Różne ujęcia toposu rozstania w literaturze i filmie

Można rozstawać się ze światem, żegnać z marzeniami, zostawić kogoś na lodzie, oddać coś w dobre ręce, albo zniknąć jak kamfora… Nie sposób przejść przez życie bez rozstań, a każde z nich ma inny charakter. Jakakolwiek zmiana jest w istocie zerwaniem z dotychczas istniejącym porządkiem, pożegnaniem ze starym stanem rzeczy… Niektóre z nich są tylko przejściowe, innych nie da się już odwrócić…


„Miłość poraziła nas w jednej chwili. (…)Rozmawialiśmy ze sobą, jakbyśmy się znali od wielu lat. (…) Niebawem ta kobieta potajemnie stała się moją żoną”

Rosja, lata dwudzieste ubiegłego wieku. Oto początek niezwykłej historii miłosnej bohaterów powieści Michaiła Bułhakowa. Składamy ją w całość z subiektywnych relacji kochanków oraz z wypowiedzi narratora, który określa siebie mianem „rzetelnego sprawozdawcy”.

Romans pięknej, trzydziestoletniej mężatki Małgorzaty i starszego od niej pisarza, zwanego Mistrzem, kończy się bez ostrzeżenia. Wspólne życie w tajemnicy przed wszystkimi i wspólną pracę nad książką, przerywa nagłe zniknięcie mężczyzny. Mistrz zapada na chorobę psychiczną i znajduje się w szpitalu dla umysłowo chorych, nie przekazawszy Małgorzacie żadnych informacji na ten temat. „Miałbym ją unieszczęśliwić? Nie, do tego nie jestem zdolny”.

Tymczasem dla kobiety ta niewiedza jest kompletnie druzgocząca. Brak wiadomości od ukochanego doprowadza ją na skraj rozpaczy. Nie zdążywszy rozmówić się z mężem i zostawić go dla Mistrza, tak, jak wcześniej planowała, przychodzi do pustej sutereny, w której kochankowie razem spędzali czas. Robi, co może, żeby dowiedzieć się czegokolwiek, jednak jej wysiłki spełzają na niczym. „Doprowadzona do ostatniej rozpaczy” dalej wiedzie życie u boku poślubionego jej, bogatego lekarza.

Przez całą zimę, wypełnioną smutkiem, Małgorzata snuje różne domysły, nie potrafi zapomnieć szalonej miłości. Obarcza się winą za zostawienie Mistrza samego tamtej nocy, gdy zachorował i spalił rękopis swojej powieści.

Przełom nadchodzi w dniu, w którym Małgorzata zgadza się przyjąć ofertę wysłannika samego diabła –Azazella. Wyjawia on kobiecie, że ten, za którym tak bardzo tęskni, jest ciągle wśród żywych. Spragniona kolejnych informacji na temat wybranka, kobieta zostaje wiedźmą, pełniąc rolę gospodyni szatana na wielkim balu i całkowicie poddając się jego woli. Wiąże się to z uczestnictwem w wielu mrocznych, rytualnych obrzędach (na przykład obmycie we krwi). W istocie cechuje ją jednak miłosierdzie.

Kiedy ma określić, czego oczekuje za swój udział w balu, Małgorzata, mimo że za wszelką cenę chce odzyskać Mistrza, najpierw wstawia się za Friedą – dzieciobójczynią, dręczoną narzędziem swej zbrodni. Diabeł spełnia tę prośbę.

Po chwili przywołuje też Mistrza. Para razem wraca do sutereny.

Szczęście nie jest im jednak przeznaczone w doczesnym świecie, wypijając wino przysłane przez Wolanda, popełniają więc samobójstwo. Nie dostępują zbawienia, jednak dzięki wzajemnej miłości i wierności, osiągają wieczny spokój.

W zupełnie innym kontekście rozstanie przedstawiono w filmie „Tato”. Kiedy kończy się związek dwojga ludzi, nic nie jest proste. Ewa nieoczekiwanie oświadcza mężowi, że nie jest z nim szczęśliwa, a jej uczucie wygasło. Okalecza się i formułuje przeciwko niemu nieprawdziwe zarzuty. Następnie pakuje walizki, razem z córką wyprowadza się do domu rodziców i utrudnia Michałowi spotkania z Kasią.

Początkowo mężczyzna nie chce dać rozwodu żonie. Uważa jej postępowanie za nieodpowiedzialny, chwilowy kaprys. Gdy adwokat, do której zwraca się o pomoc uświadamia mu, że nie ma już wpływu na żonę, a w wyniku sądowej batalii może również stracić córkę, mężczyzna przystępuje do nierównej walki ze stronniczym wymiarem sprawiedliwości, który jest od początku bardziej przychylny matce, mimo ujawnienia jej załamania nerwowego i czasowego umieszczenia w szpitalu psychiatrycznym. Trzeba bowiem zaznaczyć, że w czasie, kiedy powstawał film „Tato”, rozwód ciągle był w Polsce rzadkością, a przyznanie praw rodzicielskich ojcu – precedensem.

Atmosfera wokół kolejnych rozpraw robi się coraz bardziej napięta, zdesperowany, tytułowy tata, decyduje się porwać własne dziecko z domu niezwykle zaborczej, ingerującej w sprawy małżonków teściowej. Wbrew oczekiwaniom, relacje między ojcem i córką także nie od początku układają się pomyślnie. Michał, wiodący dotąd życie operatora, zapracowany i spędzający większość czasu z dala od domu, typowy niedzielny tata, nie przywykł do opieki nad Kasią, nie radzi sobie w wielu sytuacjach, jednak gdy zostają sami na dłużej, wytwarza się między nimi nowa i silna więź, która motywuje ojca do działania, wbrew przeciwnościom losu, w jego życiu pojawia się także miejsce dla nowej kobiety.

Debiut reżyserski Macieja Ślesickiego jest jednocześnie obrazem smutnej przemiany miłości w nienawiść, toksycznych relacji między dwojgiem niegdyś bliskich sobie ludzi i determinacji ojca, aby radząc sobie z rozstaniem z żoną, nie dopuścić tym samym do rozłąki z dzieckiem. Bezwzględna walka w sądzie ujawnia wiele negatywnych cech charakteru zarówno jednej, jak i drugiej strony. Jest to proces trudny do przeprowadzenia bez uszczerbku, nie da się uniknąć publicznej dyskusji na temat prywatnych spraw. To doświadczenie bolesne i skomplikowane nawet dla dorosłych, a jedną z głównych zainteresowanych pozostaje dziecko, córeczka dawnej pary. Dziewczynka w tej sytuacji jest zdezorientowane, a czując zagrożenie, posuwa się do irracjonalnego i niebezpiecznego zachowania. Negatywne emocje i wydarzenia, których w dzieciństwie była świadkiem, z pewnością pozostawią ślady na jej psychice, widoczne także w późniejszym życiu…

Można się rozstać, a ciągle być razem, można się rozwieść, zdarza się też…odejść do wieczności. O życiu prywatnym Wisława Szymborska mówiła niechętnie. Nie lubiła wystąpień publicznych, a otrzymanie nagrody od Szwedzkiej Akademii określiła mianem „Tragedii sztokholmskiej”. I twierdziła, że jej partner życiowy, pisarz Kornel Filipowicz…zasłużył na nią bardziej! Wielka musiała być to miłość, skoro poetka nawet Nobla by oddała, a jeszcze większy smutek, gdy w 1990 roku pisarz zmarł. „Umrzeć – tego nie robi się kotu” – nie robi się także Szymborskiej…

Swoje uczucia poetka przelała na papier, oczywiście w subtelnej, zawoalowanej formie. Sytuację przedstawia bowiem z punktu widzenia Mizi, futrzastej ulubienicy Filipowicza. Nowa rzeczywistość odstaje od przyzwyczajeń. Szymborska w przejmujący sposób opisuje puste pokoje, po których kotka snuje się, w oczekiwaniu na powrót właściciela.

„Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane,
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.”

W przytoczonym rozmyślaniach zwierzątka dominuje tęsknota, niezbyt dokładnie ukryta pod warstwą drobnej uszczypliwości. Wszystkie dobrze znane kąty nagle wydają się obce, a kolejne dni są coraz bardziej nudne. Na nic zdaje się manifestowanie niezadowolenia. Nie skutkuje nawet złamanie zakazu i zrobienie bałaganu – pan ciągle nie zjawia się z powrotem.

Kotka nie zdaje sobie sprawy z nieodwracalności śmierci. Pojmuje świat po swojemu,  i choć wymyśla rozmaite groźby, planuje, jak będzie się zachowywać, gdy znowu go zobaczy, chociaż twierdzi, że zachowa dystans: „żadnych skoków pisków na początek”, w istocie pragnie tylko jednego – żeby wreszcie wrócił do domu. Jest całkowicie oddana swojemu dotychczasowemu towarzyszowi, a jego nieobecność bardzo ją frustruje. Złości się z powodu zachodzących zmian i nieodwołalnego rozstania z kimś bliskim, kimś, kto „był i był, a potem nagle zniknął. I uporczywie go nie ma”.

Pojawiające się wzruszenie, które nawet alergików przyprawi o chęć utulenia
i pogłaskania kociaka, jest efektem typowego stylu poetki, która pisze z niezwykle wymowną prostotą. Odejście Noblistki w lutym bieżącego roku nadało „Kotu…” nowy wymiar. Po jej śmierci, stał się bodaj najczęściej cytowanym wierszem w prasie i Internecie.

Innym utworem, w którym pojawiają się wątki autobiograficzne są „Niezawinione śmierci” Williama Whartona. To książka – dokument, której fabuła osnuta jest wokół autentycznego wydarzenia. Pisarz przedstawia w niej swoje losy oraz dzieje własnej rodziny, której zupełnie niespodziewanie przyszło zmierzyć się z ogromną tragedią, kiedy w karambolu zginęła jego córka, zięć i dwie wnuczki. Miało to miejsce na autostradzie międzystanowej, wypadek spowodowali oregońscy farmerzy, bez względu na stwarzane niebezpieczeństwo wypalając ścierniska.

Pisanie staje się dla cierpiącego ojca formą terapii. Swoje myśli formułuje na ogół w sposób bardzo jasny i klarowny. Nie pomija drastycznych szczegółów, przechodzi trudną drogę, na przykład przy niezwykle długich i rzetelnych oględzinach ciał bliskich, którym wykonuje fotografie, użyte później w trakcie procesu sądowego. Próbując pogodzić się z rozstaniem, podejmuje bowiem niełatwą walkę z procederem wypalania traw. Wydanie książki jest tylko jednym z jej elementów. Wkrótce rezygnuje z ukrywania się pod pseudonimem, aby móc występować w tej sprawie publicznie.

Z „Niezawinionych śmieci” wyłania się szczery i kompletny obraz doświadczeń Whartona. Obraz życia, miłości i umierania, a także poświęcenia prawdzie i sprawiedliwości. Ukazuje ona święty gniew ojca, lecz finalnie również znalezienie ukojenia – zmarli nawiedzają narratora we śnie, ich obecność odczuwa on także obserwując ptaka, który zakłada gniazdo w opuszczonym młynie i składa pięć jaj, z których wykluwają się tylko cztery pisklęta. Ma to znaczenie symboliczne. W dniu wypadku w samochodzie nie było jednego z trójki wnucząt Whartona, syna jego córki, co ocaliło chłopca od śmierci.  Książka kończy się słowami:

„Tak więc życie toczy się dalej. Toczy się dalej i trwa dłużej niż większość z nas gotowa jest uwierzyć”.

Choć niekiedy są nieuniknione, nie wszystkie rozstania mają wymiar tragiczny. (Ostrzegam, że będę mówić o ostatniej scenie filmu!) Andy – bohater dwóch wcześniejszych animacji studia Pixar przeznaczonych dla małoletnich odbiorców, dorósł na tyle by wyjechać na studia. Od dawna nie bawi się już zabawkami. Dla siedemnastolatka mógłby to być jedynie – i tutaj kolokwializm – obciach. Wierni towarzysze z dzieciństwa muszą więc znaleźć nowe miejsce pobytu. Po nieudanej krucjacie o odzyskanie zainteresowania chłopca, zabawki trafiają do pobliskiego przedszkola. Tam jednak nie wszystkie dzieci traktują je dobrze, zgodnie z ich przeznaczeniem. Na dodatek, każdej nocy absolutną władzę na półkach i w koszykach przejmuje przerażający Miś Tuliś razem ze swoją bandą. Buzz Astral, Chudy i inni podejmują nierówną walkę o przetrwanie. Po wielu perypetiach docierają z powrotem do domu dokładnie w przededniu wyjazdu swojego pierwszego właściciela. Ten zaś, po namyśle, odwozi je do domu małej dziewczynki, która przyjmuje prezent z ogromną radością. Andy spędza z nią ostatnie chwile w mieście, z sentymentem opowiadając historię każdej z zabawek. Plastikowi i pluszowi przyjaciele także akceptują swój nowy dom.

To pięknie przedstawione rozstanie, będące najwłaściwszą konsekwencją dojrzewania, pożegnanie z dzieciństwem, naturalna kolej rzeczy. Od ukazania się pierwszej części „Toy story” minęło wystarczająco wiele lat, by jego pierwsi widzowie także stali się dorośli i z łezką w oku wspominali przeżywanie przygód razem z filmowymi bohaterami. Trzecia część jest produkcją na tyle udaną, że wywołuje kolejne pozytywne uczucia. A co najważniejsze: nic tu nie kończy się definitywnie! Ulubione zabawki mogą przecież powrócić, by umilać czas chociażby dzieciom Andy’ego! Po tym, jak scenariusz trzeciej części powstał w zaledwie jeden weekend i odniósł spektakularny sukces, studio Pixar już zapowiedziało stworzenie kolejnego filmu.

Jako temat stale towarzyszący człowiekowi, motyw rozstania został utrwalony
w rozlicznych dziełach sztuki. Twórcy literaccy i filmowi korzystają z różnych konwencji, aby przedstawić historie swoich bohaterów z odmiennych punktów widzenia. Wielokrotnie ukazują wydarzenia z własnego życia, bądź inspirują się nimi. Inaczej pożegnanie objaśnia się dziecku, a inaczej mówi się do dorosłego odbiorcy. Jedni autorzy kładą nacisk na aspekty emocjonalne, inni przeciwnie: piszą z niemal dokumentalnym zacięciem i chłodnym realizmem. Rozstanie to z reguły zmiana i zaskoczenie, które na początku ciężko zaakceptować. Nabieranie dystansu i powracanie do równowagi są zasługą upływającego czasu. W końcu rodzi się jednak spokój i przychodzi ukojenie. Zburzenie dotychczasowego porządku nie musi bowiem oznaczać nic gorszego, niż tylko pojawienie się nowych możliwości…

Agata Grudkowska

About the author
Agata Grudkowska
rocznik '93. Mała, uparta, czasami nieznośna, ciągle nie ma czasu rzucić edukacji, żeby zostać głodującą artystką. Wiecznie coś śpiewa, pisze, albo wykleja - bywa nawet, że wszystko to na raz... :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *