Poetka miłości

 

Matko słodka, jakoś
Nie mogę tkać na krosnach,
Tęsknotą za smukłym chłopcem
Pokonana przez Afrodytę¹.

„U krosien”, Safona

Uczucia to trudny temat dla wielu ludzi, niezależnie od tego, czy słuchają opowieści innych o ich emocjach, czy znajdują się w sytuacji, w której przedstawić powinni swoje własne. Problem ten nie dotyczy tylko negatywnych nastrojów czy cierpienia, czegoś, co napawa ich wstydem lub lękiem, a może jednym i drugim, lecz również uczuć pięknych, których pragnie się skrycie, lub które po prostu trwają w sercu, nie do końca uświadomione. A nawet, gdy doskonale wiedzą, co czują, może się okazać, że wypowiedzenie tego na głos przekracza ich możliwości. Wówczas pozostają jeszcze gesty i spojrzenia, lub słowa, z których można domyślić się tego, co nigdy nie zostanie wypowiedziane wprost.
Bo jakże to? Czy w świecie, w którym wszystko pędzi naprzód, nacisk kładzie się na karierę lub osobisty rozwój, a rodzina schodzi na dalszy plan, można jeszcze zdobyć się na zatrzymanie i wypowiedzenie prosto w oczy tych dwóch słów, które potrafią odmienić życie? Z pewnością można, lecz ile w tym wysiłku i podchodów, ile czekania na odpowiedni moment, który tak łatwo przegapić?

Nie dziwię się jednak temu przedłużającemu się milczeniu i nie twierdzę, że dawniej było łatwiej zdobyć się na zdradzenie swoich uczuć – pewnie było tak samo i tylko wydaje się, że to niemożliwe, gdyż z minionych wieków nie pozostały osobiste wyznania zwykłych ludzi, a jedynie słowa poetów. Ci zaś zdają się posiadać niezwykłą wręcz zdolność zamykania w wierszach tego, co drzemie w ich sercach, nawet jeśli nie wprost, to tak jak  Safona – odwołując się do „symptomów”, które wskazują, że owładnęło nimi uczucie.

Grecka poetka posuwa się jednak i dalej, nie tylko wspominając o tęsknocie wynikającej z miłości – co zresztą wydaje się być częstym u niej motywem – lecz również zwracając się pośrednio lub bezpośrednio do bogini władającej tym uczuciem. Samą miłość nazywa przy tym czymś słodko-gorzkim, dającym szczęście i cierpienie, lecz tak wszechogarniającym, że ustrzec się przed tym nie da. I pozostają tylko błagania do Afrodyty, by zlitowała się nad nieszczęsną poetką, która pragnie ją wielbić i czuć jej opiekę nad sobą.

Na tronie wielobarwnym nieśmiertelna
Afrodyto, podstępna córko Zeusa,
O, błagam, troską, smutkiem nie udręczaj
Mojego ducha,

Lecz przybądź tu, jak nieraz przybywałaś,
Kiedy słyszałaś me wołanie nawet
Z dala i opuszczałaś dom ojcowski,
(…)

Tak przyjdź i teraz do mnie, spod udręki
Wyrwij mię takiej ciężkiej! Czego serce
Łaknie, wypełnij wszystko. Sama moim
Bądź sprzymierzeńcem!²

„Do Afrodyty”, Safona

Safonę (lub też Safo, Psafo) poznałam przed kilkoma laty, najpierw jako krótkie wspomnienie o osobie, której wiersze zaginęły w większości w ciągu wieków, a dopiero potem jako wybitną poetkę grecką o barwnym życiu. Stało się to za sprawą książki E. Jong „Skok Safony”, opowiadającej w ciekawy i zarazem bardzo osobisty, ale też fantazyjny sposób historię poetki. Wiele jest tam faktów, których potwierdzenie znalazłam między innymi u Z. Kubiaka, lecz wiele też własnych pomysłów autorki, jej wizji przedstawiającej Safo jako poetkę wielbiącą Afrodytę, ale też jako kobietę, z którą bogini ta igra.

Opowieść zaczyna się w chwili, w której główna bohaterka stoi na skale na wyspie Leukas, rozważając popełnienie samobójstwa. Poznajemy ją jako kobietę dojrzałą, która tuż przed skokiem wraca do swojej przeszłości, zaczynając od szczęśliwego dzieciństwa na Lesbos, poprzez wczesną młodość, zamążpójście i macierzyństwo, wiele przygód, ale też problemów, aż do chwili, w której sama siebie gotowa jest uznać za osobę starą, z posiwiałymi włosami i zmarszczkami. Lecz tak naprawdę nie jest jeszcze staruszką, ma bowiem – a przynajmniej takie słowa wkłada w usta poetki autorka książki – lat pięćdziesiąt i młode serce, w głębi którego wciąż jest dumna i próżna, a jej uczucia nie przeminęły. Safo darzy bowiem miłością kilka osób, które w jej życiu odegrały największą rolę: poetę Alkajosa, którego poznała za młodu, Praksinoę, jej dawną niewolnicę i przyjaciółkę, bajkopisarza Ezopa, z którym połączyło ją wiele przygód, a także córkę Kleis.

Można w takim razie zapytać, co doprowadziło Safo do tego momentu, w którym rozważa skok. Według legendy, nadającej historii życia sławnej poetki nieco pikanterii, jest to nieodwzajemniona miłość do młodego przewoźnika Faona. Erica Jong wybiera jednak inny motyw – oto wielbiona przez Greczynkę Afrodyta odtrąca swoją pieśniarkę, nie pragnąc już od niej niczego, faworyzując nowych piewców, pięknych i młodych.

Co warte uwagi, „Skok Safony” jest książką zachowującą pozory autobiografii, ale fakty z życia starożytnej poetki wzbogacone zostały o liczne wydarzenia nawiązujące do mitologii. Autorka oczami wyobraźni widzi Safonę z Pegazem u boku, przepływającą pomiędzy syrenami czy przebywającą pośród centaurów, ale też postrzega ją jako kobietę budzącą żywe namiętności u bogów, szczególnie u Zeusa i niejednokrotnie już wspomnianej Afrodyty. To oni prowadzą spór o to, jak wpłynąć na jej życie już od najmłodszych lat, podsuwając kolejne osoby, które pokocha lub znienawidzi, z którymi przyjdzie się jej zmierzyć lub podróżować. Bogowie w książce odgrywają znaczącą rolę, raz piętrząc problemy, a raz zsyłając ukojenie w ramionach ukochanego i prezentując się niezbyt sympatycznie. Gdy czytałam o nich, wydali mi się zimni, pozbawieni ludzkich uczuć i zabawiający się emocjami śmiertelnych, jakby przestawiali pionki na planszy. Szczególnie piękna i wielbiona Afrodyta nie przypadła mi do gustu, prezentując się jako kobieta rozkapryszona i znudzona, snująca intrygi dla własnej zabawy, a przede wszystkim niestała w uczuciach, która obdarowuje miłością, by po chwili ją zabrać.

Na tle tych boskich igraszek Safona wypada bardzo dobrze, prezentując się jako kobieta silna i niezależna, która wie, czego chce i stara się realizować swoje marzenia. Nie lęka się przeciwności losu i potrafi wyciągnąć z tarapatów swoich najbliższych, stając się prawdziwą głową rodziny. Czy taka była w rzeczywistości? Być może; osobiście mam nadzieję, że tak, bo czyż inaczej miałaby tyle siły przebicia, by wejść do wąskiego grona najwybitniejszych starożytnych poetów? Pewnie nie, a dokonała tego, obrastając legendą już za życia, jako pieśniarka, ale też nauczycielka młodych dziewcząt, darząca je niezwykle ciepłymi uczuciami. I jakby dla uwieńczenia swojej niezwykłej historii, pojawiła się w końcu nad przepaścią, targana emocjami i gotowa sprzeciwić się bogom, przerywając własnoręcznie nić swojego życia. Historia mówi, że nie było żadnego skoku, lecz może po prostu Safona w swojej sławie została samotna i stąd narodził się taki właśnie obraz końca jej życia? Tego niestety już się nie dowiem i pozostaje mi tylko wracać do tych kilku jej strof, które ocalały.

Marta Choińska

¹„Literatura Greków i Rzymian” Z. Kubiak, wyd. Świat Książki, Warszawa 2000, s. 95.

²„Literatura Greków i Rzymian” Z. Kubiak, wyd. Świat Książki, Warszawa 2000, s. 91 – 92.

About the author
Studentka chemii z zacięciem literackim, która zawsze pisze za długie zdania i gromadzi w domu wszystkie książki, które ją do siebie przyciągną, ograniczeń gatunkowych nie uznając. W wolnych chwilach czyta i pisze, słuchając muzyki starannie dobieranej do klimatu tekstu, albo zwiedza z upodobaniem miasta, zamki i muzea. Kiedyś chciałaby połączyć swoje zainteresowania chemiczno-artystyczne, na razie lawiruje między nimi i próbuje równocześnie kończyć eksperymenty oraz opowiadania.

komentarz

  1. Poetka-samobójczyni
    loki rozwiawszy fiołkowe
    Nad woda stoi…
    „Safo, co chcesz uczynić?”

    – „Chcę morze zarzucić na głowę
    by nikt nie dojrzał łez moich…”

    Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *