum drzewa / było jak matka) i bagatelizuje swoje cierpienie (więc dlaczego tęsknię / za tym co było co mogło być / co jest / pewnie to już jesień). Ta przemiana przypomina cykl pór roku – wiosnę z rozkwitem, lato z wybuchem żaru, jesienne przemijanie i zimę, w której wszystko zamiera. A jak wiadomo, po lutym przychodzi marzec, rozpoczynamy kolejny cykl, ale już bogatsi o kolejne doświadczenia. Zmienia się jedynie to, że coraz rzadziej przeżywamy coś nowego – częściej żywimy się wspomnieniami.
I w tak subtelny sposób poetka przechodzi od pierwszych fascynacji, intymnych uniesień do rozmyślań emocjonalnie dojrzałej kobiety. O ile w pierwszych wierszach dominował motyw ciała, dotyku, fizycznej bliskości, tak w późniejszych lirykach widać przede wszystkim autorefleksje dotyczące przemijania, uczuć, relacji z bliskimi, marzeń, pragnień i wyobrażeń w konfrontacji z rzeczywistością. Te rozważania mają charakter ponadczasowy, podmiot „Tatuażu…” bowiem to swoisty typ everywoman.
Uwielbiam poematy Elżbiety Musiał. Zarówno „Mówię pochyloną cambrią”, jak i „To jedno” są jednymi z najlepszych poetyckich książek, jakie czytałam. Z dużą ciekawością więc sięgnęłam po pierwsze tomiki wierszy, by móc zaobserwować, jaką liryczną drogę przeszła artystka. Oba spotkania („Miejsce na niebo” i „Tatuaż z obłoków”) uważam za bardzo interesujące i inspirujące.
Kinga Młynarska