Ostatnimi czasy bywam bardzo znudzona. Nie dlatego, że nie mam zajęcia na wolny czas, ale dlatego, że właśnie te cenne minuty/godziny tracę na poszukiwanie dobrej literatury. W konsekwencji, zaczyna mi ich brakować na znalezione pozycje, które kwalifikuję, jako godne uwagi. Doświadczenie nauczyło mnie, iż w takich kryzysowych momentach warto sięgać po sprawdzonych autorów, takich, którzy nigdy nie zawodzą. Do grona tych pisarzy z pewnością w moim mniemaniu zalicza się Adam Przechrzta. Wiadomo, jak każdemu, zdarzają mu się słabsze i lepsze momenty w twórczości, ale za każdym razem czytanie jego powieści jest niesamowitą przyjemnością.
Akcja powieści „Demony wojny” rozpoczyna się w szpitalu, gdzie Aleksander Razumowski dochodzi do siebie po wypadku w Aleksandrówce. Wydawać by się mogło, że czeka na niego już tylko śmierć, jednak nie będzie mu dane udać się w jej objęcia. Trzeba przecież jeszcze uratować świat. Towarzyszyć mu będzie Elena, córka znajomego, którą obiecał się zaopiekować. Dziewczyna musi przejść katorżniczy trening. Przed agentem GRU stoi zaś nie jedno, lecz trzy zadania, z których każde wydaje się niemożliwe do wykonania. Czy Razumowskiemu uda się wyjść cało z opresji? Czy jego dobre serce nie zwiedzie go na manowce?
Dynamiczna, zaskakująca, wyśmienita – w tych trzech słowa zawiera się cała prawda o „Demonach wojny”. Na początku myślałam, że powieść będzie bardzo stereotypowa. Agent, który wykona każde zadanie bez względu na przeciwności losu, doskonały w każdym calu, z wianuszkiem kobiet wokół siebie. Jakież było moje zdziwienie, gdy Razumowski okazał się twardym, surowym mężczyzną, opierającym się damskim zalotom z konsekwencją godną mnicha. Jedyną rzeczą, dzięki której zaskarbia sobie sympatię czytelnika jest serce. W gruncie rzeczy, Aleksander nie jest zimną rybą, maszyną do zabijania. To mężczyzna, który czasami wbrew logice, kieruje się uczuciami. Przyjmując, że „Demony Wojny” są wzburzonym morzem w czasie sztormu, można uznać, że Razumowski jest niczym latarnia morska, pokrzepiająca swoim światłem.
Autor zdecydowanie skupia fabułę wokół intryg. Buduje napięcie na niepewności, nigdy nie wiadomo, co za chwilę się stanie, czego można się spodziewać. Najlepszym tego dowodem jest zakończenie powieści. Poza tym, czytelnik ma możliwość lepiej przyjrzeć się działaniu organu państwowego, jakim jest NKWD. Jest to prawdziwa gratka dla fanów nie tylko prozy Adama Przechrzty, ale i miłośników historii. Ważne fakty historyczne są zgrabnie wplecione w dialogi i opisy. Pisarz uczynił to w sposób nienachalny, bardzo naturalny i godny naśladowania. Myślę, iż wielu, nie tylko początkujących pisarzy powinno się tej sztuki od niego nauczyć.
„Demony wojny” to powieść, której nie trzeba polecać. Doskonale obroni się sama. Jak już pisałam na wstępie, Adama Przechrztę można zaliczyć do grona „pewniaków” i sięgać śmiało po każdą z jego książek. Jedyną przykrą rzeczą, która nas może spotkać z jego strony to zakończenie. Dlaczego? Powód jest prosty, nieubłagany finał zawsze przychodzi szybciej niż byśmy sobie tego życzyli. Wszystko, co dobre szybko się kończy, lecz nie smućmy się, bowiem kolejne świetne powieści już w drodze.
Justyna Czerniawska
Moja ocena: 5/5
Tytuł: Demony wojny
Autor: Adam Przechrzta
Ilość stron: 428
Oprawa: broszurowa
Wydawnictwo: Fabryka słów