Nie chciało mi się jechać do Wrocławia. Różne sytuacje nie sprzyjały temu wyjazdowi. Nawet pogoda nie chciała ze mną współpracować – ulice spłynęły deszczem, a autobus trząsł się przy każdym ostrzejszym zakręcie. W najczarniejszym scenariuszu mógł mi się przytrafić jakiś wypadek i może tak jak Kamil, główny bohater sztuki „Powinieneś mi mówić na Ty”, straciłabym pamięć.
Czasami dobrze jest nie pamiętać pewnych sytuacji ani tego, dlaczego jesteśmy, kim jesteśmy, i kiedy się tacy staliśmy. Nasze wyobrażenia o nas samych bywają zupełnie odmienne od rzeczywistości, a tym bardziej różnią się od tego, jak postrzegają nas inni ludzie. Co więcej – zdarza się, że o jakimś aktualnym uprzedzeniu i złości decydują dawne animozje i wiążące się z nimi wspomnienia. Reżyserka spektaklu „Powinieneś mi mówić na ty” – Karolina Przystupa zadaje nam uniwersalne pytanie: „Pamięć. Co to właściwie jest?”.
Kiedyś na warsztatach poetyckich musiałam napisać wiersz o tym, co o naszym życiu zapamiętała wybrana część naszego ciała. Zabawne, jak wiele umysłowych ścieżek uruchomiło we mnie to ćwiczenie. Nagle na nowo odkryłam pola pełne złotego zboża za domem babci, zobaczyłam szafkę w przedpokoju moich rodziców, o którą zawsze kaleczyłam sobie stopę, a nawet zakrzywiony hak w szatni, który trafił niebezpiecznie blisko mojego oka. Jeden nieuważny ruch – i tracisz nie tylko wzrok, również pamięć o tym, dlaczego przestajesz widzieć. Kierując się kolejnym cytatem ze sztuki: „Gdy mówisz prawdę, nie potrzebujesz sobie niczego przypominać”, nie sposób nie zwrócić uwagi na to, jak wielki wpływ na rzeczy przez nas zapamiętywane mają kłamstwa kodowane w naszej podświadomości. Niektóre z nich towarzyszą nam od wczesnego dzieciństwa i co gorsza – pozostają z nami aż do śmierci.
Poznajemy Olę, kiedy obiera pomarańcze w swoim mieszkaniu. Wtedy jeszcze nie wiemy, jaką jest kobietą i jak wiele była w stanie poświęcić dla mężczyzny, którego obdarzyła miłością. Wydaje nam się raczej ospała, wyważona, nawet nieco arogancka w swoim dobrze znanym i oswojonym świecie. Jej spokój przerywa pojawienie się mężczyzny – Pawła, który wraca do domu z reklamówką w dłoni, twierdząc, że nadal nie poznaje miejsca, w którym się znalazł. Ola przypomina mu, że powinien jej mówić na ty – w końcu, mimo że w wyniku wypadku stracił pamięć, nie przestali być małżeństwem. Mężczyzna jest jednak nadal podejrzliwy. Po kolei obnarza nieścisłości w wersji Oli i z ugrzecznionego Pawła, miłośnika damskich zakupów i herbatki, zamienia się w Kamila – prawdziwego siebie – domorosłego artystę i salonowego lwa, obiekt zazdrości i zainteresowania kobiet. To odkrycie sprawia, że Ola również się przeistacza. Od tego momentu bohaterowie ewoluują z każdą sceną, a ostrze ironi lalki, która towarzyszy Kamilowi, nie oszczędza nikogo.
„Powinieneś mi mówić na ty” to spektakl wielowymiarowy, zręcznie manipulujący nawiązaniami do klasycznej literatury, w tym oczywiście do „Małych zbrodni małżeńskich” Erica Emanuela Schmitta, które były główną inspiracją twórców sztuki. Ponadto Przystupa wykorzystała cytaty z „Fizyków” Friedricha Durrenmatta, „Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listów na wyczerpanym papierze” oraz „Znaków i symboli” Mirandy Bruce-Milford i Philipa Wilkilsona. Przytacza również fragment listu Zbigniewa Raszewskiego z książki „Teatr w świecie widowisk. Dziewięćdziesiąt jeden listów o naturze teatru”.
Zaledwie dwójka aktorów tworzy na scenie niezwykle dynamiczny dialog, za którym podążamy bez chwili wahania. Nieco flegmatyczny, ironiczny Kamil i żywiołowa, zaskakująca Ola od początku przyciągają uwagę widza, tak że pozostajemy przy nich do samego końca. I tutaj należy sobie zadać pytanie – końca czego?
Historia opowiedziana w tym spektaklu przypomina uroborosa – węża zjadającego własny ogon. Może to celna i bolesna metafora małżeństwa? Co sprawia, że ludzie, którzy z założenia powinni być ze sobą blisko i tworzyć wspólną przestrzeń, przestają sobie ufać? Jedną z niezwykle zapadających w pamięć kwestii jest stwierdzenie Oli, że jako kobieta posiada dwa mózgi – jeden akceptujący wolność i naturę jej męża, a drugi podający w wątpliwość każdy jego krok, doszukujący się zdrady w najmniejszym geście i zmianie zachowania. Czy rzeczywiście, kiedy nie mamy zaufania do siebie, nie potrafimy nim obdarzyć swoich najbliższych? Na to i na wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź, jeśli wybierzecie się do teatru. Spektakl „Powinieneś mi mówić na ty” powstał w ramach inicjatywy Lalkomatu, we współpracy z Europejską Stolicą Kultury 2016. Można go było oglądać w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Żywię skromną nadzieję, że będziemy jeszcze mieli okazję go tam zobaczyć. Serdecznie polecam.
Magdalena Pioruńska
Fotografia: Patrycja Konieczna, Wojciech Dziedzicki
2 komentarze