Stwory z morza rodem

Jak wiadomo, morze jest szerokie i głębokie. To obszar dość pokaźny, a przy tym trudny do zbadania. Nawet w dzisiejszych czasach nie do końca wiemy, co kryją podwodne głębiny, a cóż dopiero mówić o wiedzy, jaką posiadali na ten temat średniowieczni wikingowie. Gdyby skandynawskie morze zamieszkiwali tylko Aegir, Ran i ich dziewięć córek, byłoby ono dość puste. Na szczęście (a może raczej nieszczęście żeglujących po morzach) wyobraźnia wikingów wypełniła wody mnóstwem niebezpiecznych i tajemniczych stworzeń.

Chyba najbardziej znane z nich to krakeny. Najczęściej były przedstawiane jako wieloramienne głowonogi, osiągające olbrzymie rozmiary. Wykorzystywały swe macki, by wciągać okręty w podmorskie głębiny. Wierzono bowiem, że krakeny bytowały właśnie gdzieś w niedostępnych człowiekowi odmętach.

Macki i ogromne rozmiary to stałe elementy wyobrażeń na temat krakenów. Niekiedy dodawano im ptasi dziób oraz ogromny otwór gębowy. Biada nieostrożnym wędrowcom, którzy natknęli się na małe wyspy. Gdy żeglarze lądowali na nich, okazywało się, że to krakeny. Potwory zaczynały się ruszać i jak łatwo się domyślić, koniec wędrowców był wtedy niewesoły.

W sagach nazywa się niekiedy krakeny „hafgufa” – morski opar, smród. Wikingowie znali opowieści mówiące, że potwory potrafią wciągać statki w głębiny nie tylko z pomocą macek. Tworzą ponadto ogromne wiry wodne. Efekt ten sam.

Skąd w ogóle wzięły się tak tajemnicze stwory? Wiele wskazuje na to, że średniowieczni żeglarze zetknęli się na morzu z kałamarnicami olbrzymimi. Były to spotkania na tyle rzadkie i niesamowite, że stwory te wydawały się istotami nie z tego świata, krewniakami węża Midgardu.

Krakeny świetnie radzą sobie w literaturze, filmach i serialach. Wszystko wskazuje na to, że Czatownik z Wody który zaatakował Drużynę Pierścienia u wrót Morii, to właśnie kraken.

Jest on herbem rodu Greyjoyów z „Pieśni Lodu i Ognia” G. R. R. Martina. Natkniemy się na niego także w filmie „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka”. I nie tylko tam zresztą. Gdyby się przypatrzyć, to także lovecraftowski Cthulhu ma z tym potworem wiele wspólnego. I nie chodzi jedynie o macki.

Innym rodzajem demonów wodnych są nenniry. Wyobrażano je sobie jako konie o maści ciemnej lub szarej. Mogły przybrać także postać człowieka lub innego zwierzęcia. Pasły się na brzegach rzek, jezior i mórz. Były szczególnie groźne dla dzieci i ludzi nieostrożnych. Kusiły, by wsiąść na ich grzbiet, po czym rzucały się w największą toń i topiły ofiarę.

Oczywiście można było się przed tymi demonami obronić. W bardzo prosty sposób – wypowiadając ich imię. Znajomość imienia oznacza władzę. Dlatego na dźwięk swego imienia nenniry uciekały w popłochu, by nie popaść w niewolę.

Demony łączą w sobie dwa wyobrażenia płodności i obfitości. Koń symbolizował Freja, podobne konotacje w mitologii skandynawskiej (i nie tylko w niej) miała woda i morskie fale.

Z innym zwierzęciem wiązano stökkulle. Był to szczególny rodzaj wieloryba, obdarzony dość istotną cechą – fałdą skórną na głowie, która zupełnie zasłaniała pole widzenia. Biedne stökkulle miały zatem spore problemy z orientacją w terenie. Próbowały radzić sobie w taki sposób, że wyskakiwały wysoko ponad taflę wody, by fałda uniosła się do góry, a one mogły spokojnie rozejrzeć. Niestety, był w tym mały haczyk. Gdy stökkulle spadały, powstawały olbrzymie fale, niosące zagładę statkom, a nawet wioskom na wybrzeżach.
Wyobrażenia na ich temat dostarczały wyjaśnień, w jaki sposób powstają nagłe i niszczycielskie fale morskie.

Kolejna potworna ryba to öfuguggi. Miały odwrotne ustawienie płetw i w efekcie pływały do tyłu. Owa odwrotność, świat na opak, to cecha wskazująca na demoniczny charakter tego stworzenia. Owa ryba miała też inny, o wiele paskudniejszy zwyczaj – pożerała ciała topielców. Dlatego jej mięso było czerwone i żaden człowiek nie mógł go jeść. Kara za złamanie tabu była straszna. Kto zjadł mięso öfuguggi, tego czekała śmierć.

Stworami dość podobnymi do öfuguggi były lodsilungi. To także ryby, podobnie jak omówione wcześniej o niejadalnym mięsie. Ponadto przypisywano im posiadanie zamiast łusek sierści i związki z olbrzymami. Podobno to właśnie one powołały do życia lodsilungi. Olbrzymy związane z siłami natury potrafiły przemienić istoty żywe na przykład w ryby, a zwłaszcza pstrągi i łososie. Nazwa lodsilungi wywodzi się z islandzkiego „lodsilungur” – włochaty pstrąg. Włosy wilcze, niedźwiedzie, nienaturalne to także motyw związany ze światem nieokiełznanym, demonicznym, znajdującym się poza ekumeną.

Jako ciekawostkę dla fanów serialu „Wikingowie” dodam, że przydomek Ragnara – Lodbrok oznacza „włochate portki”. To i tak nie najgorzej, zważywszy, że inni bohaterowie sag nazywani byli tak wdzięcznymi mianami jak Widłobrody czy Sinozęby. Ragnar został tak nazwany, gdyż uważano go za berserka. W ogniu walki przypominał bardziej dzikie bestie porośnięte gęstym futrem – wilka czy niedźwiedzia, aniżeli człowieka.

Wikingowie wypływający w morze mieli zatem powody, by się bać i składać obfite ofiary za powodzenie wyprawy. Umknięcie zamieszkującym morza potworom, demonom i demonicznym zwierzętom graniczyło z cudem. Przy nich nawet sztorm i zmienne wiatry nie były wcale takie straszne.

Barbara Augustyn

About the author
Barbara Augustyn
Redaktor działu mitologii. Interesuje się mitami ze wszystkich stron świata, baśniami, legendami, folklorem i historią średniowiecza. Fascynują ją opowieści. Zaczytuje się w literaturze historycznej i fantastycznej. Mimowolnie (acz obsesyjnie) tropi nawiązania do mitów i baśni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *