PO DRUGIEJ STRONIE PIÓRA ­– Anna Biegańska

11201624_1070394956321989_426924376554529839_nAnna Biegańska: wiersze, o wierszach.

Proszę dokończyć:

Wiersz, dzięki któremu pokochałam poezję:

Dawno, dawno temu, gdy wierzyłam jeszcze, że za siedmioma górami, morzami i lasami mieszka

smok zjadający niegrzeczne dzieci, ktoś przeczytał mi wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego

„Strasna zaba”.  Utwór ten dał mi tyle radości, że lalki jako bezużyteczne powędrowały w kąt, a ja

sama z wielkim zapałem przystąpiłam do nauki na pamięć tegoż wiersza. To była dla mnie najlepsza zabawa.

Strasna zaba
wiersz dla sepleniących

Pewna pani na Marsałkowskiej
kupowała synkę z groskiem
w towazystwie swego męza, ponurego draba;

wychodzą ze sklepu, 
pani w sloch, w ksyk i w lament: 
– Męzu, och, och! popats, popats, jaka strasna zaba!

Mąz był wyzsy uzędnik, psetarł mgłę w okulaze 
i mówi: – Zecywiście coś skace po trotuaze!

cy to zaba, cy tez nie,
w kazdym razie ja tym zainteresuję się;

zaraz zadzwonię do Cesława,
a Cesław niech zadzwoni do Symona – 
nie wypada, zeby Warsawa
była na „takie coś” narazona.

Dzwonili, dzwonili i po tsech latach
wrescie schwytano zabę koło Nowego Swiata; 
a zeby sprawa zaby nie odesła w mglistość, 
uządzono historycną urocystość;

ustawiono trybuny,
spędzono tłumy,
„Stselców” i „Federastów” – 
słowem, całe miasto.

Potem na trybunę wesła Wysoka Figura 
i kiedy odgzmiały wsystkie „hurra”, 
Wysoka Figura zece tak:

– Wspólnym wysiłkiem ządu i społeceństwa 
pozbyliśmy się zabiego bezeceństwa – 
panowie, do góry głowy i syje!

A społeceństwo: – Zecywiście,
dobze, ze tę zabę złapaliście, 
wsyscy pseto zawołajmy: „Niech zyje!”

Wiersz, który noszę zawsze przy sobie, choćby w pamięci:

Oczywiście „Strasna zaba”, już od dziecięcych lat w głowie, pozostaje przy mnie przez zasiedzenie.

A z innych? Niewątpliwie Roman Śliwonik i Jego „Studium w szarości”. Kiedy czytam ten utwór, za każdym razem widzę inny obraz, inaczej rozumiem słowa, budzą się we mnie zupełnie nowe emocje.

Studium w szarości

Mimo że ściana jest cienka nie słyszę nocą skrzypienia łóżka w ich pokoju

kąt jadalni w którym siedzę jest pusty Nie widzę ich

z sufitu tylko zwisa pajęczyna

czasem z tamtego kąta dobiegnie szczęk łyżki

czasem dobiegnie głośniejsze siorbnięcie zupy

patrzę w tamtą stronę Widać tylko wahadłowo błyszczącą łyżkę

wychodzę na ulicę Nagle wyrastają z wypłowiałego parkanu

idę asfaltem

Dopiero po kilkudziesięciu krokach uprzytamniam sobie że ich minąłem

wchodzę do kawiarni Przesuwają się przed szpalerem oczu

wczoraj pewna kobieta zauważyła mnie przez nich

siedzę Nie trzymają się za ręce Nie patrzę na siebie

kelnerka wylewa kawę Kawa opada przez nich Na podłodze lśni kałuża

kelnerka ściera kałużę Nie przeprasza

Ryzykuję Mówię dzień dobry

odpowiedź rozpływa się szybko w nijakich włosach

jej uśmiech na chwilę rozmiękczył twarz Od razu przebił twarz na wylot

                                                                                                       Zniknął

Stoję na schodach sam Za oknem szary asfalt

Poszli Zapadli w drogę

myślę Szczęśliwi Sami na świecie Nie nagabywani

Nie walczę ze ścianę Z ludźmi Z pejzażami

mimo że ściana jest cienka nie słyszę nocą skrzypienia łóżka w ich pokoju

 

i nagle uprzytamniam sobie

wczoraj widziałem obciśnięte czarnym swetrem jej strome piersi

wielkie piersi

kwitnie w szarości wielkimi białymi piersiami

 

białe piersi

białe piersi

 

są za ścianą Jeszcze nie wiedzę że w to południe

stanął nad nimi cień

W 2015 r. podziw wywołał we mnie wiersz:

Ciągle mnie coś zachwyca. Chyba nie mam  jednego takiego wiersza. Często wracam do już znanych utworów –

i otwieram szeroko oczy, bo widzę coś zupełnie innego. Tekst, który kiedyś był dla mnie w jakiś

sposób nieczytelny, nagle staje się „dreszczem mojej skóry ”. Jak kiedyś, i dziś znów urzeka mnie

poezja Anny Świrszczyńskiej:

TAKA SAMA W ŚRODKU

Idąc na ucztę miłosną do ciebie
zobaczyłam na rogu
starą żebraczkę.

Wzięłam ją za rękę,
pocałowałam w delikatny policzek,
rozmawiałyśmy, ona była
taka sama w środku jak ja,
z tego samego gatunku,
poczułam to od razu,
jak pies poczuje węchem 
psa drugiego.

Dałam jej pieniądze,
nie mogłam się z nią rozstać.
Człowiekowi potrzebny przecież 
ktoś bliski.

I potem już nie wiedziałam,
po co ja idę do ciebie.

Poetą, który mnie inspiruje jest:

Nie mam ulubionego poety ani epoki literackiej. Czytuję lekkie jak mgiełka haiku Basho i cyniczne wiersze Andrzeja Bursy. Jestem wygłodniała „słowa”, a to nie pozwala na ograniczenie inspiracji.

Nie lubię poezji, która:

A można nie lubić poezji? Tak poważnie, to nie lubię wulgaryzmów, spłycają obrazy, zamykają drzwi, nie pozwalając czytelnikowi na dłuższą podróż w głąb emocji.

Istotą poezji jest:

Malowanie słowem. Niekiedy są to bogate pejzaże, innym razem czarnobiałe szkice węglem.

Słowo pobudza wyobraźnię, przenosi czytelnika w inny świat. W każdym z czytających buduje się

inna dramaturgia. Poezja to teatr bez kurtyny, w którym główne role grają emocje czytelnika.

Swoją poezją:

Opowiadam o człowieku. O jego emocjach, spotkaniach, doznaniach, wspomnieniach.

Często układam strzępy myśli w całość, szukając odpowiedzi na niekończące się pytania,

Czasem zamykam obraz w albumie chwil, by móc do niego wracać, tak jak w wierszu

„Czereśniowe stokrotki” 

jak mięsiste czereśnie 

ojciec był przysadzisty 

koroną ramion 

ocieniał moje kroki

nakazywał co dojrzałe 

a czego dotknąć nie można

trzymałam się jego nogawki

udając że to bukiet stokrotek

czereśnia w sadzie zamarła

i ojciec jak gałązka przyschnięta

szuka mojego cienia

splatając pożółkłe dłonie

w wianek przywiędłych stokrotek 

 

 

 

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *