Siła kobiecej (i nie tylko) niezależności u Bohumila Hrabala

Urodził się 100 lat temu. Kojarzy się zwykle z piwem (furorę robi seria piw czeskich z jego wizerunkiem), gawędą, pracą w hucie i pozorami niewyszukanego wykształcenia. Chociaż na pierwszy rzut oka zakorzeniony w najbliższym sobie otoczeniu, w prosty sposób porusza kwestie uniwersalne i społeczne. O niezależności kobiet w swoich historiach wypowiedział się raz i to nie wprost, w Postrzyżynach (Postřižiny, 1974). I ten jeden raz niewiele według mnie pozostawił do dodania.

hrabalAutor znany jest z literackich obrazów otoczenia robotniczego i męskiego, unika konfrontacji politycznych. Chociaż nie opowiada się wprost za żadną ideologią, wybiera opowiadane historie tak, żeby mówiły same za siebie. Każdy może je odczytać według własnego uznania, ale chyba nigdy nie mijają bez chociażby emocjonalnego echa. Tak też jest w Postrzyżynach. Hrabal opisuje historię małżeństwa dwójki na pozór zupełnie innych od siebie ludzi. On jest dyrektorem browaru, którego uwadze nic nie umyka, spokojny, stateczny. Ona bawi się krwią zarżniętego prosiaka, pije piwo lepiej niż wiejski chłop, chodzi po kominach i nic sobie nie robi z czyjejkolwiek opinii. Chociaż jest mężatką oddaną i wierną – nie można odmówić jej niezależności.

Hrabal nie określa, nie definiuje, niczego nie tłumaczy – jedynie  pokazuje. Czy można to odnieść do współczesnego dążenia kobiet do niezależności i równouprawnienia? Myślę, że można, z tym że autor wydaje sie tu subtelnie zwracać uwagę zarówno na inne podejście do tej kwestii. U niego kobieta staje sie niezależna nosząc spódniczkę, a nie spodnie, nie ma znaczenia czy nosi warkocz, czy nie, dopóki sama o tym decyduje. Żadne z nich nie kłoci się o przyznanie racji ze względu na status, płeć czy cokolwiek innego. Nikt nie domaga się władzy czy taryfy ulgowej. Kobiecość nie jest ani zależna, ani niezależna. Męskość – ani władcza, ani uległa. U Hrabala każdy jest silny tylko przez indywidualny charakter.

Jeszcze nie dawno więcej mówiło sie o Pokoleniu X, o braku idei, braku definicji, jak chcemy żyć, kim chcemy zostać, jak sie określamy. Teraz mówi sie o gender, o tożsamości płciowej, o tym, że z czymś się trzeba utożsamiać, co wprowadza człowieka w istne szufladkowe rozpasanie. Zwierzęta kupujemy często rasowe, „jakieś”, konkretne przez możliwość ogólnikowego zdefiniowania charakteru, zachowania i maksymalnej wielkości. Jest to nawet wytłumaczalne – kiedy porywa człowieka wir kariery – nie chce się dodatkowo szukać po omacku, bo wydaje się to być stratą czasu. Definiujemy sie przez dietę, muzykę, zainteresowania, poczucie określonej przynależności do społeczeństwa. Hrabal wiedział natomiast, że to za mało i nie tak, że człowiek zawsze jest tylko i aż sobą.
Przytoczona historia być może nie jest idealnym zwierciadłem krystalicznej puenty, ale jest dla mnie właśnie tym, czego czasem brakuje w dyskursie między wielkimi klasycznymi przykładami. Jest swobodna, niczego nie narzuca, ma się wrażenie nurtu życia niezakłóconego dążeniami literatury.

Bardzo podoba mi sie fragment wiersza, w którym Łukasz Jarosz pisze, że Życie jest tym, czym jest./ Żadną metaforą. Zakładając, że metafora mówi o czymś, co niebezpośrednio określa, czyli w pewien sposób definiuje – każda metafora jest zarówno trafna jak i nie trafna. Podobnie jest z próbami określenia człowieka. Nie trzeba się definiować, żeby być człowiekiem wolnym, silnym i niezależnym, a to czy się jest kobietą czy mężczyzną, czy hetero- czy homo- czy kimkolwiek innym, to już jest często kwestia zupełnie poboczna i prywatna.
Żeby też nie przesadzać – definicje są potrzebne. Pomagają się komunikować, poznawać. Nie warto jednak pozwolić sie w nich zamknąć ani tym bardziej zamykać w nich kogokolwiek.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *