Sylvia Plath. Dzienniki 1950-1962

Życie i twórczość Sylvii Plath zostały zdefiniowane przez wydarzenia lutowego poranka 1963 roku, kiedy to amerykańska poetka postawiła przy łóżeczkach swoich dzieci kubki z mlekiem i kromki chleba z masłem, uszczelniła ręcznikiem drzwi do ich sypialni, a następnie włożyła głowę do gazowego piekarnika, odkręciła kurki i się zabiła. Miała trzydzieści lat i właśnie opublikowała swój najsłynniejszy tomik wierszy, Ariel, który miał rozsławić ją jako wybitną, wyrafinowaną poetkę. Kilka tygodni wcześniej ukazała się jej debiutancka powieść Szklany klosz, wydana pod pseudonimem z obawy przed gniewem matki i otoczenia – autobiograficzna książka Plath nie przedstawiała jej rodzinnych relacji w korzystnym świetle.

Sylvia Plath zmagała się z depresją przez całe życie i już wcześniej podjęła kilka prób samobójczych. Stało się to tematem Szklanego klosza, powieści, która była oskarżeniem całej amerykańskiej kultury lat 50., okresu gospodarczej prosperity i purytańskiego rygoru moralnego. Hipokryzja,kulturowa pustka, ograniczenie życiowych perspektyw do zamążpójścia, wszystko to wpłynęło na pogłębiający się kryzys psychiczny młodej Plath. Była przymusowo hospitalizowana i leczona elektrowstrząsami. W jej wyobraźni związało się to na stałe z egzekucją Juliusa i Ethel Rosenbergów, skazanych na krzesła elektryczne za domniemane szpiegostwo. Na późniejszym etapie twórczości Plath tego typu analogie – pomiędzy jej osobistymi kryzysami a znamiennymi kulturowo zbrodniami – będą szokować odbiorców i krytyków. Pisała, że wszyscy nosimy w sobie obóz koncentracyjny. Nie spotkało się to ze zrozumieniem.

W 1963 roku Plath była w separacji z mężem, poetą Tedem Hughsem. Ich małżeństwo od dawna przechodziło kryzys i rozstali się jesienią, gdy Hughes związał się z kimś innym. Sylvia została sama z dwójką małych dzieci. Osobiste problemy przyćmiły satysfakcję z tego, że jej praca została doceniona.

Okoliczności jej śmierci wpłynęły na odbiór twórczości i wykształciły męczeński mit Sylvii Plath:niedocenianej za życia, niezrozumianej, wykorzystywanej, tkwiącej w związku z oprawcą, jakim w oczach opinii publicznej stał się Hughes. To wszystko stanowiło młyn na wodę rodzącej się w tym okresie krytyki feministycznej, tworzącej martyrologię kobiecej literatury. Był to niezbędny etap w budowaniu nowych kanonów literackich i odkrywaniu metod analizy i obszarów badań poza androcentrycznym nastawieniem literaturoznawstwa. Sylvia Plath została uwieczniona w momencie samobójstwa jak komar w bursztynie i już na zawsze miała pozostać nieszczęśliwą młodą kobietą, która odebrała sobie życie, gdy dopiero zbliżała się do realizacji własnego pisarskiego potencjału. Wyobrażenie to zostało utrwalone w najważniejszych biografiach poetki: Sylvia Plath. Metoda i szaleństwo Edwarda Butschera z 1976 roku, Sylvia Plath. Biografia Lindy Wagner-Martin z 1987, Śmierć i życie Sylvii Plath Ronalda Haymana z 1991 roku (znamienny tytuł stawiający śmierć na pierwszym miejscu) i Wątła magia. Biografia Sylvii Plath Paula Alexandra, też z 1991. Z kolei Janet Malcolm opublikowała w 1994 roku analizę mitu poetki, budowanego przez całą jej literacką spuściznę, biografie, literaturoznawcze eseje oraz te listy i dzienniki Plath, które trafiły do rąk czytelników. Milcząca kobieta. Sylvia Plath i Ted Hughes Malcolm rozlicza się z martyrologicznym mitem i stanowi metarefleksję na temat samego pisarstwa biograficznego, jego granic i możliwości. Ostateczną konkluzją tej książki jest stwierdzenie, że przez biografię nie poznamy człowieka. Na pewno nie poznamy Sylvii dzięki jej biografiom.

Płytkie podejście do mitu Plath polega na postrzeganiu jej samobójstwa jako „romantycznego”. W rzeczywistości stało się ono symptomatyczne. Plath wyraziła w sposób skrajny, a przez to klarowny, pokoleniową traumę kobiet z klasy średniej, którą tak dosadnie opisała Betty Friedan w Mistyce kobiecości, badając doświadczenia absolwentek Smith College z 1957 roku. Amerykański purytanizm kulturowy lat 50. przejawiał się przede wszystkim w lansowaniu ściśle określonych ról płciowych. Ideał żony i matki służył głównie wypchnięciu kobiet z rynku pracy. Respondentki Friedan mówiły o poczuciu pustki, jakim napawa je własne życie, toczone w cieniu kariery męża, opowiadały o frustracji i gniewie, dla których nie było miejsca w dominującym modelu kobiecości. A przecież to właśnie gniew, agresja, frustracja i przemoc stanowią główne tematy poezji Plath. Poetka doskonale potrafiła zidentyfikować to, co było problemem większości kobiet z jej klasy. I jeśli chcemy mówić o Plath w kontekście martyrologii, należy w pierwszej kolejności stwierdzić, że – podobnie jak całe pokolenie kobiet – padła ofiarą własnej kultury.

Wydawnictwo Marginesy zaprezentowało czytelniczkom pierwsze pełne wydanie dzienników Sylvii Plath, pozycji, która stanowi największe działo wytoczone przeciwko wizerunkowi ofiary, jaki przypisano poetce. Sama historia Dzienników jest interesująca. Doczekały się kilku wydań, systematycznie poszerzane o kolejne „odnalezione” bruliony. Plath prowadziła dzienniki od wczesnej młodości, do wielu z nich wciąż nie mamy dostępu. Zapiski z ostatnich miesięcy jej życia zostały zniszczone lub ukryte przez Hughesa. Tłumaczył ten akt cenzury troską o dobro ich dzieci. Nie zmienia to faktu, że obecnie dysponujemy tym, co uchodzi za pełne wydanie wszystkich odnalezionych notatników. Oczywiście, wciąż funkcjonują w nich wielkie luki, chociażby z okresu po pierwszym załamaniu nerwowym poetki, kiedy musiała przerwać studia. Wiemy, że zapiski z tamtego czasu istniały, ponieważ Plath użyła ich przy pisaniu Szklanego klosza.

Czytanie cudzych dzienników i pamiętników jest aktem o wątpliwym wydźwięku moralnym, bez znaczenia, czy autorka zapisków jest osobą publiczną lub martwą. Lektura motywowana jest pragnieniem zajrzenia za kotarę prywatności, dowiedzenia się czegoś, co miało zostać ukryte, chęcią wejścia z butami w czyjeś życie. Przypadek Plath szczególnie stymuluje tego typu podejście, nawet jeśli nie chcemy sami przed sobą przyznać się do swoich pobudek, do jakich należy chęć poznania cierpienia samobójczyni, dowiedzenie się, co jej chodziło po głowie, o czym myślała, co czuła. Dzienniki nie zawodzą pokładanych w nich oczekiwań. Plath szczerze, bezceremonialnie, bez autocenzury rozpisuje swoje życie w czymś, co miało mieć tylko jednego odbiorcę – Sylvię Plath. Ponad siedemset stron Dzienników przepełnia poczucie intymności. Część z tego, co pisze, stanowiło także literacką wprawkę i szkice późniejszych prac, jednak nie przysłania to głównego celu Dzienników: dokonywania systematycznej wiwisekcji własnego życia. Plath wychodzi poza introspektywną narrację o sobie samej w stronę czegoś o wiele bardziej mrocznego i niepokojącego, zafascynowana własnym wnętrzem do poziomu, gdzie wszystko inne przestaje się liczyć. Żyje w świecie własnych wyobrażeń, wykorzystując doznania, ludzi, myśli, cokolwiek się nawinie, jako temat do pisania. Plath rozpoznaje pasożytniczy charakter tego pragnienia, gdy pisze:

[…] nie mogłabym podejść do drzwi, zapukać i powiedzieć: Wpuść mnie i pozwól mi wyssać twoje życie i cierpienie, jak pijawka wysysa krew; pozwól mi upoić się twoimi wrażeniami, myślami i marzeniami; pozwól mi wpełznąć do twoich jelit, do czaszki i pożyć przez pewien czas jak tasiemiec, pochłaniając materiał twojego życia… (s.69).

Dzienniki mają równie turpistyczny charakter, co poetycka twórczość Plath. Pod tym względem są ciosem wymierzonym w obraz umęczonej kobiecości, jaki zawiera się w micie jej samobójstwa. Z trudem przychodzi nam budować martyrologię autorki, kiedy uświadamiany sobie, że nie była przyjemną osobą. Pisze w Dziennikach o dławiącej ją, doprowadzającej wręcz do choroby zazdrości wobec osiągnięć innych literatów, o ambicji, której podporządkowała całe swoje życie, o frustracjach wynikających ze zmagania się z sentymentalnymi konwencjami, jakie narzucała jej literatura i kultura. Z dumą wręcz wspomina, jak po kłótni z Huhgsem rozorała mu policzek paznokciami, jak będzie nosił ślady po jej ataku przez wiele dni. Plath lubiła krzywdzić ludzi, ponieważ to był jedyny schemat relacji, jaki znała. Prawdziwym katharsis w jej życiu okazał się moment, gdy psycholożka rozgrzeszyła ją z nienawiści żywionej wobec własnej matki. Ulga, jakiej doświadczyła Plath, której przyzwolono na bezkarną nienawiść, została rozpisana na wiele stron i stanowi jeden z najciekawszych wpisów w Dziennikach.

To smutne umieć tylko powtarzać za innymi poetami. Chcę, żeby to inni powtarzali za mną (s.106).

Oczywiście nie brakuje w Dziennikach opisu przeżywanej depresji, załamań, narastającej paranoi i zagubienia ich autorki. Każdy, kto zmaga się z podobną chorobą, rozpoznaje symptomy o wiele szybciej niż sama Plath, dla której każde załamanie jest zaskoczeniem i świadectwem porażki. W prozie nie znalazła właściwych słów dla opisu depresji, chociaż tak doskonale oddaje różne stany chorobowe za pomocą poetyckich metafor. Obraz świata, jaki wyłania się z Dzienników, jest więc skrajnie pesymistyczny. Życie bez celu, życie jako nieustające pasmo porażek i rozczarowań. Obraz rzeczywistości narzucony przez zaburzenia, dla których nie istniała wtedy jeszcze skuteczna terapia. To, co Plath – zgodnie z kulturowymi normami – traktowała jako lekarstwo na swoje problemy, czyli małżeństwo i macierzyństwo, jedynie pogłębiło jej chorobę, nadało jej nowy wymiar.

Uświadomić sobie, że są miliony ludzi nieszczęśliwych i że życie jest dżentelmeńską umową, że będziemy uśmiechać się do siebie, a na twarz nałożymy maskę radości, żeby innym wydawało się, że to głupio być nieszczęśliwym […] (s.49).

Wiele miejsca w Dziennikach zajmuje obłuda amerykańskiego społeczeństwa i to, co się z nią wiąże: wstyd, upokorzenie, hipokryzja. I frustracjaseksualna. Powszechnie przyjęte podwójne standardy i oczekiwania wobec chłopców i dziewcząt doprowadzały Plath do łez i mdłości:

Mam w sobie za dużo sumienia, żeby łamać obyczaje bez katastrofalnych skutków; mogę tylko stać przed tą barierą i zazdrościć, nienawidzić chłopaków, którzy mogą swobodnie, bez wątpliwości zaspokajać głód seksu i pozostać sobą, podczas gdy ja łażę na coraz to nowe randki, omdlewam z pożądania i zawsze wracam niespełniona. Aż mnie mdli od tego wszystkiego (s.31).

Czytając w Dziennikach wpisy z wakacji pomiędzy szkołą średnia a studiami oraz z pierwszych lat na studiach, można odnieść wrażenie, że autorka oszczędziłaby mnóstwo czasu, gdyby wiedziała, co to masturbacja. Ale znała tylko frustrację seksualną, pożądanie, jakie nie mogło znaleźć rozładowania, do którego nawet nie mogła się szczerze przyznać, bo powszechnie obowiązywało przekonanie, że kobiety „tego nie odczuwają”. Plath traciła czas na randki z mężczyznami, którzy nie mieli do zaoferowania nic poza kilkoma minutami obściskiwania się na tylnym siedzeniu auta. Co więcej, żadnej ze stron nie wypadało się przyznać, że chodzi im o seks i tylko o seks. Ta hipokryzja nałożona na wszystkie relacje przenikała także do pisania Sylvii. Plath długo krąży wokół tematu, zanim przyznaje się, że tym, co ją boli, są patriarchalne ograniczenia, narzucone role płciowe, wszechobecna przemoc seksualna, znormalizowana tak, że nikt jej już nie zauważa, odmawianie kobietom pełni człowieczeństwa w imię jakiejś idei kobiecości, czystości, macierzyństwa czy dziewictwa. Kiedy jednak podejmuje temat otwarcie, pisze z siłą i wyrazistością, które pozostają aktualne do dzisiaj:

Trawiąca mnie chęć wmieszania się w towarzystwo kolejarzy, marynarzy, żołnierzy albo pijaków – by być częścią grupy, anonimowo słuchając, zapamiętując –wszystko to jest niemożliwe przez fakt, że jestem dziewczyną, kobietą, zawsze narażoną na natręctwo i gwałt. Moje nieodparte zainteresowanie mężczyznami i ich życiem bywa często źle zrozumiane jako chęć uwiedzeniach ich, jako zaproszenie do flirtu. A ja, na Boga, chcę z każdym rozmawiać tak szczerze, jak to możliwe. Chcę móc spać pod gołym niebem, swobodnie wędrować w nocy (s. 92).

Osobiste kryzysy Sylvii Plath są traumami całego pokolenia. Jej Dzienniki można traktować jako suplement do Mistyki kobiecości, tym bardziej że i Plath była absolwentką Smith College. Postrzegane w tym kontekście Dzienniki stanowią o wiele ciekawszą lekturę, niż jeśli by traktować je jak sposób na poznanie autorki czy zrozumienie jej twórczości. Nie dostajemy tutaj spójnego i łatwego do przyswojenia obrazu Plath. Mamy za to strzępki pochodzące z jej bogatego, niespójnego, pełnego sprzeczności wnętrza. Z jednej strony pokazuje się jako „normalna, zdrowa amerykańska dziewczyna”, uosobienie drobnomieszczańskiego ideału, z drugiej z lubością rozpisuje swoje niepokojące zachowania, symptomy, wszystko, co inni uznaliby za wstydliwy sekret. Pojawia się cały ustęp poświęcony mechanice dłubania w nosie, opisy zapachu długo niemytych włosów i ciała, hołdowanie chorobie, kompleksom, lękom i gwałtowne, negatywne emocje. Ze względu na to, że kobiecy gniew wciąż stanowi istotne kulturowe tabu, istny newralgiczny punkt patriarchalnej kultury, Dzienniki Plath, podobnie jak jej poezja, nie tracą na aktualności. Każda z nas czuje się czasem tak, że nie byłaby w stanie tego opisać, bo frustracja ściska gardło. Sylvia Plath znalazła dla nas słowa. Możemy po niej powtarzać.

Autorka: Sylvia Plath

Tytuł: Sylvia Plath. Dzienniki 1950-1962

Tłumaczenie: Joanna Urban i Paweł Stachura

Wydawnictwo: Marginesy

Liczba stron: 776

Data wydania: 7 listopada 2019

About the author
Aldona Kobus
(ur. 1988) – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorka literaturoznawstwa. Autorka "Fandomu. Fanowskich modeli odbioru" (2018) i szeregu analiz poświęconych popkulturze. Prowadzi badania z zakresu kultury popularnej i fan studies. Entuzjastka, autorka i tłumaczka fanfiction.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *