Potwory, magia i morderstwa

Czy nie zastanawiało was nigdy, że niemal we wszystkich powieściach znajdziemy wątki kryminalne? Być może nie zwróciliście na to uwagi albo było to dla was zupełnie naturalne, w końcu żyjemy w świecie, w którym zbrodnie się zdarzają. Nie inaczej wygląda sytuacja wśród tytułów urban fantasy (UF), w których trup ściele się gęsto, a za rogiem czyha legion seryjnych morderców. W pewnym momencie bohaterowie i bohaterki miejskiej fantastyki zostali albo detektywami, albo byli zmuszeni rozwiązywać zagadki kryminalne bez większego do tego przygotowania. Znalezienie powieści napisanej w tym gatunku bez podobnego wątku graniczy z cudem.

001 Kamil Porembski

Nie ma co ukrywać – mordercy, socjopaci i psychopaci budzą fascynację; znajdziemy w końcu na półkach księgarskich czy bibliotecznych całe mnóstwo kryminałów, powieści detektywistycznych, sensacyjnych lub thrillerów. Wolę również nie liczyć, ile powstało filmów i seriali o policjantach, śledczych, laborantach albo antropologach sądowych, których celem jest zapewnienie niewinnym obywatelom i obywatelkom spokojnego życia, pozbawionego seryjnych morderców, ofiarom – sprawiedliwości, a ich rodzinom możliwości poznawczego domknięcia. Jednak to są kryminały, które udają, że opowiadają o świecie rzeczywistym [1], czasem bardziej lub mniej wprawnie (kwestię wiarygodności zaburzeń co poniektórych z nich pozostawię bez komentarza). Bohaterowie pełniący podobne role w UF wciąż właściwie robią to samo, ale bywają wampirami, łowcami wampirów, wilkołakami lub czarodziejami. Ale dlaczego zbrodnie w fantastycznych światach są tak popularne? Poniżej przedstawiam cztery możliwe odpowiedzi.

Przyczyna pierwsza: ponieważ są ekscytujące

Nie da się ukryć, że dobrze skonstruowana akcja, suspens czy duże nagromadzenie niewiadomych dostarcza czytelnikom emocji. Nic więc dziwnego, że autorzy i autorki UF właśnie w taki sposób konstruują swoje powieści. Co ciekawe, w urban fantasy zagadka sama w sobie nie jest do końca tak istotna jak w klasycznym kryminale. Owszem, wciąż rozpoczynamy grę z książką, próbując odgadnąć, kto zabił, jednak nasze szanse na znalezienie odpowiedzi są znacząco mniejsze. Dlaczego? Ponieważ w przeciwieństwie do kryminałów w przypadku UF nie znamy dokładnie świata przedstawionego – jego podstawy, zręby, pewne prawa owszem, ale nie całość. Autor czy autorka zawsze mogą postawić nam przed nosem istotę, o której wcześniej nie mieliśmy pojęcia, albo podsunąć bohaterom magiczne rozwiązania problemów. A im częściej pojawiają się nowe elementy, tym mamy większą frajdę, ale jednocześnie nasza uwaga zostaje odciągnięta od samej kryminalnej zagadki. Sprzyja temu również spiętrzanie problemów i kłopotów, w które bohaterowie wpadają i z których muszą się wygrzebać – ich przygody w trakcie rozwiązywania spraw bywają o wiele bardziej interesujące niż same sprawy.

002 Wiennat Mongkulmann

Ponadto w UF mamy do czynienia z miejską przestrzenią, która jednocześnie jest oswojoną i obcą, znaną i budzącą niepokój. Nieważne przy tym jest to, gdzie rozgrywa się akcja – czy w Gdańsku, Warszawie, Berlinie, Atlancie, czy Huston – to wciąż są tereny zurbanizowane, rządzące się mechanizmami, które dobrze znamy z własnego życia (jeśli mieszkamy lub mieszkaliśmy w mieście) lub z filmowych/serialowych przedstawień. Wiemy zatem, że zaułków należy unikać wieczorami (zwłaszcza w horrorach), że istnieją różniące się od siebie dzielnice, no i na pewno będą przestępcy (im większa metropolia, tym ich więcej [2]). Miasto samo w sobie już może budzić niepokój – w końcu po zmroku niejedna zbrodnia może się wydarzyć na jego ulicach. Jeśli jeszcze zasiedlimy je istotami nadnaturalnymi – dołożymy dodatkowy element chaosu, niebezpieczeństwa bądź też niepewności. To już tworzy określony, emocjonalny nastrój. Nakładając na to jeszcze historię kryminalną (najczęściej brutalną), zwiększamy tylko napięcie na linii znane (a więc bezpieczne) – nieznane (a zatem zagrażające), tworząc ów dreszczyk emocji. To mieszanka, która stawia przed autorami i autorkami wyzwania, ale również otwiera możliwości na korzyść historii.

Przyczyna druga: ponieważ klasyczne kryminały nam się znudziły

Nie ma chyba bardziej motywującej przyczyny wszczęcia czytelniczych poszukiwań niż nuda. Kryminały, choć wewnętrznie zróżnicowane pod względem tego, jak są pisane, bohaterów, czasu akcji, charakterów protagonistów bądź ich przygotowania do podjęcia śledztw, wciąż dzieją się w świecie dobrze nam znanym. I oni, i ich przeciwnicy spętani są tymi samymi zasadami postępowania, percepcji oraz fizycznych ograniczeń. Choć konstelacje zaburzeń po obu stronach barykady mogą być różne, to wciąż pewnych kwestii najzwyczajniej w świecie przeskoczyć się nie da. Światy urban fantasy pozwalają te granice przesunąć, detektywi mogą nagle na swoich usługach mieć zaklęcia lokalizujące, oddział wróżek, pomocników z wampiryczną siłą, prędkością oraz spostrzegawczością albo w kryzysie zmienić się w kojota i wyślizgnąć z pęt. A żeby było równie interesująco – podobne „udogodnienia” dostają także przestępcy. Miejska fantastyka daje nowe narzędzia oraz umożliwia czytelnikom i czytelniczkom przeżycie nowych przygód, wprowadza elementy niesamowite, a zarazem zaskakujące/straszne/przerażające/zadziwiające. A my, czytając, możemy doświadczyć czegoś nowego.

004 jvoves

Przyczyna trzecia: ponieważ to bezpieczna i znajoma kompozycja

Miejska fantastyka, poza urozmaicaniem historii, może również wykorzystywać schemat kryminału, żeby zapewnić sobie dobre przyjęcie książki. Jest to bowiem narracja wysoce skonwencjonalizowana i tak wszechobecna, że czytelnik będzie wiedział, czego oczekiwać. Będzie również wiedział, że dostanie odpowiednią dawkę emocji czy dreszczyku, jeśli protagoniści będą musieli złapać/znaleźć przestępcę lub rozwiązać zbrodnię (rzadziej je popełnić, ale i takie powieści odnajdziemy). Urban fantasy już rozgrywa się w przestrzeni, która jest nam znana – z jednej strony nie trzeba jej dzięki temu konstruować zanadto dokładnie, a z drugiej daje czytelnikom pewne poczucie bezpieczeństwa. Jesteśmy u siebie, nawet jeśli po sąsiedzku mieszka upadły anioł, a na końcu ulicy porządna rodzinka wilkołaków. Jeśli jesteśmy zaproszeni do fantastycznego świata, któremu jednocześnie narzucono znane nam reguły – unikniemy szoku znalezienia się w czytelniczym świecie bez przygotowania, ewentualne eksperymenty również zostaną przynajmniej w niewielkim stopniu oswojone. Konwencja kryminału w takim sensie daje nam poczucie bezpieczeństwa, że spełnia nasze oczekiwania. To trochę jak z romansem – jeśli sięgam po romans historyczny, mam wobec niego pewne oczekiwania, których spełnienie przynosi zadowolenie z lektury, a niespełnienie – rozczarowanie.

Przyczyna czwarta: ponieważ to na pewno nie jest prawda

Czyli ta, która mnie przekonuje najbardziej. Osadzenie zbrodni w świecie fantastycznym odsuwa od nas samą zbrodnię. W tym sensie, że przenosi ją z rzeczywistości (czy też „rzeczywistości”) do świata niemożliwego. A to daje nam przede wszystkim komfort i może sprawić, że będziemy w stanie przebrnąć przez o wiele brutalniejsze historie niż w przypadku szeroko rozumianych kryminałów. Fantastyczność zadziała wówczas jak bufor bezpieczeństwa. Inaczej czyta się w końcu powieść o znajdywaniu ciał ofiar seryjnych, brutalnych morderców, jeśli odkrywa je osoba z magicznym darem zamiast specjalnych jednostek – przez przypadek albo w wyniku poszukiwań. Jeśli ofiary znajduje na przykład czarownik, a zbrodni dopuszczają się szalejące, mordujące potwory, to nie mamy przecież do czynienia z ludźmi mordercami. W tym przypadku przemoc ma swoje źródło w czymś, co – ponownie – nie jest ludzkie. Następuje więc jej odsunięcie, przeniesienie w abstrakcję czy fantazję. A to zmienia odbiór, nie burzy postrzegania świata rzeczywistego, nie wytrąca nas ze sfery psychologicznego komfortu. Tak jak po sprawnie napisanym kryminale możemy przez kilka miesięcy unikać pewnych miejsc, tak po UF nie będziemy oglądać się wciąż przez ramię, zaniepokojeni, że w każde chwili może zaatakować nas owładnięty mordem wróżek – ponieważ on nie istnieje. Strach staje się tylko chwilowy, ograniczony do kontaktu z tekstem, nie wykracza poza sytuację czytania. Jako emocja może zalegać, owszem, ale nie będzie wpływać na to, jak żyjemy. Nie pojawi się obawa przed światem zewnętrznym. Dajemy się oszukać, że chociaż wilkołaki, strzygi czy wróżki zachowują się i wyglądają prawie jak ludzie, to nimi nie są. I to niezależnie od tego, jak bardzo ludzkie przejawiają zachowania.

003 Linus Bohman

*

Zbrodnie, zwłaszcza te, które łamią społeczne granice w sposób brutalny czy też niewyobrażalny, niejednokrotnie od siebie odsuwamy. Jak często brutalnych morderców nazywa się bestiami, potworami? Tworzymy dystanse, żeby nie zwariować, żeby nie bać się wyjść po zmroku z domu, a popkultura z pasją godną lepszej sprawy wciąż i wciąż bombarduje nas obrazami zbrodni i przestępstw. Na szczęście – najczęściej robi to, udając jedynie rzeczywistość, a czasem wręcz wprost osadza fabuły w światach fantastycznych, pozwalając nam na bezpieczne lekturowe przygody, karmiąc wyobraźnię niemożliwymi obrazami. Naturalnie, każdy z nas po urban fantasy sięga z różnych powodów, każdy również inaczej podchodzi do treści tychże powieści. A niektórzy nie sięgają w ogóle. Tak samo powyższe powody nie są żadną miarą ani wystarczające, ani wyczerpujące, ale to zawsze jakiś początek do rozmów o tym, dlaczego tak chętnie (nie)czytamy o czarodziejach-detektywach czy policjantkach-wiedźmach/boginiach płodności.

[1] Jeśli interesuje was zagadnienie prawdy w literaturze, możecie sięgnąć po książkę Anny Martuszewskiej Prawda w powieści, Gdańsk 2010.
[2] Zwłaszcza jeśli są to amerykańskie metropolie albo Sandomierz z Ojca Mateusza.

Agata Włodarczyk

About the author
Agata Włodarczyk
Doktorantka, artystka, fanka. Pisze również dla portalu Gildia.pl, prowadzi własnego bloga, który jakże skromnie ochrzciła mianem "Pałac Wiedźmy".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *