Poradnik książkoluba obieżyświata

Skarpetki mogą się przydać (zostawić dziurawe w domu), bielizna również. Spodnie na zmianę, dodatkowa para butów, koszulki, bluza (nocami może być zimno) i kosmetyki, które potrafią zająć całą walizkę. Podnosząc bagaż należy pamiętać o oddychaniu, bo taka ilość kilogramów może zabić. A gdzie w tym całym bałaganie znajdzie się miejsce na najważniejsze atrybuty czytelnika? Książki przecież zajmują wyjątkowo dużo miejsca. Nie ma nas dwa tygodnie. To przecież trzy, cztery pozycje do przeczytania. I w takich sytuacjach, zaczynam doceniać nowe technologie, choć za nimi nie przepadam.

Coraz mniejsze telefony, które w mojej dłoni wyglądają karykaturalnie, tysiące niepotrzebnych aplikacji i wszechobecny trend „posiadania”. Nie uważam, że brak nowego tabletu, smartfona czy airbooka to powód do ujmy na honorze. Jednak to, że nie przepadam za nowinkami technologicznymi nie oznacza, że ich nie śledzę. W ciągu ostatnich kilku lat zmieniło się praktycznie wszystko co nas otacza, choć możemy nie zdawać sobie z tego sprawy. Wśród tych nowości, bez których kiedyś dało się jakoś żyć (uwaga, cały czas się da), jedna rzecz przykuwa uwagę wielbiciela literatury.

Czytniki.

Choć sam nie znalazłem takowego pod choinką wiem, że sporo osób miało to szczęście i właśnie delektuje się elektronicznym papierem. Innowacją, która pojawiła się stosunkowo dawno (lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku) bardzo łatwo się zachłysnąć. Człowiek z natury lubi zbierać, kolekcjonować. Mamy to w genach, ale zamiast chowanych po kątach jaskini mamucich skór, zbieramy książki. Przynajmniej chce wierzyć w to, że tacy ludzie nadal istnieją i mają się dobrze, a domowa biblioteczka nie jest tylko wymysłem scenografów z za oceanu i nie występuje tylko w filmach. Czytniki pozwalają oszczędzić dużo miejsca na półce.

Gdy w „Autorze widmo”, postać grana przez Pierce’a Brosnana, nie mogła wyjść z podziwu jakim cudem na dysku zewnętrznym można zmieścić całą książkę, prawdopodobnie wielu widzów pokręciło głową z niedowierzaniem. Toć to przecież standard, prawda? Mnie osobiście cały czas jednak zadziwia, ile z książek które stoją na moim regale, zmieściłoby się w niewielkim prostopadłościanie. Prostopadłościanie, który mogę zabrać ze sobą praktycznie wszędzie. Szczególnie do środka lokomocji. Co więc robimy, gdy pakowanie bagaży mamy już zakończone?

Tak więc po kolei:

1.    Książki zostaw w domu, w podróży mogą się przecież uszkodzić. Pozaginane kartki, powycierana okładka. Koszmar!
2.    Jeżeli nie posiadasz, zaopatrz się w czytnik. I to ważne, unikaj ekranów LCD. To nie są czytniki tylko produkty „czytnikopodobne”. Upewnij się, że masz elektroniczny papier, inaczej czytanie po paru godzinach zmieni się w mordęgę.
3.    I najprzyjemniejsze – ściągnij tyle książek ile tylko zapragniesz. Nowości zazwyczaj są tańsze w wersji na e-book’a, ale nie musisz zaczynać od tego. Spójrz na swoją biblioteczkę i zrób rachunek sumienia. Ile ze starszych pozycji zostało wypartych przez coraz to nowsze i nowsze? Na nowe pozycje przyjdzie jeszcze czas, teraz wykorzystaj go na coś innego. Skorzystaj ze sprawdzonego serwisu (np. Koobe) i nadrabiaj, nadrabiaj, nadrabiaj. Znasz „Germinal”? A może coś innego z klasyki? „Dawid Copperfield”? „Berenice”? Twój wybór, tylko pamiętaj. Wymówki się skończyły, no chyba że w pociągu będzie taki ścisk, że nie uda ci się wyciągnąć czytnika z torby.

Bartosz Szczygielski

About the author
Bartosz Szczygielski
- surowy i marudny redaktor, który oglądałby świat najchętniej z perspektywy dachu psiej budy, oparty o maszynę do pisania. Czyta wszystko, co wpadnie mu w ręce i ogląda wszystko, co wpadnie mu w oko. Chciałby kiedyś przytulić koalę i zobaczyć zorzę polarną – niekoniecznie w tym samym czasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *