Szklany wazonik – Agnieszka Pogorzelska

Kiedyś walczyłam. Chciałam coś zawodowo osiągnąć, być wyżej niż koledzy, którzy awansowali, bo potrafili w nieskończoność opowiadać o swoim zapracowaniu, a przy tym regularnie wydeptywali wykładzinę do gabinetu dyrektora.

W ramach promocji mogłam zostać sekretarką dyrektora od sprzedaży, który do najspokojniejszych nie należał. Sufitu nie zbiłam, choć to podobno zwykłe szkło, kapitału zawodowego nie zgromadziłam, za to odchorowałam kolejnego szefa, tym razem kobietę, która późno przychodziła i wychodziła, a jedyne, co widziała w mojej pracy, to wychodzenie przed 17, nieważne, że po 9 godzinach. Nie potrafiłam się przystosować. I miałam używać mózgu.

Używałam, bo odeszłam. Tym razem o jeden szczebel wyżej, do dyrektora, który mózg miał, może i go nawet używał, ale nie zapoznał się z jego instrukcją obsługi. Mogłam rozmawiać z prezesem w języku obcym, bez fatygowania tłumacza, mogłam dobrze zarządzać, wnioskować o różne rzeczy. Ale – nie mogłam awansować. Bo nie byłam facetem. Bo nie chciałam z nim pójść na wino. Bo byłam niepokorna.

Miotła przemian wymiotła go z zatęchłego kąta, w którym spędził ostatnich naście lat. Ale kolegów awansował. Ze średnim wykształceniem i studiami „wiecznie w toku”. Oni byli profesjonalistami.

Dla mnie były dwuznaczne komentarze. Że ładnie wyglądam, że powinnam częściej chodzić w szpilkach, że może jednak to wino na mieście, że jego żona o niczym się nie dowie. Awans? Podwyżka? Dla mnie? On nic nie może.
Równość w pracy, zapewniana i gwarantowana papierowymi zapisami w regulaminach, oznacza równość, pod warunkiem, że nosi się spodnie i korzysta z męskiej toalety. Kobieta w takich ramach może co najwyżej dobrze wyglądać.
Z amerykańskiej korporacji wyniosłam przeświadczenie, że można nawet z prezesem być na ty i to nie zmienia naszych relacji zawodowych i należnego obu stronom szacunku.

Z polskiej firmy z aspiracjami wyniosłam przekonanie, że partnerstwo zdarza się w domu, za to w pracy ważne jest, kogo znasz, czyim jesteś krewnym, do kogo zadzwonisz, żeby komuś zetrzeć z twarzy satysfakcję. W takim cudownym miejscu, w którym znajomość języka angielskiego jest wymogiem podczas rekrutacji, ale jest absolutnie zbędna podczas pracy, podział przebiega dosyć sprawnie: faceci do zarządu i wyższej kadry kierowniczej, a baby do sekretariatu parzyć kawę, nosić krótkie kiecki i świecić gołym cycem, aby panom się humor poprawiał.

I tak szklany sufit zamienił się w szklany wazonik z pięknym wnętrzem.

Agnieszka Pogorzelska

About the author
Anna Godzińska
Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego, autorka tekstów o miłości poza fikcją w magazynie Papermint oraz o literaturze w Magazynie Feministycznym Zadra. Fanka kobiet - artystek wszelakich, a przede wszystkim molica książkowa;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *