Star Trek: W nieznane. Fantastyczny świat Gene’a Roddenberry’ego to nie tylko przygodówka, rozrywka i walka o widza.

Na pewno każdy choć raz słyszał o franczyzie zwanej Star Trek. Nawet jeśli ktoś szczerze nie znosi SF i za nic w świecie nie obejrzałby niczego spod tego znaku, wie, o czym mowa. W społecznej świadomości Star Trek ma swoje miejsce, którego nikt mu nie odbierze, i dzieje się tak nie bez powodu. Fantastyczny świat Gene’a Roddenberry’ego to nie tylko przygodówka, rozrywka i walka o widza. To przede wszystkim próba uczynienia świata lepszym i nauczenia ludzi czegoś, co dziś – po tylu latach – wydaje się oczywiste, a kiedyś wcale takie nie było. W końcu oficjalna premiera odbyła się w 1966 roku, gdy świat był inny. Rzeczy takie jak równouprawnienie kobiet i kolorowych czy znaczenie kontroli populacji wymagały wtedy walki i w to zaangażował się twórca popularnej marki. Czy dziś potrzebujemy jeszcze Star Treka z całym jego przesłaniem? Chyba tak, skoro J.J. Abrams podjął się reaktywacji prac w tym uniwersum, według wielu od dawna martwym.

star-trek-logo-1000x600

Kapitan James T. Kirk ma chwilami dosyć swej funkcji. Ciąży mu odpowiedzialność za setki ludzi i statek, będący chlubą Gwiezdnej Floty. Nie znając planów pierwszego oficera Spocka, rekomenduje go na swego następcę i postanawia przenieść się na stację kosmiczną Yorktown. Dowodząca nią komodor Paris ocenia jego podanie przychylnie, jednak ich rozmowy przerywa przybycie tajemniczej kobiety nieznanej rasy. Prosi ona o pomoc dla swej załogi, która utknęła na planecie w pobliskiej mgławicy, dotąd jeszcze niezbadanej przez Federację. Korzystając z obecności sławnego kapitana, komodor Paris prosi właśnie jego o zorganizowanie wyprawy ratunkowej. Nikt nie spodziewa się szczególnych problemów, dlatego atak agresywnych humanoidów całkowicie zaskakuje załogę. Dowódca napastników, Kral, chce zdobyć jeden z artefaktów zgromadzonych na pokładzie podczas lat wędrówki.  James T. Kirk przeczuwa, że ten niedoceniany przez niego drobiazg może mieć wielkie znaczenie, i ukrywa go. Kral niszczy Enterprise, a załogę bierze do niewoli. Jedynie czterem osobom udaje się uciec. Spock, McCoy, Kirk i Scotty, wspomagani przez tajemniczą dziewczynę o imieniu Jaylah, muszą odkryć motywację Kralla i znaleźć sposób na wyrwanie się ze śmiertelnej pułapki, nim dowódca agresorów zdobędzie broń zdolną zniszczyć całą Federację…

star-trek-beyond-poster-international

Ci, którzy obawiali się zmiany na fotelu reżysera, mogą już odetchnąć z ulgą. Justin Lin, reżyser znany z „Szybkich i wściekłych”, wywiązał się ze swego zadania więcej niż dobrze. Zaserwował widzom nie tylko świetną rozrywkę, ale i znakomicie skonstruowany film, co nie zawsze bywa tożsame. Owszem, scenariusz ma pewne słabe punkty, a niektóre rozwiązania techniczne wydają się kompletnie nieprawdopodobne. Na przykład – żeby za dużo nie zdradzać – wariacka jazda Kirka na starym motocyklu po górzystym, kompletnie mu nieznanym terenie w rzeczywistości musiałaby się nieuchronnie skończyć skręceniem karku przez głównego bohatera. Oczywiście to drobiazg, w Star Treku od zawsze mogliśmy obserwować nieprawdopodobne wyczyny, urągające wiedzy o ludzkiej anatomii i możliwościach techniki. Natomiast sam widok tej jazdy zapiera dech w piersiach – i nie tylko on. Można śmiało powiedzieć, że ta część nowego cyklu zachwyca fantastycznymi zdjęciami, nawet gdy nie ogląda się jej w 3D. Są przepiękne i naprawdę wywołują u widzów wrażenie, jakby wszyscy razem przenieśli się na obcą planetę.

star-trek-into-darkness--e44858d,0,0,0,0

Oczywiście film to nie tylko zdjęcia, to też bohaterowie. Większość z nich już znamy, grają ich aktorzy, do których przywykliśmy i których zdążyliśmy polubić. Pojawiają się jednak nowi – rasy naprawdę obce, niewidziane wcześniej ani w serialach, ani w filmach pełnometrażowych. Wśród nich wyróżnia się zdecydowanie Jaylah, piękna, seksowna i sprawna fizycznie jak zapaśniczka. Jej wygląd – biała skóra z czarnymi zygzakami – podkreśla wrażenie obcości w sposób bardzo dyskretny, bo poza tym Jaylah jest humanoidem typu ziemskiego, aż za bardzo ludzką jak na kosmitkę nienazwanej rasy. Inaczej główny antagonista, Krall, i jego pomocnicy. Oni wyglądają co prawda obco, stanowią jednak najsłabszy punkt filmu. Właściwie trudno powiedzieć dlaczego, po prostu nie przekonują. Tak samo ich motywacja, by „przywrócić granice”, wydaje się co najmniej niejasna. Czyżby aluzja do tych, którzy chcą zniszczenia Unii Europejskiej i przywrócenia dawnego porządku rzeczy? Można to na upartego tak odczytać. Przecież Star Trek od samego początku poruszał problemy społeczne i polityczne, a jego twórcy nie obawiali się najtrudniejszych tematów. Także tych, których inni boją się dotknąć. Tak było od zawsze i jeśli Star Trek ma być nadal tym, czym go stworzono, musi tak pozostać.

STAR TREK BEYOND

Jak wspomniałam na początku, historia Star Treka jest długa i sięga 1964 roku. Tak, 64, nie 66, kiedy to odbyła się oficjalna premiera serii. W 1964 narodził się odrzucony przez szefów wytwórni pilot serialu i jednocześnie powstała legenda trwająca do dziś. Od tamtych dni Star Trek jako franczyza przeszedł długą drogę i uległ wielu zmianom. Obecnie na ekranach kin króluje najnowszy cykl kinowy, który powstał dzięki wizji J.J. Abramsa i jego zaangażowaniu w sprawę ożywienia franczyzy. Jedni mieszają go z błotem, inni wychwalają, ale jakbyśmy nie oceniali nowych epizodów – są one Star Trekiem dzisiejszego pokolenia. W odróżnieniu od dawnych filmów, które były w pełni zrozumiałe tylko dla fanów, nowa odsłona jest adresowana do wszystkich. Kapitan Kirk, doktor McCoy, Scotty, Spock są przedstawieni w sposób współczesny. Kreacje nowej ekipy aktorów odbiegają nieco od oryginalnych, zachowują jednak tyle podobieństwa do niej, żeby usatysfakcjonować starszych fanów. Może nie wszyscy i nie do końca dorównują dawnym gwiazdom, ale całość sprawia całkiem dobre wrażenie. Trzeci film, zrealizowany w uniwersum J.J. Abramsa, obenie zwanym „Kelvin timeline” (od zniszczonego w pierwszej części statku), stanowi samodzielną historię w dużo większym stopniu niż poprzednie, gdyż jest tam znacznie mniej bezpośrednich nawiązań do oryginalnej linii czasu. Czy przez to jest gorszy? Zdecydowanie nie. Pod wieloma względami „Star Trek Beyond” jest najciekawszym obrazem z nowej serii. Szkoda tylko, że w napisach końcowych musiano upamiętnić dwóch zmarłych aktorów: osiemdziesięcioczteroletniego Leonarda Nimoya (Spock Prime) i dwudziestosiedmioletniego Antona Yelchina (Pavel Chekov). Obu ich będzie nam brakować.

9297179-kadr-z-filmu-star-trek-w-nieznane-643-460

Warto o czymś pamiętać – nie byłoby tego filmu, gdyby nie odrzucony w 1964 roku pilot planowanego serialu, noszący tytuł „The Cage”. I warto podkreślić, że to stamtąd właśnie pochodzi obecny w pierwszym i drugim filmie Abramsa kapitan Christopher Pike. Jednak w formie, w której Star Trek został powołany do życia, nie mógłby do dziś przetrwać i umarłby razem ze śmiercią ostatniego „starego” fana. J.J. Abrams, przez jednych chwalony, przez innych przeklinany, dał mu możliwość nie tylko trwania, ale rozwoju. Wiemy już, że powstanie czwarty film, a także serial telewizyjny, pierwszy od piętnastu lat. I oby tak dalej.

Luiza Dobrzyńska

Tytuł: „Star Trek: W nieznane”
Premiera: 22 lipca 2016
Reżyseria: Justin Lin
Produkcja: J. J. Abrams, Roberto Orci, Lindsey Weber, Justin Lin
Scenariusz:    Simon Pegg, Doug Jung
Według pomysłu:    Gene’a Roddenberry
Obsada:     John Cho, Simon Pegg, Chris Pine, Zachary Quinto, Zoe Saldana, Karl Urban, Anton Yelchin, Idris Elba
Muzyka:     Michael Giacchino

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *