Taniec „Delhi” – Iwan Wyrypajew

taniec_3_pionJedna z bohaterek „Tańca «Delhi»” – krytyczka baletu – ujrzawszy tytułowy taniec nie była w stanie dobrać odpowiednich słów, by go opisać. Cóż mamy powiedzieć my, pokolenie XXI wieku – spadkobiercy nowych mediów, nieczuli na szokującą niegdyś nagość na scenie, świadkowie rozpoczynającej się ery aktorów-androidów – gdy na deskach Teatru Narodowego sztuka nagle zaczyna zaskakiwać staroświeckością formy, teatralnością i sztucznością?

Spod tych wszystkich warstw, które w teatrze już nie lśnią, bo od dawna przykryte kurzem nie pasują do współczesnych wizji tego, co ma miejsce na scenie, wyłania się laureat tegorocznego Paszportu Polityki – Iwan Wyrypajew i zaczyna śmiało operować starą teatralną modłą. Z powodzeniem, bo w trakcie, gdy jego nowy spektakl („Ożenek” Nikołaja Gogola), wystawiany w stołecznym Teatrze Studio, przyciąga tłumy widzów, w oddalonej trzy przystanki tramwajowe scenie przy Wierzbowej Teatru Narodowego, pojawia się jego wcześniejsza sztuka, mianowicie „Taniec «Delhi»”, na którą także, z powodu zainteresowania, ciężko jest się dostać. Jak się okazuje widzowie w teatrze lubią być zaskakiwani nie tylko poprzez zastosowanie kamery i rzutnika czy frywolną dekonstrukcję dramatu z ubiegłej epoki (tak, że czasem wygląda dosłownie jak spod igły), lecz podobać im się może również powrót reżysera do tradycyjnej formy przedstawiania sztuki.

Gest ten widoczny i konsekwentny jest w całym przedstawieniu „Taniec «Delhi»”. Już od samego początku uderza odmienność ujęcia materii spektaklu, a wszystko zaczyna się od prostego użycia kurtyny. To znaczy od obecności kurtyny w ogóle, bo chyba już trochę zdążyliśmy o niej zapomnieć. Może za jakiś czas w podręcznikach do WoK-u (o ile będzie jeszcze istniał taki przedmiot) obok opisu starożytnego teatru greckiego pojawi się kolejny relikt czasów zamierzchłych, który my jeszcze trochę kojarzymy, ale przyswajamy tylko jego nietypowe użycie. Dlatego w „Tańcu «Delhi»” kurtyna bardziej intryguje niż zadziwia. Zadziwiałaby, gdyby grzecznie spełniła tradycyjną rolę – rozpoczynała i kończyła sztukę, ewentualnie oddzielała akty. Fakty są jednak takie, że kurtyna nie opada po każdym akcie, zaś ostatni epizod dzieje się na jej tle, a więc już poza sceną. Wyrypajew bawi się ramami przedstawienia, na dodatek puszczając z głośników lektora zapowiadającego spektakl oraz sztuczny aplauz rozbrzmiewający w trakcie antraktów.

Także gra aktorów jest specyficzna, wymagająca od odbiorcy jako takiego dystansu. Pięć postaci: Katarzyna (Karolina Gruszka), starsza kobieta (Beata Fudalej), Andriej (Paweł Paprocki), Pielęgniarka (Agata Buzek), Alina Pawłowna (Aleksandra Justa) wypowiada swoje kwestie, stylizując sposób mówienia na patetyczny, nienaturalny, trochę jak z automatu. We wszystkich aktach odgrywają te same role, lecz za każdym razem wrzuceni są do innego wariantu tej samej, zapętlającej się historii. Podobnie scenografia – akcja poprowadzona jest do końca w przestrzeni szpitalnej sali, którą w trakcie antraktów przemeblowują pracownicy techniczni, czego rezultatem jest uzyskanie niewielkiej różnicy w rozmieszczeniu stołków i łóżek.

Głównym motywem jest tu tytułowy taniec „Delhi” – taniec, będący sublimacją piękna, zrodzony wśród brudu i potwornej nędzy ubogiej dzielnicy stolicy Indii. Wątek tańca przewija się przez cały spektakl, obecny jest w rozmowach bohaterów, w ich życiu, odzwierciedla mistyczny stan upojenia światem dobrym i złym. Wyrypajew nie klepie buddyjskiej mantry, nie demonstruje kultury Wschodu, taniec nie zostaje widzowi pokazany, o nim tylko się mówi. Natomiast to sposób mówienia poddany jest całkowitej stylizacji. Aktorzy deklamują, wylewają potoki entuzjastycznych słów i wysokich metafor, pozbawione żywej, namacalnej emocji. Ma się wrażenie, że kwestie wygłaszają się same, a wrażenie to potęgują eksponowane przez postaci wystudiowane gesty. Nie przeszkadza to jednak bohaterom w zachowaniu scenicznych indywidualności. I nie przeszkadza to na przykład Agacie Buzek w wygłoszeniu mistrzowskiego monologu, który upchany truizmami, przekonuje dzięki ujmującemu, trochę dziewczęcemu i jednostajnemu sposobowi mówienia aktorki. W rezultacie wszystkie te wielkie, patetyczne kwestie nie miałyby w sobie za grosz autentyczności, gdyby nie otaczająca je wszechobecna sztuczność. W niezbędnej oprawie afektownych gestów i machinalnych westchnień, na tle podniosłej muzyki, prawda wybrzmiewa najpełniej.

Na małej, kameralnej scenie Teatru Narodowego, oglądając „Taniec «Delhi»” jesteśmy świadkami zastosowania przez reżysera w sposób oryginalny i nietypowy starych, niepraktykowanych już konwencji począwszy od użycia kurtyny po wprowadzenie nienaturalnej gry aktorskiej oraz czwartej ściany. Ale nie tylko, ponieważ Wyrypajew wrzuca do swojego przedstawienia także działania pozadramatyczne. Zmiana scenografii przez obsługę techniczną (praktykowana na oczach widzów w większości dzisiejszych spektakli) zostaje tutaj wyeksponowana. Co więcej zmiana ta nie jest metodyczna, nie służy spektaklowi, ponieważ dekoracje w każdym akcie pozostają praktycznie te same. Wyrypajew wykonuje tu kolejny gest konsekwentnej teatralizacji.

Jeśli kluczem do pokazania prawdy w spektaklu Wyrypajewa jest szczelne zamknięcie jej w sztucznych, wyszukanych formach, to fakt, że „Taniec «Delhi»” czyta się łatwo, wynika być może z tego, że w takim trochę syntetycznym konstrukcie żyjemy na co dzień. Rosyjski reżyser jak nikt inny pokazuje nam teatr od podszewki i jednocześnie teatr powleczony w formy. Z takiej sztuki wychodzi się bez słów, trzeba parę rzeczy przewartościować.

Ewa Jezierska

Teatr Narodowy w Warszawie, scena Studio

Iwan Wyrypajew
Taniec „Delhi”
w przekładzie Karoliny Gruszki

Reżyseria: Iwan Wyrypajew
Scenografia: Margarita Ablajewa
Kostiumy: Katarzyna Lewińska
Realizatorzy dźwięku: Piotr Gos, Marek Wojtulanis
Choreografia: Leszek Bzdyl
Realizator światła: Dariusz Wieczorek
Występują: Karolina Gruszka, Beata Fudalej, Paweł Paprocki, Agata Buzek, Aleksandra Justa, Kamilla Baar/Joanna Gryga, głos z offu – Modest Ruciński
Premiera: 5 marca 2013
Najbliższe spektakle: 25, 26, 27, 28 czerwca 2013

About the author
Ewa Jezierska
studentka kulturoznawstwa. Pasjonatka polskiej fantasy. Aktualnie mieszka w Warszawie, blisko nadwiślańskiej plaży, gdzie spędza swój czas wolny. Współpracuje z Księgarnią Warszawa oraz kolektywem fotograficznym Gęsia Skórka. Okazjonalna graczka Warcrafta i miłośniczka scrabbli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *