Strach się bać!

Kolejny koniec świata zbliża się wielkimi krokami. Co niektórzy przewidująco budują schrony i gromadzą zapasy żywności (nie dostrzegając w tym absolutnego braku logiki). No, ale przecież sygnały są wyraźne – ptaki spadają z nieba, ziemia się trzęsie, na Słońcu co i rusz eksplozje, huragany niszczą miasta, dookoła nic, tylko wojny, głód, brud i smród. No i jeszcze ci wredni Majowie przepowiedzieli koniec świata na kilka dni przed świętami, jakby nie mogli po Sylwestrze.

Co prawda jakieś szczególne uzdolnienia Majów w dziedzinie prekognicji nie są znane, ale przecież świat jest pełen „wiedzących lepiej”.

Gdyby tak powiedzieć przeciętnemu obywatelowi – w dniu 31.12.2000 r. po północy kończy się dwudziesty wiek i zaczyna dwudziesty pierwszy, tenże obywatel albo popukałby się w czoło, albo zadzwonił na pogotowie psychiatryczne. No bo co go to kurczę obchodzi? A bo to jakaś nowość, sensacja? Skąd więc taka fascynacja dniem, w którym kończy się jedna epoka w kalendarzu Majów i zaczyna kolejna? Niewątpliwie ma tu miejsce połączenie dwóch faktów – niewiedzy i taniej sensacji.

Niewiedza pospólstwa zawsze była stosowana przez mądrzejszych do osiągania określonych korzyści. Wystarczy sobie choćby przypomnieć wykorzystanie zjawiska zaćmienia Słońca przez egipskich kapłanów w „Faraonie” Prusa. Zresztą do dziś spotykamy ludzi, którzy całkiem poważnie opowiadają  o tym, że gdzieś tam pod ziemią w kotłach smażą się grzesznicy, a pilnuje tego jakiś rogaty kurdupel z rogami, kopytami i ogonem. Nic więc dziwnego, że kolejny już koniec świata wzbudza takie zainteresowanie. W końcu ponoć tylko dwie rzeczy są nieskończone – wszechświat i ludzka głupota.

Od czasu, kiedy poznałem przepowiednie niejakiego Nostradamusa i ich fantastyczne interpretacje nauczyłem się jednego – przepowiednie sprawdzają się zawsze albo po fakcie, albo wcale. Jeśli jeszcze dodatkowo się je zagmatwa (a duża część przepowiadaczy ma wyraźny problem z jasnym formułowaniem wypowiedzi) to można osiągnąć tekst, który dopasujemy niemalże do wszystkiego. Oczywiście post factum, kiedy wiemy już, do czego najlepiej pasuje.

Nie zmienia to jednak faktu, że na tego typu „przepowiednie”, „wizje” czy „przeczucia” jest olbrzymi popyt. Nic to, że się nie sprawdzają. Samych końców świata każdy z nas przeżył już kilkanaście, może nawet kilkadziesiąt. Nie chodzi bowiem o to, by złapać króliczka, o nie… Gdyby któraś z wizji się sprawdziła, nie powstałby ten tekst (i nie miałby go kto przeczytać). Chodzi o to, by umiejętnie podsycać panikę, bo może jednak, bo może tym razem…

Trzęsienia Ziemi? Wybuchy na Słońcu? Wulkany? Huragany? Zmiany klimatyczne? Na przestrzeni milionów lat istnienia życia na tej planecie zjawiska te przybierały czasami rozmiar, którego nie jesteśmy w stanie sobie nawet wyobrazić. I co? I nic! Życie przetrwało, planeta się nie rozpadła, nie uciekła w kosmos, nie nastąpił żaden Armageddon. I nagle to wszystko mieliby zburzyć jacyś amerykańscy Indianie?

Umiejętnie podsycana atmosfera strachu, związana z przejściem kalendarza Majów z jednego okresu w drugi, świadczy tylko o naiwności i niewiedzy, choć, jak to zawsze bywa, wiele osób stara się na niej zarobić. Ja natomiast, pomny doświadczeń z przeszłości, kiedy jeden koniec świata przespałem, inny przepiłem a o kolejnym zapomniałem, tym razem solennie przyrzekłem sobie, że o tym nie zapomnę i obejrzę do końca. Nie, nie świata.

Zgrzewki piwa.

Robert Rusik

About the author
Robert Rusik
Urodził się w 1973 roku w Olkuszu. Obecnie mieszkaniec Słupcy, gdzie osiedlił się w 2003 roku. Pisze od stosunkowo niedawna, jego teksty publikowały „PKPzin”, "Kozirynek", "Cegła", "Szafa", „Szortal”. Ma na koncie kilka zwycięstw oraz wyróżnień zdobytych w różnych konkurach literackich (organizowanych m.in. przez portale Fantazyzone, Erynie, Weryfikatorium, Apeironmag, Szortal i inne), w tym prestiżową statuetkę „Pióro Roku 2009” przyznaną przez Słupeckie Towarzystwo Kulturalne. Przeważnie pisze fantastykę, choć zdarza mu się uciec w inne rejony literatury. Od 2010 roku felietonista Magazynu Kulturalnego „Apeiron”, od lipca 2011 także „Szuflady”. W 2012 roku ukazał się jego ebook „Isabelle”. Prywatnie szczęśliwy mąż oraz ojciec urodzonego w 2006 roku Michałka i urodzonej w 2012 roku Oleńki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *