Rafał Wojaczek

w03aZaprawdę powiadam ci, poetą się jest. Jest się nim, żyjąc.[1]

Rafał Wojaczek: poeta-legenda, polski Rimbaud, poeta wyklęty, alkoholik, gorszyciel, samobójca. I wszystkie te role sam sobie wykreował. Wojaczek usilnie pragnął zapisać się na kartach historii jako postać owiana tajemnicą, jako buntownik, ignorant, skandalista. Prowadził więc grę pozorów: na zewnątrz przybierał pozę, w jego duszy jednak królowała wrażliwość. Problem Wojaczka polegał na tym, że prowokował, ale nie demonizował. Determinowały go chęci, a nie potrzeby. S. Srokowski zauważył: sam chciał być kultem i był mu potrzebny kult. Kult wielkiej, wyklętej sławy, jakby orgiastycznego powodzenia, niezwykłości, szaleństwa i obłędu. Ku temu wszystkiemu zmierzał (…). Epoka wielkiego wyzwania duchowego okazała się dla niego za trudna, za ciężka.[2]

A jak to wszystko się zaczęło?

Elżbieta z Sobeckich i Edward Wojaczkowie byli rodzicami czworga dzieci. Po śmierci córki Kasi opiekowali się trzema synami: Piotrem, Rafałem i Andrzejem. Wykształceni humanistycznie (on – fil. polska, niemiecka, klasyczna; ona – romańska, angielska) usiłowali zaszczepić podobne pasje i ambicje w swych potomkach. Miłość do języków chyba najpełniej rozwinęła się w przyszłym poecie. Urodzony w 1945 r. Rafał swoje pierwsze próby literackie kreślił już w czasie Wielkiej Odwilży. Dumny ze swoich wierszy chwalił się rodzicom, ale dla nich były to jedynie budzące grozę utwory, których nawet do końca nie rozumieli. To poczucie braku kontaktu, zrozumienia, więzi typu autor – odbiorca będzie prześladować Wojaczka aż do śmierci.

Najbardziej zżyci ze sobą byli dwaj najmłodsi bracia. Obaj uwielbiali żeglarstwo, obaj założyli harcerskie mundurki. Łączyła ich także swoista miłość do pociągów, która wzięła się z rytualnych wręcz posiedzeń na peronie, w oczekiwaniu na matkę wracającą z pracy. Nieco później największą pasją Rafała stała się fotografia. Posiadał własną ciemnię, samodzielnie (lub w asyście Andrzeja) pokonywał każdy etap „produkcji” zdjęć.  Ale wśród jego hobby zdarzały się też rozmaite dziwactwa, np. uwielbiane spacery po cmentarzu – miejscu, w którym Wojaczek czuł się najlepiej, gdzie odnajdywał upragniony spokój.

Rodzeństwo zatracało się również w czytaniu. Nikogo nie zdziwi, że młody Rafał zaczytywał się w Londonie, a wśród lektur Wojaczka-nastolatka czy młodzieńca dominowały dzieła Fika, Pola, Balzaca, Staffa, Przybosia, Tołstoja, Goethego czy Trznadla. Jego ukochaną powieścią był „Doktor Faust”. Za swoich literackich mistrzów uważał Dostojewskiego i Manna.

w03Rodzina Wojaczków nie była religijna, choć Rafał w swej twórczości darzy wielką uwagą tę sferę. Najczęściej tam, gdzie pojawia się Bóg i sprawy wiary, goszczą też grzech i szyderstwa – nie jest to jednak wyraz stosunku poety do tej kwestii, lecz efekt jego poszukiwań, stawiania pytań i zdobywania odpowiedzi. Dla niego to obca dziedzina, którą chętnie bada.

Jako pierwszoklasista w liceum był chłopcem cichym, spokojnym i opanowanym, nigdy typem awanturnika, nie potrafił się bić. Po dwóch latach nauki diametralnie się odmienił – przeobraził się w chuligana. Bardzo doskwierała mu wówczas samotność, szczególnie w sensie intelektualnym. Prawdopodobnie miał świadomość, że staje się mężczyzną niezwykłym, wyjątkowym, w pewnym sensie „wiecznym”.

w smiertelnej potrzebie
„W śmiertelnej potrzebie”

Nie pomogła zmiana szkoły – w Katowicach wytrzymał tylko rok. Miał już wtedy za sobą pierwsze próby samobójcze i okaleczenia ciała. W końcu zamieszkał z ojcem, w Kędzierzynie, gdzie wreszcie udało mu się zdać maturę w 1963 r. Te drobne i nieco większe, błahe i ważne zdarzenia uczyniły go tym, kim jawi się poprzez swoją poezję: TYM Wojaczkiem. To właśnie konflikty z otoczeniem, odrzucenie, poczucie wyobcowania, strach i pragnienie bycia kimś wyjątkowym to grunt pod szokującą lirykę Rafała.

W jego poezji szczególne miejsce zajęła jedna z najpopularniejszych par: Eros i Thanatos. Jednak miłość ukazana jest tu jako brutalna rozrywka. Bohater Wojaczka to mężczyzna, który istnieje poprzez odruchy, zewnętrzność, jego obsesją są kobiety, bywa kochankiem-oprawcą. Kobietę często redukuje do jej natury, biologiczności. Wojaczek rzuca wyzwanie delikatności uczuć[3] – napisał J. Marx i jest to niezwykle subtelne określenie tego, co poeta zrobił z uczuciami w swojej liryce. Tę twórczość zdominował panseksualizm.

Oto skuwka rymu nieodwołalnie spięła dwa słowa, nadając im potęgę rewelacyjną. Oto dwa inne skuły się w metaforę, energia w każdym z osobna zawarta, sumując się dała nowa dynamiczną jakość. Oto jakiś spadek był równią, po której zjeżdżało się w przepaść, by nagle zostać wyniesionym na nieoczekiwany szczyt raptowną windą przerzutni. Oto aliteracja szumiała jak wiatr.[4]

Takimi refleksjami dzieli się bohater „Sanatorium”, robiąc wielkie wrażenie na czytelnikach. Wojaczek potrafił czarować słowem. A jednak jego liryka to nie poezja słowa, to poezja ciała, chuci. Ale co najważniejsze, nie wiadomo do końca, na ile prawdziwa, na ile tylko na taką stylizowana. Widać w tej twórczości wielki głód doznań, nienasycenie, ale i pewien infantylizm.

"Rękopis"
„Rękopis”

Jednym z najważniejszych leitmotivów jest ciało. To fundament, na którym wszystko powstaje, rodzi się, buduje (np. „Wieża”). To także swoista kronika przeszłości, jak w „Nowym świecie”. A nade wszystko to pole do eksperymentów, wyznaczanie granicy bólu, do której można się posunąć, i szukanie odpowiedzi na pytanie, co jest trudniejsze do zniesienia – ból duszy czy ciała?

Czy ten rodzaj liryki, tak pojmowana sfera cielesności, seksualności, czy może pewnego rodzaju miłości, brała się z życia intymnego samego poety? Raczej nie. Pierwszą ważną kobietą w jego życiu była Stefania Cisek. Ich znajomość w znacznej mierze zachowała się dzięki obszernej korespondencji tych dwojga. To zauroczenie młodą panną objawiło się Wojaczkowi w bardzo odpowiednim dla niego momencie – samotny, nierozumiany, coraz mniej akceptowany, dziwny chłopak spotyka wreszcie kogoś, kto go docenia, kogo potrafi zainteresować i kto widzi w nim to wszystko, co on chce pokazać. Wojaczka, być może bardziej niż osoba samej Stefy, ujęła ta możność porozumienia, odnalezienie bratniej duszy, istoty, która wreszcie go rozumie (lub przynajmniej stara się). W liście datowanym na 24-25 XI 1963 pisał: A czasem tak chciałbym do kogoś mówić naprawdę – jak małe dziecko. A przecież, kiedy mam mówić, zmieniam wszystko w żart i nic nie mówię. Słów mi brakuje – tylko ciągła niepewność, żeby się nie obnażyć zanadto, żeby nie zdradzić, co się myśli naprawdę.[5]

Ale jej mówił, niemal o wszystkim, co dręczyło jego duszę. Dziewczyna była powiernikiem lęków (np. przed mieszkaniem w akademiku), gniewu (jaki wywoływał w nim np. Kraków), pragnień czy wyznaczanych celów, nawet dość dokładnie dzielił się z nią opisami swoich prób samobójczych.

O ile Stefania dawała mu pewnego rodzaju rozkosz intelektualną, tak seksualną inicjację zapewniła mu jedna z jego nauczycielek. Jak się okaże, pomogła ona również Andrzejowi i kilku innym potrzebującym chłopcom.

Miłości Wojaczka nie były tylko przejściowymi flirtami, jednorazowymi aktami, poeta przeżywał te związki. Każdą z tych ważnych kobiet (Stefę, Teresę, Grażynę, Hanke czy Elę) darzył miłością, na swój sposób.

"Piszę miłość"
„Piszę miłość”

Musi być ktoś

Musi być ktoś, kogo nie znam, ale kto zawładnął

Mną, moim życiem, śmiercią; tą kartką

Kobiety pomagały, często napędzały jego twórczość, często poświęcał im utwory, a nawet całe tomiki. W tych lirykach widać, jak bardzo potrafił się zatracać w swoich uczuciach, m.in. tu:

Która zmęczona śpi

a ciało jej jest noc

dzień uśpiony w jej ciele

 

co to jest

że się nie odróżniam

od jej ciała

 

świt stop szlachetny

księżyca i słońca

dojrzewa do nocy

w jej śnie gorącym

 

co to jest

że z jej snu

nie mogę wyjąć mojego snu

 

mój sen w jej zaciśniętych dłoniach

zarazem jej oddech

a także iskra

co spina

śpiące ciało z ptakiem

 

która zmęczona śpi

mój sen zakwita w jej śnie

ofiarowana niegdyś

młoda róża

(„Która zmęczona śpi”)

To jeden z lepszych wierszy w twórczości Wojaczka. Być może powstawał w sposób, którego plastyczny opis poeta wyraził w „Sanatorium”:

Zaś jemu rzemieślnicza uczciwość kazała, choć początkowo musiał się przymuszać, wspomagać to, co przeciwko niemu w nim powstawało. Zawodowa sprawność zaczęła podpierać intuicję, wyćwiczone ucho ujmowało niezborną czasem muzykę w rygor metrum, metronom pulsu wystukiwał rytm (…).

Więc szlifował, oczyszczał, nasłuchiwał, czy to się nie łamie, albo też łamał go przemyślnie dla efektu. Stopniował, przycinał, wzmacniał, obrysowywał, smakował słowo, aż twór przy jego pomocy nareszcie jakoś kształtował się i zażądał czasu na to, by móc się sprawdzić.[6]

w03bWojaczek był bardzo wrażliwy na swoim punkcie, domagał się hołdów. Dlatego dmuchał i chuchał na swoja poezję, ciągle poprawiał, dopieszczał, pracował nad wierszem, by zdobywać jak najlepsze opinie.

Ożenił się w styczniu 1966r. z Hanią. owocem tego dziwnego, nieco tajemniczego, trwającego pół roku małżeństwa jest córka Dagmara, z którą ojciec nie utrzymywał kontaktu. Swoją żonę (pielęgniarkę) poznał na oddziale w szpitalu dla chorych umysłowo, gdzie przebywał w maju 1965r.

 Leczył się z melancholii spowodowanej ciężkimi urazami natury sentymentalnej oraz sytuacją ogólną.[7]

Przypuszczano, że cierpi na schizofrenię. Rodzina jednak była zdania, że wszelkie stany Rafała i jego dolegliwości miały swe źródło nie w chorobie psychicznej, lecz w alkoholizmie. I tak – ta przypuszczalna diagnoza, pijackie wybryki, kobiety, seks i poezja – to wszystko zaczęło tworzyć wokół Wojaczka legendę, którą on sam podsycał.

"Nigdy nie otwierać okna"
„Nigdy nie otwierać okna”

Niemożność zgłębienia ludzkiej psychiki, samotność, bolesne niezrozumienie i niedocenienie jego twórczości, stawianie celów, których nie dał rady osiągnąć – to główne czynniki przyczyniające się do depresji młodego poety. Zaczął szukać innych dróg dla siebie. Zatracał się w alkoholu, zaczął romans z kostuchą.

Wojaczek często flirtował ze śmiercią. Skąd ta fascynacja? Czy wynikała z pragnienia poznania tej ostatecznej granicy, do której może dotrzeć człowiek?  A może bardziej prawdopodobna jest teoria, że Rafał, tak bardzo samotny, usiłował zwrócić na siebie uwagę, był to jego tłumiony krzyk rozpaczy i wzywanie pomocy? Jan Marx w „Legendarnych i tragicznych” skreślił wielce frapujące zdanie: Jeśli artysta nie potrafi oswoić bólu istnienia lub przetworzyć go w dzieło sztuki, w poezję, to myśli o śmierci.[8]

Większość tych samobójczych eksperymentów poeta opisał w „Sanatorium”. Dość makabryczne wydaje się połączenie ciężaru tematu z lekkością pióra:

(…) odkręciwszy kurek gazu, położył się na podłodze, i by skrócić nudne oczekiwanie, począł odmawiać tabliczkę mnożenia, coraz bardziej zły i zniecierpliwiony; aż wreszcie przystawiwszy sobie krzesło do maszynki gazowej, głowę położył tam, gdzie zazwyczaj stawia się garnek.[9]

(…) znajdujące się na dość wysokim piętrze mieszkanie opuścił nie drzwiami, lecz oknem.[10]

(…) stosownym ostrzem ugodził się kilka razy w pulsujące miejsce na szyi.[11]

(…) nie zwlekając, założył pętlę na szyi.[12]

11 V 1971 r. to śmierć zakpiła z Wojaczka. Zakończył się żywot jednego z najtragiczniejszych poetów współczesnej Polski, istoty pełnej sprzeczności, wrażliwego chłopca i skandalizującego artysty. Tego, który przez całe życie najbardziej bał się samego siebie.

Pewna komoda, czyli

Ile śmierć ma szuflad! W pierwszej

Składa sobie moje wiersze

Którymi ją sobie skarbię.

 

W drugiej szufladzie najpewniej

Przechowuje kosmyk włosów

Z czasów, gdy miałem pięć lat.

 

W trzeciej znowu prześcieradło

Z moją pierwszą nocną zmazą

I świadectwo maturalne.

 

Zaś w czwartą zbiera rachunki.

Upomnienia i sentencje

„W imieniu Rzeczpospolitej”.

 

W piątej recenzje opinie

Które by się pośmiać, czyta,

Kiedy jest melancholijna.

 

Musi też mieć wielce skrytą,

Gdzie spoczywa rzecz najświętsza:

Akt mojego urodzenia.

 

A najniższa i największa

– samej już wysunąć trudno –

Będzie dla mnie w sam raz trumną.

Rafał Wojaczek, jego legenda, a przede wszystkim poezja, to źródło nieustającej inspiracji dla współczesnych twórców:

Moja ukochana, będziesz we mnie żyła

dopóki tętni krew w martwych żyłach.

 

Oczy nie odpoczną od twojego blasku

dopóki źrenice pamięcią gasną.

 

Głodem ciebie płuca wypełnione będą

dopóki tlen jest wyłącznie suflerem.

 

Wciąż nosić cię na rękach, nie tylko przez próg

dopóki nie urodzi się nowy Bóg.

 

Tworzyć pocałunkami chaos czułości

dopóki ciało nie jęknie: już dość mi.

 

Zdobyć nieśmiertelność, całe życie szukać

dopóki nie stwierdzą: ona zginęła.

 

Miłość pętlą łaski pieścić będzie szyję

dopóki nie przestanie czuć, że żyję.

Maria Goniewicz – Rafałowi Wojaczkowi

 w08

Kinga Młynarska

Wszystkie zdjęcia pochodzą ze strony: http://archiwum2008-2014.tarnowskikurierkulturalny.pl/wojaczek.html

 —

[1] Wojaczek R., 2010, Sanatorium, Wrocław, s. 35.

[2] Srokowski S., 1999, Skandalista Wojaczek, Wrocław, s. 5.

[3] Marx J., 1993, Legendarni i tragiczni, Warszawa, s. 256.

[4] Wojaczek R., 2010, Sanatorium, Wrocław, s. 30.

[5] Srokowski S., 1999, Skandalista Wojaczek, Wrocław, s. 28.

[6] Wojaczek R., 2010, Sanatorium, Wrocław, s. 30.

[7] Tamże, s. 56.

[8] Marx J., 1993, Legendarni i tragiczni, Warszawa, s. 250.

[9] Wojaczek R., 2010, Sanatorium, Wrocław, s.72.

[10] Tamże, s. 73.

[11] Tamże.

[12] Tamże, s. 76.

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *