PATRONAT SZUFLADY: „Prawie zupełnie nikt” – William Sutcliffe: fragment 2

Książkę można już kupić: https://www.empik.com/prawie-zupelnie-nikt-sutcliffe-william,p1238249571,ksiazka-p

Więcej informacji: https://www.facebook.com/WydawnictwoYA/

Przez następnych kilka tygodni mama kursowała do śmietnika i z powrotem, jakby pochwyciła ją rozciągnięta w czasie, odwrócona odmiana maniakalnej gorączki zakupów. Najbardziej oczywistą reakcją na gwałtowny przypływ gotówki byłoby kupowanie mnóstwa rzeczy, ale mama zawsze robiła to, czego się po niej najmniej spodziewano. Postanowiła zatem uczcić nasze nagłe bogactwo, wyrzucając wszystko, co mogła unieść. Miałem wrażenie, że nasz dom jest okradany w zwolnionym tempie. W miarę, jak ten proces postępował, doszliśmy z Ethanem i Freyą do wniosku, że jedynym sposobem na zachowanie czegokolwiek, co do nas należy, jest znalezienie dla tych rzeczy kryjówki.

Zanim przyjechał van ekipy przeprowadzkowej, nie mieliśmy już w zasadzie żadnych mebli i mu¬sieliśmy oglądać telewizję na stojąco. A telewizor zachowaliśmy, bo kiedy mama próbowała go wynieść do pobliskiego sklepu z używanym sprzętem, zatarasowałem drzwi i ani myślałem się cofnąć. Mama wygłosiła długie przemówienie pełne słów takich jak: „kapitalizm”, „martwica mózgu”, „wyobraźnia” i „kreatywność”. Moją ripostą było jeszcze dłuższe i bardziej nacechowane emocjonalnie przemówienie, zbudowane z takich wyrażeń jak: „okradanie własnego dziecka”, „gry komputerowe to ekscytująca forma sztuki” oraz „telewizja pomaga mi wy¬ciszyć niepokój związany z przeprowadzką”. Prze¬ważył ostatni argument. Czysty szantaż emocjonalny, wzmocniony słowami mającymi związek ze zdrowiem psychicznym, zawsze najlepiej działa na mamę.

Gdy wreszcie wyjechaliśmy i podążyliśmy za osobliwie małym samochodem ekipy przeprowadzkowej, mama opuściła szybę i wrzasnęła triumfalnie jak nastolatka z filmu o dzikiej ucieczce przez pustynię kalifornijską. Starszy facet na przystanku autobusowym o mało nie zleciał ze skutera inwalidzkiego. W Stevenage na ogół nikt się tak nie wydziera.
– Żegnaj, Stevenage! – wrzeszczała. – Na zawsze!
– Na zawsze? – spytałem.
– Tak.
– Obiecałaś, że będę mógł odwiedzać kolegów!

Mama posłała tacie spojrzenie pełne poczucia winy, co dostrzegłem w lusterku wstecznym.
– Widziałem to.
– Co takiego?
– To spojrzenie.
– Jakie?
– To, którym właśnie obrzuciłaś tatę.
– Nic takiego nie zrobiłam.
– Kiedy będę mógł tu wrócić i spotkać się z kolegami?
– Wkrótce.
– Używasz tego słowa, gdy masz na myśli „nigdy”.
– Wkrótce to wkrótce. Jak się urządzimy. Zresztą niebawem poznasz nowych kolegów.
– Jestem za stary na nowych kolegów!
– Masz dopiero piętnaście lat!
– Ale w tym wieku nie szuka się już nowych kolegów! Przecież to jakaś porażka!
– Ja mam ponad czterdzieści lat. Co będę robić twoim zdaniem? Myślisz, że nie potrzebuję życia towarzyskiego? – spytała mama.
– To coś innego.
– Coś innego? A niby czemu? Posłuchaj, nikt nie jest za stary na nowe przyjaźnie.
– Może z wyjątkiem królowej – rzekł tata.
– Zresztą ci twoi koledzy to tak naprawdę nie przyjaciele, tylko ludzie, z którymi dorastałeś – dodał Ethan.
– To właśnie są przyjaciele! Dobrze byś to wiedział, gdybyś sam jakichś miał.
– Czyli wszyscy najfajniejsi ludzie świata mieszkają akurat w promieniu kilometra od naszej ślepej ulicy w Stevenage?
– Nigdy nie mówiłem, że to najfajniejsi ludzie świata. To tylko moi przyjaciele.
– Nie kłóćmy się – powiedziała mama. – Zaczyna¬my nowy rozdział w życiu. Będzie super!
– Ale ja nie chcę żadnego nowego rozdziału! Moje stare życie wystarczało mi w zupełności.
– To całkowicie naturalna reakcja w twoim wieku.
– A co mój wiek ma z tym wspólnego?
– Cóż – odparła mama. – Sporo o tym czytałam i wiem, że w okresie dojrzewania chłopcy często trzymają się kurczowo tych aspektów dzieciństwa, które niebawem przeminą.

Zasłoniłem twarz dłońmi.
– Rany boskie, nie wierzę, że powiedziałaś coś takiego.
– Co to jest okres dojrzewania? – spytała Freya.
– To zmiany w ciele, które pojawiają się u dzieci w wieku Sama.
– Przestańcie!
– Kiedy stajesz się nastolatkiem, twoje ciało zmienia nieco swój kształt, a do tego zaczynają ci rosnąć włosy tam, gdzie ich dotąd nie…
– Przestańcie! Przestańcie! Przestańcie!
– Później ci wyjaśnię. Myślę, że Sam czuje się niekomfortowo, a częścią całego procesu jest to, że rodzice wydają się żenujący.
– Doprawdy? – parsknąłem.
– Gdzie konkretnie rosną te włosy? – spytała Freya.
– Ktoś jest głodny? – spytał tata. – Zatrzymamy się, aby wrzucić coś na ruszt? Co? Przekąsimy coś? Ja mam ochotę na ciacho z owocami.
– Fachowo nazywa się je włosami łonowymi – rzekł Ethan. – Od łona, wiesz.
– Ethan! – wrzasnęli rodzice jednym głosem.
Przez resztę podróży Freya nuciła do siebie: „łona-łonałona”.

Nasz nowy dom okazał się zarówno bardzo elegancki, jak i trochę tandetny. Mama była z niego tak dumna, jakby sama go zbudowała. Prowadziła nas od pokoju do pokoju i przedstawiała skomplikowane plany zerwania wszystkich wykładzin i doprowadzenia tego miejsca do „stanu zero”. Moim zdaniem nie było czym sobie głowy zawracać, a jedyne, co mi się tam naprawdę podobało, to właśnie wykładziny. Zdaje się, że mówiła też coś o rozpadającej się, przypuszczalnie przegniłej szopie na końcu ogrodu, którą ochrzciła mianem swego „studia”, ale nie miałem pewności, bo moją uwagę przyciągnął osobliwy widok za oknem.

Tuż za domem zauważyłem bowiem gościa w średnim wieku, ubranego w czerwone trampki i drogie dżinsy z wydartymi dziurami, który wsiadał do mercedesa, podczas gdy na opuszczane przez niego miejsce parkingowe czekała kobieta w bmw z migającymi światłami awaryjnymi, blokująca całą drogę. Za nią mężczyzna w kabriolecie trąbił jak najęty i wywrzaskiwał obelgi. Po drugiej stronie ulicy kilku wychudzonych gości w brudnych drelichach wynosiło wiadra gruzu z podziemi wielkiego domu i opróżniało je do kontenera.

A więc tak wyglądało Hampstead. Nigdzie nie dostrzegłem szczeniaczków, jednorożców, kotków czy tęcz. Nie przeszedłem się jeszcze naszą nową ulicą, a już wiedziałem, że to miejsce, gdzie boga¬ci ludzie wściekają się o miejsca do parkowania. W porównaniu z cichym zaułkiem z nowoczesnymi domami wydawał się to inny kraniec wszechświata. W Stevenage dzieciaki bawiły się na ulicach, podczas gdy tu zostałyby rozjechane w ciągu kilku sekund.

Mama pospiesznie zaczęła wypełniać dom nowymi meblami, które okazały się starsze od tych w naszym domu w Stevenage. Tamte zostały kupione jako nowe, ale się zestarzały, te zaś były należycie stare. Mama ciąg-le używała pojęć takich jak „stylowe” i „klasyczne”, co zapewne oznaczało „do kitu”.

Ethan zajął pokój na poddaszu i pomalował go na czarno. Zważywszy na to, w co się ubierał, kolor ścian spełniał rolę kamuflażu i czynił mojego brata prawie niewidzialnym.

Mój pokój znajdował się dokładnie pod pokojem Ethana. Jego okna wychodziły na rząd niewielkich ogródków, za nimi wznosił się ceglany mur, który tworzyły tylne ściany budynków z sąsiedniej przecznicy. Wszędzie ludzie, ludzie i ludzie. Gdziekolwiek spojrzeć, widziałem ludzi.
Jeśli Londyn naprawdę był miejscem, do którego przybywali bogaci ludzie, moje pytanie brzmiało: dlaczego? Dlaczego? I po co?

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *