Podcięte skrzydła kanarka – Bartłomiej Rabij

„I nawet jeśli Brazylia wygra u siebie Copa America 2019, to nie będzie oznaczało, że jest lepiej”, prorokuje na końcu swojej książki dziennikarz i ekspert telewizyjny. W istocie Brazylia turniej wygrała, w dodatku występując bez swojego najlepszego zawodnika, Neymara, ale styl, w jakim tego dokonała, nie miał wiele wspólnego z joga bonito, piękną grą, z której kiedyś słynęło seleção.

Dość powiedzieć, że w meczu półfinałowym z Argentyną sędzia nie zagwizdał dwóch karnych dla rywali Brazylijczyków, mimo że te były zasłużone, co było oczywiste nawet bez VAR-u, do którego miał dostęp. Korupcja w południowoamerykańskiej piłce jest wszechobecna, a jak pokazuje Rabij, w Brazylii zachodzi ona niemal na każdym szczeblu rozgrywkowym. Tych jest całkiem sporo, bo rozgrywki tam trwają cały rok – gdy kończy się sezon ligowy, zaczynają się mistrzostwa stanowe, a przecież są jeszcze rozgrywki międzynarodowe, takie jak Copa Libertadores, przez co jeden zespół może rozegrać w ciągu roku ponad 70 spotkań. Ponieważ w klubach osoby decyzyjne zwykle miały wcześniej z profesjonalną piłką niewiele wspólnego, piłkarze wyprzedawani są w trakcie sezonu, a zmuszeni łatać na szybko dziury w składach trenerzy zwalniani po trzech-czterech porażkach. Zamiast byłych piłkarzy wysokie stanowiska w klubach zajmują działacze partyjni, a tym zależy na szybkim zysku.

Oczywiście uzyskane pieniądze nie są inwestowane w kluby, rozchodzą się na pośredników, posiadających procent własności obiecujących młodzików. Drużynami musi zajmować się państwo, ponieważ nawet kibice dostrzegają, że coś jest nie tak, i nie zapełniają stadionów tak jak kiedyś. Kto ma czas chodzić na mecze odbywające się w środku tygodnia po 21? Jednak kontrakty telewizyjne wymuszają na drużynach sporą liczbę spotkań, czasami o absurdalnych porach, więc nie zanosi się, by zreformowano rozgrywki. Jak podaje autor, na mecze ośmiu z 27 mistrzostw stanowych przychodzi średnio mniej niż tysiąc osób.

Puste stadiony to ogromny problem, tym bardziej, że przed odbywającym się w 2014 roku mundialem w Brazylii odnowiono lub wybudowano dwanaście, a obecnie tylko do dwóch (!) nie ma jakichkolwiek zastrzeżeń. Na niektórych nie występują żadne kluby, bo fani zapełniliby mniej niż 20% krzesełek i źle by to wyglądało w telewizji. Kibice nie są głupi, wiedzą, że wyprzedawanie najlepszych piłkarzy odbija się na jakości meczów. Samym piłkarzom też nie uśmiecha się rozgrywanie tylu spotkań w roku i otrzymywanie wypłat z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Tym bardziej, że w Europie i Azji mają zagwarantowane lepsze warunki pracy i wyższe dochody, co tłumaczy masowy exodus najzdolniejszych graczy.

Sporo w książce historii brazylijskiej piłki, którą autor wplata w osobiste doświadczenia, nadając Podciętym skrzydłom kanarka charakter gawędy, którą czyta się równie przyjemnie jak szybko. Co może razić, to niezbyt przemyślane skróty myślowe, jak odwoływanie się do Miltona Friedmana w kontekście społecznych nierówności czy używanie fraz pokroju „nierówno pod sufitem” w odniesieniu do problemów psychicznych. Niepotrzebne jest też podbudowywanie przez Rabija swojej pozycji tym, że widział Neymara przed kimś czy że ktoś z miejscowych pochwalił jego wiedzę. Jego znajomość brazylijskiej piłki jest niezaprzeczalna i stanowi świadectwo sama w sobie. Nie zakłóca to jednak płynności opowieści, a przebijająca z niej pasja może okazać się zaraźliwa dla osób niedarzących piłki nożnej szczególną estymą czy choćby dla kibica reprezentacji Argentyny, największego rywala Brazylii, za jakiego uważa się piszący te słowa.

Tytuł: Podcięte skrzydła kanarka
Autor: Bartłomiej Rabij
Liczba stron: 331
Rok wydania: 2019
Wydawnictwo: SQN

About the author
Łukasz Muniowski
Doktor literatury amerykańskiej. Jego teksty pojawiały się w Krytyce Politycznej, Czasie Kultury, Dwutygodniku i Filozofuj. Mieszka z kilkoma psami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *