Sekrety ciążą na sumieniu, czyli „Tajemnica Mirtowego Pokoju” Wilkie Collinsa

Wilkie Collins zaczyna Tajemnicę Mirtowego Pokoju (1856) od momentu, w którym Charlotte Brönte skończyła Dziwne losy Jane Eyre (1847): od ślubu niezwykłej kobiety z niewidomym mężczyzną. Pomimo niemal dziesięciu lat dzielących te dwie powieści wyraźnie widać, wpływ, jaki dzieło Brönte miało na Collinsa. Jedna z pierwszych powieści tego autora to jednak nie tyle kontynuacja, ile odwrotność Dziwnych losów Jane Eyre. Rosamond przechodzi odwrotną drogę w porównaniu z najsłynniejszą wiktoriańską heroiną – od pełnego wsparcia i miłości domu po wątpliwości, czy miłość najbliższych nie jest jednak warunkowa, od bogactwa do widma ubóstwa, od współzależności do współpracy pomiędzy małżonkami, od wysokiego społecznego statusu do jego utraty. To historia Kopciuszka na opak. Jakby Collins chciał sprawdzić, czy i w takich warunkach gotycka heroina sobie poradzi. I Rosamond dzielnie znosi wszystkie zwroty akcji i fabularne pułapki tej niezwykłej powieści.

Aby jednak zrozumieć, na czym polega fenomen obu tych tytułów, trzeba wiedzieć, dlaczego Rochester musiał stracić wzrok. Wyobraźmy sobie zakończenie Jane Eyre, w którym nic takiego się nie dzieje. Wybucha pożar i Bertha, ten gotycki sobowtór głównej bohaterki, szalona kobieta uwięziona na strychu, umiera. Nic poza tym. Rochester zostaje wdowcem, wciąż w pełni sił i majętny odnajduje Jane, w pewnym sensie ratuje ją przed samopoświęceniem, jakim byłaby praca misjonarki w Indiach, i pobierają się. Czy cokolwiek zmienia się w dynamice ich relacji w stosunku do okresu narzeczeństwa, kiedy ją okłamywał? Czy Rochester uczy się czegokolwiek? Czy Jane byłaby z nim szczęśliwa? Można odpowiedzieć przecząco na te pytania. Rochester musiał oślepnąć, aby przyswoić sobie pewną lekcję na temat bycia bezbronnym i zależnym od drugiego człowieka. Musiał znaleźć się w kobiecej pozycji społecznej, w stosunku zależności, aby on i Jane byli sobie równi. Pod względem prawnym i społecznym może nadal mieć przewagę nad Jane, ale nie może też bez niej żyć. Jego kalectwo ich zrównuje. Dziwne losy Jane Eyre to opowieść o kobiecie, która poznaje swoją wartość, a potem ją egzekwuje w tym, jak ma być traktowana przez innych. Nie godzi się na kompromisy i rozwiązania, które nie respektują jej autonomii, co jak na standardy wiktoriańskiego społeczeństwa było prawdziwie radykalnym posunięciem. To różnica pomiędzy Jane Eyre i Charlotte Lucas z Dumy i uprzedzenia (1813) Jane Austen, dla której przykre małżeństwo z rozsądku było zadowalającym rozwiązaniem. Brönte mówiła swoim czytelniczkom, aby nie godziły na cokolwiek, co im urąga. Wilkie Collins kontynuuje ten wątek, chociaż w jego wykonaniu jest to raczej rodzaj literackiej zabawy niż radykalny przekaz ideologiczny – tego również nie brak w jego powieści, nie ma on jednak feministycznego wymiaru, dotyczy bowiem klasowych podziałów. Rosamond nie jest Jane, nie ma jej zaciętości, nie ukształtowało jej cierpienie. Tego dopiero przyjdzie jej doświadczyć. Ale to również jest ważna lekcja – być może zdobycie autonomicznej pozycji przez kobietę nie musi wiązać się z walką i cierpieniem. Może to stanowić punkt wyjścia do dalszych frapujących perypetii. Tajemnica Mirtowego Pokoju nie jest zawoalowaną opowieścią o małżeństwie Jane i Rochestera, bo Rosamond i Leonard to zupełnie inne postaci.

Tajemnica Mirtowego Pokoju zaczyna się od śmierci lady Treverton. Przy jej łóżku obecna jest tylko jedna osoba, zaufana pokojówka Sara Leeson. Umierająca kobieta dyktuje jej list skierowany do męża, kapitana Trevertona, w którym wyjawia sekret, tajemnicę swojego życia, coś, czego nie jest w stanie wyznać mu w rozmowie. Wymusza też na Sarze obietnicę, że ta nie zniszczy listu ani nie wyniesie go poza obręb posiadłości Porthgenna Tower. Przerażona pokojówka również nie ma śmiałości przekazać listu kapitanowi. Ukrywa go więc w tytułowym Mirtowym Pokoju, w niezamieszkanym skrzydle dworu. Następnie znika, uciekając od niewygodnych pytań.

Piętnaście lat później córka kapitana Trevertona, Rosamond, poślubia Leonarda Franklanda, niewidomego przyjaciela z dzieciństwa. W prezencie ślubnym młoda para otrzymuje Porthgenna Tower, gdzie mają zamiar się osiedlić. Pozornie nic nie stoi na drodze do ich szczęśliwego życia. Z wyjątkiem tajemnicy, która teraz może ujrzeć światło dziennie. Jak wpłynie to na losy Rosamond? Tego dowiedzieć się można, jedynie czytając Tajemnicę Mirtowego Pokoju.

Nie jest to najlepsza z powieści Collinsa i daleko jej do Kobiety w bieli. Ale to jego wczesne dzieło, podobnie jak Bazyl (1852), i wyraźnie widać, że autor wciąż pracował nad swoim warsztatem, poruszając się bezpiecznie w sferze intertekstualnych odniesień i literackich nawiązań. Pewne elementy fabuły zostaną później powtórzone przez niego w o wiele lepszym wykonaniu w takich dziełach jak Amandale (1866) i Córki niczyje (1862). Szczególnie dla współczesnego czytelnika niedociągnięcia są doskonale widoczne – ślady tajemnicy rozsiane po tekście wcale nie są tak subtelne, jak można by oczekiwać, i dość wcześnie jesteśmy w stanie odkryć tajemnicę lady Treverton. Nie zmienia to faktu, że z fascynacją obserwuje się powolne wypływanie sekretu na światło dziennie. Rosamond i Leonard niczym para detektywów zbierają fragmenty wiedzy na temat wydarzeń z przeszłości. A to, czego się dowiadują, rzuca cień na ich szczęśliwe życie.

Tajemnica Mirtowego Pokoju to doskonały przykład przechodzenia wiktoriańskiej powieści grozy w powieść sensacyjną. Gotyckie dziedzictwo pobrzmiewa w niepokojącej atmosferze ponurej Kornwalii, postaci udręczonego ducha matki, który nawiedza Porthgenna Tower, licznych literackich nawiązaniach i figurze heroiny, dzielnie stawiającej opór wszechobecnemu zagrożeniu. Rosamond jest niezwykłą postacią, która pomimo niesprzyjających okoliczności nie traci nic z hartu i pogody ducha. Jest odważna, szczera, kochająca i szlachetna. Łatwo jest kibicować jej poczynaniom i bać się tego, czego może się dowiedzieć o sobie i swoim życiu, jeśli tajemnica zostanie wyjawiona. Leonard pełni w powieści rolę pomagiera, Watsona dla Sherlocka, którym jest Rosamond. Są małżeństwem, które współpracuje i działa zespołowo, a sednem ich relacji jest bezwzględna szczerość. Są nie tylko małżonkami, ale też przyjaciółmi, co jest dość radykalnym rozwiązaniem w świetle realiów XIX wieku. Wielkie znaczenie ma to, że w toku fabuły to Leonard jest tym, który odbiera ważna moralną lekcję. To przypomnienie, że przed panem Rochesterem jeszcze długa droga nauki i oduczania się pewnych patriarchalnych nawyków – także tych związanych z porządkiem społecznym, a nie tylko z indywidualnymi przekonaniami. Bo Collins wiedział, że seksizm, rasizm i inne uprzedzenia są częścią kulturowego ładu, a nie cechą charakteru. I pisał o tym wprost.

Osobiście uważam, że najbardziej fascynująca gra literacka, jaką Collins wpisał w ramy powieści, odbywa się z gotyckim schematem poszukiwania utraconej matki. Nie można jednak powiedzieć zbyt wiele o tym wątku bez zdradzania szczegółów fabuły, pozostawię więc to odkrycie każdemu przyszłemu czytelnikowi powieści.

Gotyckie dziedzictwo miesza się z sensacyjnymi i melodramatycznymi elementami, co w sumie daje nie zawsze spójny, ale zabawny i interesujący efekt. Realistyczne oddanie ówczesnych realiów i melodramatyczne ujęcie poważnych społecznych problemów sąsiaduje tu z nawiedzeniami i eksponowanym do granic możliwości ponurym nastrojem. Porthgenna Tower zasługuje na to, aby zostać wspomniana na równi z takimi reliktami klasycznego gotyku jak zamek w Otranto czy Udolpho. To wszystko jest też skontrastowane z Dickensowskim humorem rodem z Klubu Pickwicka (1836), obecnym w przekomarzaniach pracowników rezydencji. Komiczny duet gospodyni i kamerdynera stanowi także odzwierciedlenie dynamiki relacji Rosamond i Leonarda w krzywym zwierciadle, gdyż o wiele sprytniejsza kobieta wodzi za nos zaślepionego, pretensjonalnego służbistę. Satyryczne przedstawienie domu mizantropa Andrew Trevertona również jest pełne humoru i ukazuje wpływ przyjaźni z Dickensem na Collinsa.

Jak zwykle u Collinsa na pierwszy plan wysuwają się postaci kobiece. Autor miał o wiele więcej szacunku dla swoich bohaterek niż Dickens. Melancholijna i doświadczona przez życie Sara Leeson stanowi ciekawy kontrapunkt dla pełnej energii i optymistycznej Rosamond. W prozie Collinsa pełno jest zrozumienia i sympatii dla ich odmiennych doświadczeń, tego, jak ukształtowało je życie, i w efekcie ich motywacji. Chociaż ich cele są zasadniczo sprzeczne, okazują się uzasadnione. To starcie równorzędnych racji rodem z greckiej tragedii, gdzie dobre intencje rzadko prowadzą do pozytywnych wyników.

Tajemnica Mirtowego Pokoju nie jest najlepszą powieścią Collinsa, ale jest interesująca: jako literacka gra, jako zalążek nowoczesnej powieści sensacyjnej, jako reprezentacja odmiennych typów kobiecości. To dzieło, od którego z trudem można się oderwać, zabawne, przewrotne i niepozbawione przejmującej wymowy. Zdecydowanie stanowi dobry punkt wyjścia, do zapoznania się z twórczością tego autora.

Autor: Wilkie Collins

Tytuł: Tajemnica Mirtowego Pokoju

Tytuł oryginału: The Dead Secret

Tłumaczenie: Joanna Wadas

Rok wydania: 2017

Wydawnictwo: MG

About the author
Aldona Kobus
(ur. 1988) – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorka literaturoznawstwa. Autorka "Fandomu. Fanowskich modeli odbioru" (2018) i szeregu analiz poświęconych popkulturze. Prowadzi badania z zakresu kultury popularnej i fan studies. Entuzjastka, autorka i tłumaczka fanfiction.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *