Świat średniowiecznej wyobraźni – recenzja książki „Krzyżowiec” Grzegorza Wielgusa

 

Wielgus

W tytule recenzji odwołuję się do klasycznej już pozycji Jacquesa Le Goffa, ponieważ Krzyżowiec Wielgusa celnie i szczegółowo ukazuje mentalność średniowiecza. Pod wieloma względami ta powieść stanowi lustro epoki, przynajmniej w tym aspekcie, w którym określana jest ona mianem  wieków ciemnych. To okres triumfu czarnej śmierci, kościotrupów wstających z grobów i pląsających po cmentarzach, potworów legnących się w każdym miejscu, do którego nie dociera głos kościelnych dzwonów; okres niewyobrażalnej makabry i przemocy, kiedy drogi przemierzają uzbrojeni jeźdźcy, napadający na podróżnych, aby potem opowiadać o etosie rycerskim. Kogo nie zabije dżuma czy miecz, tego dopadnie zmora, południca lub nekromanta. Ulice miast spływają krwią: zakażonych, wymordowanych bądź biczowników, którzy bólem i poniżeniem próbują zasłużyć na życie wieczne. Krzyżowiec to nie tyle powieść fantastyczna, co właśnie historyczna, na dobrą wiarę przyjmująca przekonania i wierzenia epoki, którą opisuje. Jednocześnie jednak ma w sobie coś z najlepszego klimatu weird fiction, lovecraftowską atmosferę świata bez nadziei, boga i zbawienia, wypełnionego absurdalnymi wręcz okropieństwami. To ten sam rodzaj kosmicznej grozy, ale oddany na innym, niemal intymnym, poziomie zmagań człowieka z samym sobą, z ciężarem swojego życia. W tym kontekście naprawdę smutne jest to, że powieść nie jest tak dobra, jak mogłaby być.

W klasztorze położonym gdzieś w zachodniej Europie uczestnik pierwszej krucjaty budzi się z pokutniczego letargu. Spędził lata, dźwigając łoże ze szczątkami mnicha na kolejne msze. Teraz jednak wewnętrzy głos każe mu chwycić za miecz i udać się z powrotem do Jerozolimy, wypełnić złożone śluby, walczyć i zginąć w obronie Świętego Miasta. Jest nieumarłym: ciało podziurowione ma ranami, które odniósł w walce, jego twarz to zwykła czaszka, puste oczodoły świecą pustynnym żarem. Jest niemy – gardło wypaliły mu piaski pustyni. Stanowi wcielenie makabrycznego cudu krucjaty, żyje w świecie, gdzie cud i groza są jednym. Jego pielgrzymka wiedzie nas szlakiem rycerskim przez pogrążoną w wojnie Europę. Z tym, że to wojna z pism świętego Augustyna, zmagania państwa bożego i sił piekielnych na ziemi, a ich zwieńczeniem jest oblężenie Rawenny przez same diabły. Wielgus wypełnia świat Krzyżowca obrazami, jakie na długo zostaną z czytelnikiem: nawożone trupami klasztorne sady, których owoce mają ludzkie zęby zamiast pestek; czarny grzyb, inteligentny pasożyt rozwijający się we wnętrznościach ludzi tak długo, aż zmieni całe wioski w martwe kukły służące roznoszeniu zarodników; potworne larwy mnożące się w piwnicach rycerskich wież, gdzie w kokonach rozkładane są żywcem ich ofiary; siedziska nekromantów, którzy tworzą ludzko-zwierzęce hybrydy skazane na cierpienie… Tego rodzaju zjawiska nadają powieści niepowtarzalny klimat, znad kart książki niemal unosi się słodkawa, mdląca woń rozkładu. Jeśli wędrówka Krzyżowca przez te krajobrazy rzeczywiście ma służyć zmyciu grzechów, zastanawiać się można, czy nie przedziera się on, jako nieumarły, przez sam czyściec.

Niezwykle trudno zaklasyfikować Krzyżowca. Zamysł powieści przywodzi na myśl takie tytuły jak Potwór i panna Juliana Rebesa, Rien ne va plus Andrzeja Barta, Tylko Beatrycze Teodora Parnickiego czy filmowego Diabła Andrzeja Żuławskiego. Z takim porównaniem pojawia się problem, bo wszystkie te tytuły to dzieła wybitne. Krzyżowiec wybitny nie jest. Jest interesujący, ale boryka się z problemami na poziomie warsztatowym. Klimat powieści góruje nad wykonaniem. Podstawowy błąd to brak wyraźnego rytmu, co jest karygodnym grzechem w przypadku powieści drogi, gdzie od rytmu zależy ogólny ton tekstu. Tutaj, nawet jeśli same przygody Krzyżowca wydawały się ciekawe, proces lektury był po prostu żmudny. W ten sposób powieść Wielgusa staje się lekturą dla wytrwałych. Autor operuje też dość specyficznym zabiegiem – chociaż całość narracji oddana jest w czasie przeszłym, sceny walk napisane są w czasie teraźniejszym. Za pierwszym razem, gdy doszło do nagłej zmiany czasu, byłam przekonana, że to błąd, który umknął redakcji. Jednakże zabieg ten stosowany jest konsekwentnie na przestrzeni całej powieści. Jeśli miało to na celu oddanie dynamiki scen, uznać to można za błąd wynikający z pójścia po linii najmniejszego oporu, zwłaszcza że walki opisane są mechanicznie, do poziomu, gdzie przypominają ujęcia z gry komputerowej. Tyle tylko, że tego rodzaju opis walk przywodzi na myśl Pieśń o Rolandzie i tu wyznaję, że wybuchłam śmiechem w trakcie czytania. Ponieważ nawet jeśli stylizacja ta była celowa, jedynym jej skutkiem jest potworna sztuczność, która razi czytelnika, tworząc niezamierzony efekt komiczny.

Mimo tego wszystkiego z czystym sumieniem mogę polecić Krzyżowca każdemu, kto lubuje się w turpistycznej estetyce. Dla fanów Lovecrafta jest to niemal pozycja obowiązkowa, jeśli wziąć pod uwagę ogólny klimat książki. Sprawdza się ona również jako powieść historyczna, gdyż oferuje kilka interesujących smaczków, trzeba jednak zmienić nieco perspektywę i pozwolić sobie przyjąć punkt widzenia człowieka średniowiecza, aby świat przedstawiony miał sens.

Tytuł oryginału: Krzyżowiec

Autor: Grzegorz Wielgus

Wydawnictwo: Novae Res

Rok wydania: 2016

Liczba stron: 376

About the author
Aldona Kobus
(ur. 1988) – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorka literaturoznawstwa. Autorka "Fandomu. Fanowskich modeli odbioru" (2018) i szeregu analiz poświęconych popkulturze. Prowadzi badania z zakresu kultury popularnej i fan studies. Entuzjastka, autorka i tłumaczka fanfiction.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *