Powrót kosmicznego wędrowcy – recenzja komiksu „Lone Sloane”

Kiedy w marcu 2016 roku Egmont wydał „Salambo” Philippe’a Druilleta, niejednokrotnie podnosiły się głosy, tak krytyków, jak czytelników, że komiks ten wyjątkowo źle się zestarzał. Co prawda warstwa graficzna wciąż potrafi przyciągnąć uwagę, jednak scenariusz oraz sposoby prowadzenia narracji pozostawiały sporo do życzenia. Czy wydany w czerwcu „Lone Sloane”, będący kontynuacją „Salambo”, ma te same wady?

Lone_Sloane

Druillet to jedno z ważniejszych nazwisk w historii komiksu, nie tylko francuskiego, ale europejskiego w ogóle. Zresztą twórca odcisnął też piętno na niezależnym komiksie amerykańskim. Wszystko za sprawą magazynu „Metal Hurlant”, którego Druillet był jednym z założycieli (obok Jeana Girauda, Jeana-Pierre’a Dionneta i Bernarda Farkasa). „Metal Hurlant” zerwał z europejską tradycją komiksową. Publikowano tam dzieła wytyczające zupełnie nowe ścieżki, komiksy odważne i nowatorskie. Okazało się, że kiedy w Stanach Zjednoczonych debiutował amerykański odpowiednik „Metal Hurlant” – „Heavy Metal” – tamtejsi twórcy nadal pozostawali w undergroundzie, podczas gdy francuscy autorzy wytyczali nowe prądy sztuki komiksu i przebijali się z powodzeniem do szerszego grona odbiorców.

Lone_Sloane_s017

Nie inaczej było w przypadku „Lone Sloane”. Druillet publikował pierwsze przygody tytułowego bohatera jeszcze w magazynie „Pilote”, który był czytany przez różne, niejednorodne, grupy odbiorców. Jednakże to, jak francuski autor traktował plansze, sprawiło, że do dziś jest on wznawiany, nawet jeśli jego (lub jego współpracowników) scenariusze nie są już tak dobre.

Druilleta nie powstrzymują bowiem żadne ograniczenia. Plansze traktuje jak otwartą przestrzeń. Granice kadrów są umowne. Druillet nie boi się rysować statków kosmicznych czy budowli z ogromnym rozmachem i kiedy zachodzi taka potrzeba, potrafi wyjść poza kadr, jeszcze dobitniej eksponując rozmiary maszyn. Wszystko to sprawia, że niemal każda plansza to małe dzieło sztuki, wycyzelowane do granic możliwości, obfitujące  w makabryczne szczegóły, charakterystyczne dla antyutopijnych wizjonerów.

Lone_Sloane_s060

Druillet szuka zresztą inspiracji nie tylko we współczesnej mu literaturze science fiction i dystopicznych dziełach. Odwołuje się on wprost do Lovecrafta czy sztuki Eschera (którego cytuje bezpośrednio), a nawet dalej, do sztuki płatnerskiej starożytnej Japonii.

Co zatem z fabułą? Zawarte w zbiorze opowieści powstały na przestrzeni aż 40 lat („6 podróży” w 1972 i „Delirius II” w 2012 roku)! Różnica jest oczywista. Jednak jeśli przymknąć oko na zbyt duże nagromadzenie komiksowych ramek, przygody Lone’a Sloane’a wciąż czyta się zaskakująco dobrze. A poruszane w nich tematy, takie jak krytyka fanatyzmu religijnego, hedonizmu czy totalitaryzmu wciąż pozostają aktualne.

Karol Sus

Scenariusz: Philippe Druillet
Rysunki: Philippe Druillet
Wydanie: I
Data wydania: Czerwiec 2017
Seria: Mistrzowie Komiksu
Tytuł oryginału: Lone Sloane
Rok wydania oryginału: 1966
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Druk: kolor
Oprawa: twarda
Format: 215×295 mm
Stron: 200
Cena: 99,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328119772

About the author
Karol Sus
Rocznik ‘88. Absolwent Uniwersytetu Warmińsko- Mazurskiego w Olsztynie. Wychowany na micie amerykańskiego snu. Wciąż jeszcze wierzy, że chcieć – to móc. Wolnościowiec. Kinomaniak, meloman, mól książkowy. Namiętnie czyta komiksy. Szczęśliwy mąż i ojciec.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *