Płonący turkus i święto „Spada Owoc”

efa_39_2Do tej pory nasze mitologiczne inspiracje Aztekami oscylowały wokół przewrotnego Tezcatlipoki. Mogliście zatem odnieść wrażenie, że aztecki panteon jest ubogi i pozbawiony ciekawszych postaci. Nic bardziej mylnego. Nie tylko pomysły Tezcatlipoki doczekały się krwawych świąt i mitów. Dużą popularnością w mitologii prekolumbijskiej cieszył się Pan Ognia i Czasu – Xiuhtecuhtli. Głównie świadczy o tym jego obecność nie tylko w kulturze i religii azteckiej, ale także w majowskiej. To on był patronem krwawych „gwiezdnych wojen” Majów, które ostatecznie doprowadziły do upadku ich zaawansowanej cywilizacji i porzucenia przez nich ich kamiennych miast. Na szczęście dla Azteków Xiuhtecuhtli nie był wobec nich aż tak roszczeniowy. Jako patron ich ulubionego święta „Spada Owoc” wymagał zaledwie paru palonych żywcem ofiar. A co to za wyzwanie dla Azteków? Prawie żadne.

Królewskie upodobanie turkusa

Xiuhtecuhtli miał swoją siedzibę w jądrze ziemi, którą otaczał turkusowy krąg. Jego imię oznacza dosłownie Pana Turkusu, bądź Pana Roku, ponieważ turkus i rok są w języku nahuatl homonimami. Tego tajemniczego wielbiciela kamieni szlachetnych przedstawiano jako przystojnego młodzieńca, w strojach bogato zdobionych turkusem i z turkusowymi insygniami władzy. Należał do nich pektorał w kształcie motyla – symbol ognia i transformacji, diadem, którzy nosili również azteccy władcy, oraz ozdoby nosa i uszu.

Esther_Concept01_zps14cd124d

Jego wizerunku dopełniała specyficzna broń – ognisty wąż Xiuhtcoatl. Jeszcze przed pojawieniem się Azteków, ludy Ameryki składały mu bogobojną cześć jako panu ognia i wojny. Xiuhtcoatl został nawet uwieczniony razem z Upierzonym Wężem na jednej z piramid w Teotihuacan. Ponieważ miłosierny Upierzony Wąż nie wymagał od swoich wyznawców ludzkich ofiar, potworne znaleziska szczątków jeńców wojennych, poczynione we wnętrzu piramidy przypisuje się rytuałom na cześć Xiuhtcoatla. Według podań, nagich i skrępowanych jeńców ciągnięto na sam szczyt piramidy. Tam przy akompaniamencie skwierczącego ognia, wrzucano ich żywcem do paleniska, gdzie natychmiast stawali w płomieniach. Nadal żywych, choć poważnie poparzonych wyciągano stamtąd na kamień ofiarny, a kapłan wyrywał im serca, które później „świeżo płonące” namiętnością do boga ognia, rzucano do stóp jego kamiennego posągu.

Xocatl Huetzi – „Spada Owoc”

Najbardziej radosne święto Azteków przypadało w 10. z kolei miesiącu 365 – dniowego roku azteckiego, którym w kalendarzu juliańskim był sierpień. Ludzie ścinali olbrzymie drzewo i oczyszczali je z gałęzi. Przy bramach miasto przechodziło błyskawiczną transformację w święte drzewo dzięki kapłanom, którzy witali je śpiewem i muzyką, a następnie okadzali dymem z kadzidła. Najbardziej gorliwi Aztecy składali drzewu ofiary, zanim zostało w rytualnej procesji zaniesione do centrum miasta. Tam na dziedzińcu świątyni przygotowano specjalny otwór w ziemi, w którym dopingowani okrzykami kapłani ustawiali pal, usztywniając go potem kamieniami i ziemią.

Zanim rozpoczęły się główne rytuały święta, pal tkwił na swoim miejscu przez dwadzieścia dni. Dekorowano go długimi pasmami papieru, a na jego szczycie umieszczano figurę z ciasta, uzbrojoną w miotacz oszczepów, oszczepy i tarczę. Po obu jej stronach dodawano jeszcze tzw. tamales, czyli zmielone, gotowane masy kukurydziane, zawinięte w liście kukurydzy. Ponoć figura miała kształt ptaka ze złoconym dziobem i turkusowymi piórami.

621_08_2

Cała zabawa zaczynała się od nieudanych prób śmiałków, którzy wspinali się po palu, żeby strącić turkusowego ptaka. Zanim jednak ktoś na poważnie decydował się podjać tego zadania, wokół pala ucztowano i popijano napój alkoholowy z agawy. Święto „Spada Owoc” zezwalało bowiem na nieskrępowane obżarstwo i pijaństwo, ale nawet wtedy ściśle przestrzegano zakazu podawania alkoholu młodzieży. Po zakończeniu uczty odświętnie ubrani i posileni ludzie brali się za ręce i tańczyli wokół pala, oczekując na dalszy ciąg uroczystości.

Rytuał palenia żywcem

bog_AztekówDokładnie w tym samym czasie na szczycie piramidy palono wspomnianych wcześniej jeńców ku czci boga ognia Xiuhtecuhtli. Przeznaczonych na ofiarę niewolników strzegli wojownicy, którym udało się pojmać ich na polu bitwy. O północy przed płonącym paleniskiem, obcinali swoim podopiecznym włosy z czubka głowy. Według azteckich wierzeń mieściła się tam bowiem siła życiowa tzw. tonalli. Włosy te były potem ich jedyną pamiątką po wojennych dokonaniach, dlatego zachowywali je z należną pieczołowitością.

O świcie zabierali jeńców na plac tzompantli – słynną platformę z czaszkami, gdzie kapłani odbierali od wojowników papierowe chorągiewki, symbolizujące ich zgodę na rytualną śmierć jeńców. Kapłani zabierali także ubrania i papierowe ozdoby przyszłych płonących pochodni boga Xiuhtecuhtli. Okadzonych specjalnym kadzidłem jeńców kapłani związywali za ręce i nogi, a następnie wnosili na plecach na szczyt piramidy, gdzie czekało już na nich wielkie ognisko. Wrzaski i przekleństwa płonących ludzi jeszcze długo wibrowały w powietrzu. Zgromadzonym na dziedzińcu świątyni Aztekom wydawało się nawet, że słyszą je mimo radosnych śpiewów, które skandowali na cześć śmiałków, wspinających się po palu.

Ptak poskromiony

Dostępu do pala bronili zgromadzeni wokół niego doświadczeni wojownicy. Mimo to młodzieńcy próbowali swoich sił w walce. Niektórym udało się przedrzeć i od razu rzucali się do wspinaczki po śliskim pniu. Po długiej i zażartej konkurencji pełnej dodatkowych przeszkód najbardziej zwinny i odważny chłopak zabierał figurę i jej broń, a kukurydziane tamales strącał na stojący poniżej tłum. Ludzie wyciągali ręce po jego spadające kawałki, unoszące się w powietrzu, niczym azteckie confetti. Krzyczeli przy tym:

– Xocatl Huetzi! – czyli „Spada Owoc”.

621_07_2

Zaś zwycięzca wyścigu po ptaka z ciasta był z wielkimi honorami zabierany do jednej ze świątyń, gdzie obsypywano go drogocennymi podarunkami.

A my tymczasem rozkoszujmy się wakacjami. W końcu zbliża się sierpień. Może na nas również spadnie jakiś owoc?

Magdalena Pioruńska

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *