Recenzja komiksów z serii „Lucky Luke”

Seria komiksów o przygodach najszybszego rewolwerowca Dzikiego Zachodu nie miała do tej pory wielkiego szczęścia w Polsce. O ile „Asteriks” od wielu już lat znajduje się w ciągłym obiegu, o tyle „Lucky Luke”, druga z najsłynniejszych serii, przy której udzielał się Rene Goscinny, wciąż miała pod górkę. Wydania zbiorcze w pomniejszonym formacie ukazywały się coraz rzadziej, aż zupełnie znikły z oferty Egmontu, natomiast kioskowa kolekcja od Hachette nie wyszła poza fazę testową. Egmont zdecydował się dać przygodom Lucky Luke’a jeszcze jedną, trzecią już (kilka albumów ukazało się bowiem nakładem Egmontu jeszcze w latach 90) szansę. Czy tym razem seria trafi wreszcie do serc czytelników?

LL32_dylizans

Fani komiksów nie mogą ostatnio narzekać na niedostatek opowieści osadzonych pośród amerykańskiej prerii XIX wieku. Nie brakuje zarówno klasyków dla starszych odbiorców, takich jak „Blueberry” Jeana Girauda, „Durnago” Yvesa Swolfsa czy „Comanche” Grega (scenariusz) i Hermanna (rysunki), jak i bardziej popkulturowego spojrzenia na Dziki Zachód w „Jonah Hex”, amerykańskiej serii od DC Comics. „Lucky Luke” natomiast uzupełnia świat kowbojów i Indian o humor przeznaczony dla młodszego czytelnika (choć gwarantuję, że dorośli też będą się nieźle bawić podczas lektury).

LL48_p13

Egmont w pierwszej kolejności zaprezentował aż sześć albumów z Lucky Lukiem w roli głównej, wszystkie wydane w formacie A4, podobnie jak inne klasyki komiksu dziecięcego w ofercie wydawnictwa („Asteriks”, „Smerfy”, „Kajko i Kokosz”). Co istotne, wybrane komiksy nie są prezentowane chronologicznie (brak także numeracji na grzbiecie czy okładce), choć opublikowana na ostatniej stronie lista wszystkich tytułów (z wytłuszczonymi dotychczas wydanymi) pozwala sądzić, że Egmont ma w planach publikację wszystkich siedemdziesięciu części. Jednak w związku z tym, że każdy z komiksów prezentuje zupełnie oddzielną historię i brak w nich nawiązań do poprzednich przygód, można spokojnie czytać poszczególne tomy, nie zważając na daty ich powstania.

LL48_jednoreki

Listę najnowszej edycji słynnej serii Morrisa, twórcy i rysownika (a także scenarzysty wielu z albumów) otwierają wydane oryginalnie w 1968 roku „Dyliżans” i „Żółtodziób”, oba napisane przez Rene Goscinnego, po czym następuje przeskok do roku 1972 i albumu „Łowca nagród” (scenariusz Goscinnego). Kolejne trzy tomy to wydawane po sobie „Skarb Daltonów” (1980), „Jednoręki bandyta” (1981) i „Sarah Bernhard (1982), które zostały stworzone  odpowiednio przez Vicqa, Boba de Groota i Jeana Leturgie wraz z Xavierem Fauche.

LL32_p5

Mimo że każdy z tych albumów pełen jest doskonałego, inteligentnego, humoru i ciekawych zwrotów akcji, zdecydowanie wybijają się te pisane przez Goscinnego. Autor ten słynął z umiejętnego ubarwiania dialogów, które zaskakiwały celną pointą i ciętym dowcipem. W „Lucky Luke’ach” pisanych przez niego również tego nie zabraknie. Nie umniejsza to oczywiście wartości pozostałych komiksów, które prezentują wysoki poziom i będą doskonałą lekturą zarówno dla młodszych, jak i starszych czytelników. Co ważne, podobnie jak w przypadku takich serii jak „Asteriks”, komiks Morrisa wyjątkowo dobrze zniósł nieubłagany upływ czasu, co sprawia, że niemal czterdzieści lat po publikacji przygody najszybszego rewolwerowca na Dzikim Zachodzie wciąż czyta się z zapartym tchem.

LL47_SD

Chociaż prezentowane przez Egmont albumy powstały w ciągu ponad dziesięciu lat, trudno odnaleźć w rysunkach Morrisa wyraźne różnice, wynikające czy to ze zwyczajnego szlifowania warsztatu, czy też zmian stylu. W latach 70. XX wieku postać Lucky Luke’a była już na tyle ukształtowana, że jego rysownik i pomysłodawca mógł wiernie trzymać się wypracowanej koncepcji. Dopiero porównanie tych albumów z powstałymi na przełomie lat 40. i 50. pozwala dostrzec znaczną różnicę w warstwie graficznej.

LL33_zoltodziub

„Lucky Luke” to ważna seria w historii frankofońskiego komiksu humorystycznego dla dzieci, stąd też jej obecność na naszym rynku wydaje się jak najbardziej naturalna i uzasadniona. Odejście od pomniejszonych albumów zbiorczych na rzecz ładnie wydanych pojedynczych tomów w formacie A4 to dobre posunięcie. Komiks ten nie tylko prezentuje się o wiele lepiej, ale także jest zdecydowanie bardziej dostępny dla młodszego odbiorcy, głównie dzięki zachowaniu niskiej ceny. Na razie wszystko wskazuje na to, że co dwa miesiące możemy spodziewać się kolejnych albumów. W styczniu „Jesse James” i „Fingers”. Howgh!

Karol Sus

Scenariusz: Rene Goscinny, Bob De Groot, Morris, Jean Leturgie, Xavier Fauche, Morris, Vicq
Rysunki: Morris
Data wydania: 9 Listopad 2016
Wydawca oryginału: Dargaud
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor
Oprawa: miękka
Format: 21 x 29 cm
Stron: 48
Cena: 24,99 zł
Wydawnictwo: Egmont

About the author
Karol Sus
Rocznik ‘88. Absolwent Uniwersytetu Warmińsko- Mazurskiego w Olsztynie. Wychowany na micie amerykańskiego snu. Wciąż jeszcze wierzy, że chcieć – to móc. Wolnościowiec. Kinomaniak, meloman, mól książkowy. Namiętnie czyta komiksy. Szczęśliwy mąż i ojciec.

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *