Po dłuższej przerwie powracamy z mitologią aztecką i obiecaną historią rywalizacji dwóch najważniejszych bóstw mitologii prekolumbijskiej: Quetzalcoatla i Tezacatlipoki. Obaj panowie doczekali się swoich ziemskich wcieleń, które w typowo baśniowy sposób rozpoczęły rywalizację o władzę. Nie możemy jednak zapominać, że wciąż mamy do czynienia z Aztekami, dlatego ta baśń nie raz spłynie krwią i nie doczekamy się w niej happy endu. Chociaż to zależy od tego, której ze stron będziemy kibicować.
Trudna młodość Ce Acatla
Quetzalcoatl odradza się na ziemi jako Ce Acatl, jeden z synów sławnego króla Mixcoatla. Młodzieniec nigdy nie miał szczęścia do swoich bliskich i to właśnie oni przyczynili się do jego ostatecznego upadku. Już w dzieciństwie wzbudzał zazdrość przyrodnich braci. Jego piękna matka rodziła go przez cztery dni i na końcu tego wyczerpującego procesu zmarła. Mixcoatl wziął sobie kolejną żonę, ale Ce Acatl pozostał już na zawsze jego ulubionym synem. Ojciec nigdy nie wahał się mu tego okazywać, czym doprowadził w końcu do eskalacji agresji swoich pozostałych potomków, którzy postanowili pozbyć się niewygodnego pupilka. Najpierw podstępem zwabili go na Płonącą Skałę i tam zostawili, skazanego na okrutną śmierć w płomieniach. Chłopcu udało się jednak przeżyć w szczelinie. Odczekał, aż bracia odejdą, przekonani, iż spłonął żywcem. Jakież więc było ich zdumienie, kiedy wszyscy spotkali się znowu podczas obiadu. Ce Acatl nie powiedział ojcu o spisku swoich braci, choć wiedział, że naraża się przez to na wielkie niebezpieczeństwo.
Następny epizod tej rywalizacji nastąpił podczas polowania, kiedy bracia zagonili Ce Acatla na drzewo i zaczęli strzelać do niego z łuków. Chłopiec spadł, żeby znowu udawać martwego, a potem upolował zająca i przyniósł go ojcu, wcześniej niż zadowoleni z siebie bracia zdążyli wrócić z lasu. To ich tak rozwścieczyło, że mimo ostrego upomnienia króla nie tylko nie przestali knuć spisku przeciwko Ce Acatlowi, a jeszcze dodali do niego kolejny punkt – zgładzić ojca i wybrać któregoś z nich na nowego władcę. Ich podstępne zakusy również i tym razem zostały udaremnione. Mixcoatl schronił się między skałami, a Ce Acatl zgładził wszystkich zazdrośników strzałami z łuku.
Niestety, nie była to jedyna walka Ce Acatla z własną rodziną. Kiedy chłopiec podrósł, zaczął towarzyszyć ojcu w wyprawach wojennych. W trakcie jednej z nich o swoje prawa upomnieli się dotąd marginalizowani bracia Mixcoatla, którzy podstępem zamordowali króla i zakopali ciało w piasku. Ce Acatl wiele dni i nocy szukał ojca i dopiero przypadkowo napotkany sęp zdradził mu tajemnicę jego zniknięcia, pomagając określić miejsce, w którym ukryto zwłoki. Ce Acatl zabrał je stamtąd do świątyni Mixcoatepetl, zwanej też Górą Mixcoatla. Okazanie czci ojcu spotkało się jednak z ostrym sprzeciwem wujów, którzy zapowiedzieli, że zostanie przez nich zgładzony, jeśli nie poświęci świątyni ofiarą z jaguara, orła i wilka.
Ce Acatl przyzwał do siebie wymienione zwierzęta, ale obiecał im, że nie zginą, a zamiast tego wyda im na pożarcie zabójców króla Mixcoatla. Wujowie z radością pospieszyli do świątyni, chcąc jako pierwsi rozpalić w niej ogień. Na miejscu okazało się, że to Ce Acatl go wzniecił. Rozgniewani wujowie zaczęli się wspinać po schodach na szczyt piramidy, gdzie czekała ich długa i okrutna śmierć z ręki bratanka. Ce Acatl zabił pierwszego z nich, rozbijając mu głowę, a gdy zwłoki potoczyły się w dół, schwytał pozostałych, ponacinał ich ciała i posypał rany palącą papryką. Dopiero kiedy zaczęli błagać go o litość, wyrwał im serca, tą ofiarą uświęcając sanktuarium ku czci ojca.
Quetzalcoatl-Topiltzin: idealnym władcą Tolteków
Kiedy Ce Acatl wstąpił na tron, zaczęto uważać go za wcielenie boga Quetzalcoatla i dodawać do jego imienia przydomek Topiltzin, co oznacza Nasz Książę. Za swojego panowania podbił liczne ziemie, gromadząc w stolicy Tollan wielkie bogactwa. Co więcej, dzięki jego boskiemu wsparciu ziemia rodziła niezwykłe plony, usuwając w cień widmo głodu wśród poddanych. Kukurydza dawała tak wielkie kolby, że rolnicy z trudem przenosili je w ramionach. Łodygi szarłatu były natomiast tak wysokie, że wspinano się po nich jak po drzewach. Sadzono też wielokolorowe kakaowce i bawełnę, nad którymi latały przepięknie upierzone ptaki, swoim śpiewem urozmaicające pracę rolnikom.
O świcie Topiltzina krążyły legendy. Ponoć przemieszczała się z nadludzką szybkością i lekkością, jego herold zaś ze szczytu wzgórza Tzatzitepetl (Góra Krzyku) przekazywał wszystkim poddanym rozkazy. Ci natychmiast przybywali, by usłyszeć każde słowo władcy i spełnić jego wolę.
Quetzalcoatl Topiltzin dbał również o rozwój rzemiosła i sztuk pięknych. To za jego czasów Aztekowie tworzyli niedoścignione dzieła sztuki i wysadzane klejnotami przedmioty użytkowe, jakich już nikt inny potem nie stworzył. W stolicy powstawały pałace z drogocennych turkusów, złota i kolorowym muszli.
Jedyną wadą cudownego władcy było to, że za życia nigdy nie pokazywał się publicznie. Popadł w religijną ekstazę i całymi dniami oddawał się wymyślnym, okrutnym modłom. Tak wpłynął na niego epizod z uświęceniem świątyni jego ojca. Topiltzin był dobrze strzeżony przez swoich paziów w trudno dostępnej komnacie. Pościł i drogocennymi kolcami z jadeitu, zdobionymi piórami kwezela, upuszczał sobie krwi z różnych części ciała. Zamiast kadzidła palił zaś turkus, jadeit i czerwone muszle. W ofierze oprócz własnej krwi składał węże, ptaki i motyle. Każdej nocy, gdy nastała północ, rytualnie kąpał się w źródle Xippacoyan, a jego uduchowiony, łagodny głos docierał do samego serca niebios, gdzie rezydował bóg-stwórca. Czystość i pokora władcy doprowadziły do stworzenia kolejnej legendy – poddani zaczęli budować jego własną świątynię z wężowymi kolumnami, ale zanim udało im się ją ukończyć, na arenie dziejów pojawił się dyżurny szyderca Azteków – Tezcatlipoca.
Jednak o tym, jak zuchwały młodzieniec z prostego ludu wkroczył na salony Quetzalcoatla, żeby doprowadzić go do zguby za pomocą zwierciadła, przeczytacie już w następnym artykule. Niech Quetzalcoatl nacieszy się jeszcze swoim postem.
Magdalena Pioruńska
2 komentarze