Projekt 1958: Konflikt w Strefie Zero

Tłum ludzi zebrał się w studiu filmowym na Woronicza 17 w Warszawie, w siedzibie Telewizji Polskiej. Technicy właśnie ustawiali cały sprzęt. Kamery skierowane były na stojącego przy jednym z foteli młodego, krótkowłosego dziennikarza. Nosił okulary z czarnymi, cienkimi oprawkami. Nie miał żadnej wady wzroku, po prostu twierdził, że z nimi na nosie czuje się inteligentniejszy. Otrzepał ze swojego garnituru ewentualne drobinki kurzu. Lubił chodzić tak ubranym, na swój sposób, strój ten wywoływał w nim złudne poczucie wysokiej pozycji społecznej, mimo że został on mu wypożyczony jedynie na czas tego nagrania. Dosłownie za minutę wchodzili na wizję, wygodnie rozsiadł się w swoim fotelu i czekał. Nagle wszyscy zebrani w studiu, usłyszeli całkiem głośny sygnał dźwiękowy, informujący o tym, że właśnie rozpoczęto transmisję na żywo, oglądała ich cała Polska.

– Witam państwa w programie „Kontrowersje miesiąca”. – Tłum zareagował na jego powitanie aplauzem. Gdy oklaski ustały, kontynuował. – Dziś przeprowadzimy rozmowę z chyba najbardziej kontrowersyjną bohaterką ostatnich dni. Powitajmy ją gromkimi brawami!

Kamerę skierowano na jedno z wejść, przez które po chwili do pomieszczenia weszła ubrana w kremowy płaszcz, młoda, ciemnowłosa, tajemnicza kobieta. Każdy swój ruch wykonywała z gracją i szykiem. Mimo, iż starała się udawać pewną siebie, uważny obserwator był w stanie dostrzec nieśmiało malujące się na jej twarzy zwątpienie. Oczy telewidzów utkwione były w niej do momentu, gdy zasiadła w fotelu po drugiej stronie.

– Witam. – Rozległy się gromkie brawa. – Nazywam się Lucyna Ulańska. Zmarłam w 1958 roku, w wieku 21 lat. Dzięki terapii regresji transwymiarowej, otrzymałam szansę na kontynuowanie swojego przedwcześnie zakończonego życia.

– Głównym powodem pojawienia się pani na pierwszych strony gazet, jest organizacja, której jest pani założycielką, nazywająca się „Projekt 1958”. Czy może nam pani w skrócie opowiedzieć, na czym polega Wasza praca?

– Jako członkowie „Projektu 1958”, spełniamy marzenia. Życie to naszym zdaniem bardzo cenny dar, dlatego nie pozwolimy go zmarnować. Umożliwiamy ludziom planującym popełnić samobójstwo, przekazać je tym, którzy chcieli je w pełni wykorzystać, lecz nie mieli takiej szansy, umierając przedwcześnie. Na tym polega właśnie nasza praca.

– Nie sądzi pani, że poświęcanie jednego życia, by ratować drugie jest niemoralne? Szczególnie, gdy zgodnie z prawami natury, to drugie już nie powinno istnieć. Jakim prawem śmie pani decydować, kto powinien żyć, a kto się poświęcić? – Spytał oburzony dziennikarz.

Tego obrotu zdarzeń, Lucyna absolutnie się nie spodziewała, bowiem niepozorny wywiad nagle zaczął zmieniać się w transmitowaną na żywo debatę na temat moralności. Odpowiedź na pytanie zadane przez oponenta nie była zresztą prosta, gdyż od tego, co teraz powie, może zależeć, jak będą postrzegani przez innych.

– Cóż, pozwolę się posłużyć analogią. Jeśli miałby pan nadmiar jedzenia, to wyrzuciłby pan je do śmietnika, czy podzielił się nim z biednymi ludźmi, których często nie stać nawet na kajzerkę? Szaleńcy są właśnie takim nadmiarem, z którym nikt nie wie, co zrobić, więc zamyka się ich wszystkich w szpitalach psychiatrycznych, niczym w śmietnikach!

Tłum ucieszony zaostrzeniem się dyskusji, odpowiedział oklaskami. Jednak publicysta nie odpuszczał, postanowił dyskutować dalej, zamiast faktycznie kontynuować wywiad.

– Cóż, w kwestii jedzenia, pewnie i bym się podzielił. Jednak sytuacje te nie są aż tak do siebie podobne, jak pani sądzi. W przeciwieństwie do kajzerki, życie to nie przedmiot, który można oddać jak się znudzi, a depresja to nie jego nadmiar, lecz choroba, a wbrew temu co czyni nasza służba zdrowia, chorych się leczy, nie dobija!

Z brawami ludzi zgromadzonych w studiu spotkała się jego trafna krytyka NFZ, a Lucyna musiała przyznać, iż jego argumentacja, jak na kogoś całkowicie do tego nie przygotowanego, była całkiem porządna. Jednak nie poddawała się i kontynuowała propagowanie poglądów ruchu antypsychiatrii.

– Owszem! Najlepiej zamknijmy ich w wariatkowie, niech cierpią! – Wykrzyknęła z oburzeniem, po czym ciągnęła dalej.- Widzi pan, prawda jest taka, że opieka psychiatryczna w Polsce to fikcja. Dlatego też, oferuję im alternatywną opcję. Poświęcają się na szczytny cel, zamiast do końca swych dni tkwić w izolatce.

– Hm, przed chwilą stwierdziła pani, że opieka psychiatryczna w Polsce to mit. Czy jest pani w stanie podać jakieś argumenty, potwierdzające tę tezę? – spytał zaintrygowany publicysta.

„Zmartwychwstała” wyraźnie ucieszyła się z pytania, jak gdyby przez cały czas wyłącznie na nie czekała.

– Pozwolę sobie nawiązać do dramatu, który miał miejsce w 2010 roku w Starogardzie Gdańskim. Podobnie jak w wielu innych szpitalach tego typu, łamano prawa pacjentów. Zmuszano ich do wielogodzinnego stania na baczność, zakazywali spożywania własnego jedzenia, często bezpodstawnie zamykano ich w izolatce nawet na wiele tygodni. Dręczono ich i zastraszano, bito i poniżano.

– Jednakże mówi pani o skrajnym przypadku. Założenie, że na wszystkich innych oddziałach dzieje się tak samo, jest moim zdaniem niepoprawne

– Ależ owszem, istnieje pewna różnorodność! – parsknęła sarkastycznie. – Większość takich szpitali to oddziały zsyłki dla wychowanków ośrodków szkolno-wychowawczych. Oni nie otrzymują leczenia, tylko przerzuca się ich stamtąd na oddziały psychiatryczne i z powrotem. W jeszcze innych pacjentów wykorzystuje się seksualnie, poniża, wystawia się fałszywe diagnozy, przyjmuje łapówki… Czy wiedząc o takim stanie rzeczy, wysłałby pan kogokolwiek do takiego szpitala?

Przeciwnik zaprzeczył, po czym kontynuowała.

– Właśnie, dlatego my wolimy dać im nowe życie, wskazujemy nową, dotąd nie dostrzegalną dla nich drogę. To najlepsza alternatywa, jaką jesteśmy w stanie zaoferować tym biednym ludziom!

Dziennikarz musiał się zgodzić, że wbrew powszechnie przyjętemu poglądowi, leczenie psychiatryczne nie jest dobrym rozwiązaniem, jednak nie zgadzał się ze sposobem postępowania Lucyny, który po części uznawał nawet za logiczny, choć kłócący się z jego światopoglądem i ciągnął dalej swą argumentację.

– Twierdzi pani, że ratuje życie tych pokrzywdzonych przez los ludzi, jednak czy aby na pewno? Pani odrzuca to, kim są i zastępuje całkowicie nową tożsamością. To są całkowicie inne osoby, tylko ciało pozostaje to samo. Podobne praktyki odbywają się w szpitalach psychiatrycznych, o których pani tak krytycznie się wyraża!

– Lecz ich ciała wciąż żyją, nie zajmują miejsc w zakładach psychiatrycznych, nie gniją na cmentarzach, lecz kontynuują swoje funkcjonowanie aż do stanu, w którym będą bezużyteczne, co jest wbrew pozorom bardziej zgodne z naturą niż chociażby samobójstwa. To praktyczne i tanie rozwiązanie, umożliwiające wielu kontynuację swojego przerwanego niespodziewanie życia.

Lucyna błądziła myślami, zastanawiając się nad ewentualnymi argumentami w dyskusji. Odrobinę nostalgicznie, rozmyślała nad ostatnimi kilkoma latami jej życia, gdy „zmartwychwstała” i założyła „Projekt 1958”. Zamyśliła się do tego stopnia, że przestała zauważać, co się wokół niej dzieje, nic dla niej nie istniało, oprócz tamtych dni, na których się skupiła.

– Pani Ulańska? Czy wszystko w porządku? – Na próżno dopytywał dziennikarz.

Dla niej, jego głos był całkowicie niesłyszalny. Odpłynęła ze świata rzeczywistego, wspomnienia zaś stały się wyraźniejsze, bardziej realne, jak gdyby ponownie brała w nich udział. Publicysta wstał z fotela, podszedł do niej i szturchnął, by wyciągnąć ją z tego swoistego transu, jednak nieskutecznie, była już wtedy nieprzytomna.

– Biegnij po pomoc! Pani Ulańska jest nieprzytomna! – Wrzasnął do jednego z techników.

Ekipa telewizyjna popadła w panikę, wyraźnie zaskoczona nagłym omdleniem Lucyny. Wyproszono widzów siedzących na trybunach, wezwano pogotowie medyczne oraz przerwano transmisję na żywo, wyświetlając jedynie napis „Przepraszamy za usterki”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *