„Królestwo Mostu” to już moje trzecie spotkanie z prozą kanadyjskiej pisarski Danielle L. Jensen. Tym razem przenosimy się w świat intrygującego Królestwa Mostu, zwanego także Królestwem Ithicany, konkurującego z Królestwem Maridriny. To właśnie stamtąd pochodzi księżniczka Lara – jedna z córek potężnego i przebiegłego króla. Od najmłodszych lat wychowywana na zabójczynię pośród złotych piasków pustyni żyje jedynie po to, aby pokonać największego wroga swojej ojczyzny – króla Ithicany, Arena. Chociaż według ustaleń traktatu to nie ona miała zostać obiecaną żoną Arena, wskutek spisku mającego uratować życie jej sióstr wsiada na statek, płynący w stronę zapierającego dech w piersi mostu. Tam będzie musiała wziąć ślub z królem Ithicany, a później – korzystając ze swoich licznych talentów – uwieść go i zdradzić. Sama wybrała ten los i sama zamierza go przypieczętować. Chyba że na drodze stanie jej miłość…
„Trzema krokami przeszedł komnatę, ale zamiast przycisnąć ją do łoża, czego się spodziewała, padł przed nią na kolana. Ithicana – i jej król – nie zginała karku przed niczym i nikim. Ale on skłonił się przed nią”.
Lektura „Królestwa Mostu” sprawiła mi pewną trudność. Podobnie jak w „Porwanej Pieśniarce” i „Mrocznych Wybrzeżach” czytelnik ma okazję zagłębić się w niezwykłą, szczegółową wyobraźnię Danielle L. Jensen, która jest dla mnie mistrzynią tworzenia fantastycznych światów. Również tutaj nie zabrakło misternie zbudowanej intrygi politycznej i charakterystyki zbrojnego konfliktu, którego głównym powodem jest władza nad starożytnym mostem. Dzięki niej zwycięskie królestwo kontroluje handel i politykę zagraniczną na lądzie. Strzeżenie mostu wiąże się jednak z wieloma wyrzeczeniami dla wyspiarskiego narodu Ithicany i rządzącej nim rodziny królewskiej. Autorka z wielkim przejęciem opisuje ich zmagania i dylematy, jednoznacznie przechylając szalę sympatii czytelnika oraz Lary na stronę przystojnego Arena i jego odważnych towarzyszy.
W tym miejscu przechodzimy jednak do największego minusa „Królestwa Mostu”, którym jest, niestety, schematyczność w budowaniu relacji między głównymi bohaterami i powtarzalność w kreowaniu fabuły przez Jensen. Miałam pecha sięgnąć po „Królestwo Mostu” zaraz po „Porwanej Pieśniarce” i nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że czytam ciągle tamtą książkę, ale w zmienionych dekoracjach. Jensen bazuje na identycznym motywie romansowym – kobieta zostaje wbrew swojej woli zmuszona do małżeństwa z mężczyzną, który na początku budzi jej wstręt i niechęć, ale później okazuje się niesprawiedliwie sportretowanym bądź niezrozumianym przez otoczenie przystojniakiem bez wad, szlachetnym rycerzem walczącym o wolność i suwerenność swojego narodu. Jej nie pozostaje więc nic innego jak tylko trochę mu się opierać, mniej więcej do połowy książki, a potem z westchnieniem ulgi ulec naprędce nawiązanej między nimi namiętności, określanej już mianem uczucia.
Zarówno Lara, jak i Aren są mocnymi postaciami – ona jest bezwzględną skrytobójczynią, świetnie przeszkoloną w każdej dziedzinie życia, przydatnej żonie króla. On jest wojownikiem i łucznikiem, zahartowanym w bojach i politycznej dżungli uprzedzeń. Na takie idealne pary mówimy zwykle: „power couples” albo „star crossed lovers”. Szczerze powiedziawszy, mam dylemat, bo nie mogę napisać, że ta książka jednoznacznie mi się nie podobała. Jensen wciąż pisze ciekawie, subtelnie operuje słowem zarówno w sferze opisów, jak i błyskotliwych dialogów. Owszem, w mało wyszukany sposób odpowiada na romansowe oczekiwania czytelniczek, choć ja nie mam nic przeciwko romansom w książkach, a już tym bardziej w książkach spod szyldu fantasy.
Problem leży raczej we wspomnianej wyżej przewidywalności fabuły i dla mnie również w tym, że bohaterowie są do znudzenia idealni, tak samo jak ich romans. Oboje są odpowiedziami na swoje wyobrażenia wymarzonego partnera, co na domiar złego autorka często podkreśla w narracji. Mam wrażenie, że z tego powodu „Królestwo Mostu” stanowi zmarnowany potencjał. Ten świat i jego skomplikowana geopolityka zasługują na znacznie ciekawsze relacje i towarzyszącą im dynamikę.
„Burza krążyła, czekała, ale akurat w tej chwili pozostawiła ich w spokoju.
Aren rozluźnił uścisk, a ona przez jedną przerażającą chwilę myślała, że ją wypuści. Że chce, aby odeszła.
Ale jego palce przesunęły się z tyłu po jej ramionach, lekki dotyk pozostawiał za sobą falę odczuć. Łagodne głaskanie w górę i w dół, jakby uspokajał jakieś dzikie zwierzę, które mogło ugryźć”.
Reasumując: „Królestwo Mostu” spodoba się przede wszystkim wielbicielom romansów. Ze wszystkich książek Jensen wydanych na polskim rynku najbardziej koncentruje się bowiem na sferze relacji między kobietą a mężczyzną, odsuwając na bok wątki polityczne i społeczne. Jestem ciekawa, jak autorka poradzi sobie z kontynuacją. Może tym razem przeznaczy więcej miejsca na rozwój intrygi.
Magdalena Pioruńska
Wydawnictwo: Galeria Książki
Autor: Danielle L. Jensen
Tytuł: „Królestwo Mostu”
Liczba stron:
Data wydania: 2020