„Śmierć nie ulega przedawnieniu” a kryminały nie wychodzą z mody

Podobno kryminały najlepiej czyta się zimą, pod ciepłym kocem z kubkiem rozgrzewającej herbaty. Na razie nie mam argumentów na obalenie tej tezy. „Śmierć nie ulega przedawnieniu” Friedricha Aniego czytałam w takich właśnie okolicznościach przyrody. Sprawdziło się idealnie. Wszystko było jak należy, nawet okładka – intrygująca, nawiązująca do tanich, kieszonkowych wydań kryminałów z lat pięćdziesiątych. Trochę erotyki, trochę przemocy, w tle jakiś cmentarz, sensacyjna czcionka. Jest dreszczyk emocji i przyjemne poczucie obcowania ze starą, dobrą tradycją powieści kryminalnych!

Historia, jeśli obrać ją z epizodów mających za cel odwrócenie uwagi czytelnika od głównego toku zdarzeń, nie jest skomplikowana. Kilka lat temu zaginęła dziewczynka, ciała nigdy nie znaleziono, matka jednak już pierwszego dnia śledztwa zainwestowała oszczędności w jej grób. Do popełnienia zbrodni przyznał się upośledzony chłopak z sąsiedztwa – ktoś w typie Foresta Gumpa. I po sprawie. Mija sześć lat, szkolnemu koledze zaginionej wydaje się, że widzi ją na ulicy. O pomoc prosi komisarza do spraw zabójstw – kontrowersyjnego (detektywi zawsze muszą być kontrowersyjni!) Poloniusa Fishera. Ten w tajemnicy przed kolegami z komisariatu wszczyna dawno zamknięte dochodzenie i jak to w klasycznych kryminałach – pojawia się cała galeria podejrzanych. W przypadku niektórych z nich już, już nam się wydaje, że oto mamy winnego. Za chwilę jednak autor wywiedzie nas na manowce i skłonni będziemy uwierzyć, że małej Peters nic się nie stało i że wszystko to jest jedną, wielką mistyfikacją. „Śmierć…” z pewnością dostarczy wiele przyjemności tym, którzy lubią być wodzeni za nos!

Fabuła nie należy do przyjemnych – nie znajdziemy tu herbatek z konfiturą i salonów z szydełkowymi serwetami jak u Agathy Christie. Jest raczej niezbyt miło i dziwnie znajomo. To co opisane mogłoby dziać się za rogiem, w najgorszym wypadku kilka ulic dalej (o zgrozo, działo się – w tym samym czasie przez polskie media jak burza przetaczała się tragiczna historia zaginionej Madzi i jej matki). Imigranckie dzielnice, podłe hotele, zapyziałe knajpy, konkubenci, konkubiny, podejrzane typki o tureckich nazwiskach – dziś kryminały bardziej niż kiedyś są zwierciadłem społecznych niepokojów i ekonomicznych układów. Ani nie odmalowuje zbyt optymistycznie atmosfery dzisiejszych Niemiec. I nie tak znów daleko tej atmosferze do naszych, krajowych realiów.

Wiadomo, że kryminał to pewna konwencja. Przyjemność jego lektury przypomina słuchanie szlagieru, który dobrze znamy. Główny bohater rozwiązujący przedawnioną zagadkę musi być typem dziwaka i samotnego wilka. Najlepiej, żeby nosił w sobie jakąś mroczną tajemnicę. Przy jego boku powinna znajdować się kobieta, najlepiej, żeby coś ich łączyło. Musi być czarny charakter, który okazuje się dobrym i dobry, który okazuje się złym. Ani to wszystko dobrze wie i nie zawodzi oczekiwań czytelnika, a przy tym całkiem zręcznie żongluje psychologią i dobrą znajomością ludzkich emocji.

A że rozwiązanie wydaje się nieco zbyt proste, prostsze niż wszystkie zmyłki i logiczne zasadzki przygotowane przez autora? Że większość opisanych historii i zdarzeń nie ma związku ze sprawą? Trudno, nie marudźmy. Bo czyż nie uwielbiamy, gdy autor prowadzi nas na manowce i przechytrza nasze czytelnicze dochodzenie?

Agata Jawoszek

Ocena: 3/5

Autor: Friedrich Ani

Tytuł: „Śmierć nie ulega przedawnieniu”

Wydawnictwo: Czarne/ Seria ze strachem

Rok wydania: 2011

Stron: 266

About the author
Agata Jawoszek
rocznik `83, absolwentka slawistyki, obroniła doktorat z literatury bośniackich muzułmanów, specjalizuje się w kulturze krajów bałkańskich, czyta zawsze i wszędzie, najchętniej kilka książek na raz; ma słabość do sufizmu i sztuki islamu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *