– Jestem złodziejem, a ty?
– Spytaj siebie. Jestem tym, za kogo mnie uważasz.
Upadek Nadziei Kacpra Rybińskiego trafi do księgarń 3 kwietnia. Prezentujemy pierwsze fragmenty powieści:
Ritę obudziły te same co zawsze promienie słońca, uporczywie próbujące dostać się do jej oczu, jakby niecierpliwe po długim nocnym oczekiwaniu. Dzisiaj mijało dokładnie piętnaście lat odkąd im się to udawało.
Dziewczyna wstała, wylała na siebie wiadro wody i nabrała ochoty na śniadanie. Nadzieja leżała w zakątku świata, w którym walutą była woda pitna. Zjadła kilka daktyli, następnie ułożyła krótkie, czarne włosy, przepłukała usta i przeżuła liść mięty, by odświeżyć oddech, a potem wyszła z mieszkania.
O szóstej rano na ulicach panował już spory ruch. Poranek, obok wieczoru, stanowił najprzyjemniejszą porę dnia w tym piekielnie gorącym mieście. Chmury były tu rzadkością, a deszcz legendą, którą pamiętali tylko najstarsi mieszkańcy.Miasto dzieliło się na trzy części. W Wodnych Ogrodach rezydowali bogacze i wodni kapłani, tam też swój pałac miał Król-Słońce. Zwykli mieszkańcy i średnio zamożni rzemieślnicy zamieszkiwali Słoneczną Dzielnicę, z kolei Beznadzieja była domeną przestępców, sierot i biedoty. Rita nigdy się tam nie zapuściła, ale słyszała o tym miejscu dość, by powstrzymać awanturnicze żądze (które zresztą nachodziły ją rzadko). Pracowała na targowisku w centrum Słonecznej Dzielnicy. Sprzedawała owoce: figi, daktyle, cytrusy. Była sierotą. Nie znała rodziców i niechybnie trafiłaby do Beznadziei, gdyby nie pewien kupiec, który ją przygarnął. Dzięki niemu do trzynastego roku życia mieszkała w Wodnych Ogrodach. Córki kupca jednak nigdy jej nie lubiły i w końcu przekonały ojca, by odesłał ją do Słonecznej Dzielnicy. „Rodzinę” odwiedzała teraz wyłącznie w święta. Nie pragnęła ich towarzystwa — robiła to, bo tak nakazywał dobry obyczaj.
Jedyne, czego chciała Rita, to żyć normalnie.