PATRONAT SZUFLADY: Berło Ziemi. Żywioły t.1 – A.C. Gaughen

Shalia jest dumną córką pustyni, ale po latach niszczycielskiej wojny z sąsiednim królestwem jej lud desperacko pragnie końca konfliktu, który pochłonął życie tak wielu osób. Pragnąc wymienić wolność na bezpieczeństwo swojej rodziny, Shalia zostaje królową Krain Kości – kraju, w którym magia jest zakazana, a Żywioły – ludzie kontrolujący ziemię, powietrze, ogień i wodę – są traktowani jak zdrajcy, torturowani… a nawet gorzej.

Wkrótce jednak dowiaduje się, że jedynym pragnieniem jej męża, Calixa, jest zniszczenie Żywiołów.

Jeszcze przed swoją koronacją Shalia odkrywa, że ma moc nad ziemią. Uwięziona między irracjonalną nienawiścią męża do Żywiołów a niebezpiecznym buntem prowadzonym przez własnego brata, Shalia musi wykorzystać swoją moc i dokonać niemożliwego wyboru: ocalić swoją rodzinę, ocalić Żywioły lub ocalić siebie.

„Fantasy w duchu książek Saby Tahir i Renée Ahdieh… Z przestraszonej dziewczyny na obcej ziemi Shalia dojrzewa i zmienia się w kobietę, która nie chce pozwolić, aby otaczający ją mężczyźni mieli wpływ na jej przeznaczenie czy pragnienia.” – School Library Journal

„W oczekiwaniu na książkę numer dwa będę myśleć o sile i odwadze Shalii (i wpadać w zachwyt nad powoli rozwijającym się romansem)!” – Erin Bowman, autorka Vengeance Road

Biogram autorki

A.C. Gaughen – autorka Scarlet, Lady Thief, Lion Heart oraz Reign the Earth. Jest członkinią Boston GLOW, organizacji non-profit, która zapewnia młodym kobietom wsparcie, którego potrzebują, aby stać się silnymi liderami w swoich społecznościach. Ma tytuł magistra kreatywnego pisania na Uniwersytecie St. Andrews w Szkocji i magistra edukacji na Uniwersytecie Harvarda.
Strona autorki: www.acgaughen.com

W moim namiocie był skorpion.

Gapiłam się na niego. Księżyc świecił jasno, ale do wnętrza namiotu wpadało niewiele światła. Skorpion szedł ostrożnie po piasku, z ogonem podniesionym, ale niegotowym do ataku. Powoli zmierzał w stronę miejsca, w którym leżałam w śpiworze. Nabrałam głęboko powietrza i podniosłam rękę.
– Na potęgę pustyni, rozkazuję ci się zatrzymać – powiedziałam.
W odpowiedzi podniósł ogon i przybrał taką pozycję, żeby móc wbić we mnie kolec z trucizną.
Zaśmiałam się, pochyliłam do przodu i podniosłam go.
Spiął się i przez chwilę szykował do ataku, ale skorpiony i smoki nie powinny się siebie bać. Gdy przypomniał sobie o tym, zaczął się niepewnie przechadzać po mojej skórze.
Przekręciłam się, żeby nie spadł.
– Przyszedłeś życzyć mi powodzenia? – spytałam, głaszcząc jego sztywny pancerz. Westchnęłam głęboko i wyznałam:
– Chyba mi się przyda. – Jego ogon jeszcze bardziej się spłaszczył, lecz gdy przestałam go dotykać, znowu się podniósł.
Kiedy klapa w wejściu do namiotu odsunęła się i do środka wpadło ostre światło księżyca, usiadłam i osłoniłam skorpiona dłońmi.
– Dobrze – powiedziała Kata. – Nie śpisz już. – A potem zobaczyła, co trzymam w dłoniach, i gwałtownie się odsunęła.
– Shalio, istnieją mniej śmiertelne sposoby na uniknięcie małżeństwa.
Śmiejąc się, wypuściłam skorpiona i uniosłam tył namiotu, żeby mógł uciec. Gdy Kata weszła do środka, wyskoczyłam ze śpiwora. Zdjęła kaptur w tej samej chwili, gdy klapa namiotu się zamknęła. Wyglądało to tak, jakby jasne srebro jej włosów wyssało całe światło księżyca.
– Kato! – krzyknęłam, obejmując ją. – Przybyłaś!
Gdy mocno mnie przytuliła, straciłyśmy równowagę i śmiejąc się, upadłyśmy na piasek, nos w nos. Jak dawniej.
– Oczywiście, że tak – powiedziała. – Przyjechałam, gdy tylko się dowiedziałam. Przepraszam, że zajęło mi to tak długo.
Uśmiechnęłam się do niej.
– Ważne, że jesteś. Mamy tyle do omówienia.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Wychodzisz za mąż – powiedziała miękko. – Jak się czujesz?
– Zbyt niska. – To była pierwsza odpowiedź, jaka przyszła mi do głowy. Nie byłam niska i wiedziałam, że Kata zaraz mi to wytknie. Westchnęłam. – Myślę, że królowe powinny być wyższe.
Dotknęłyśmy się nosami.
– Widziałam go – rzekła. – Nie jest wiele wyższy od ciebie, o ile w ogóle jest wyższy.

Nabrałam powietrza. Miałam w sobie tyle pytań o to, jak on wygląda, co robi, dlaczego mnie chce, co Kata wie o nim, ale to nie miało znaczenia. Za kilka godzin zostanę jego panną młodą i sama poznam odpowiedzi na te pytania.
A jutro nie będę już miała przy sobie Katy.
– Zrobimy to? – spytałam.
Wyszczerzyła zęby.
– Dzisiaj? Powinnaś wstać przed świtem.
– Obie wiemy, że nie będę dzisiaj zbyt wiele spać. Poza tym zerwanie z tradycją przynosi pecha.
W odpowiedzi pociągnęła mnie za ręce i obie podniosłyśmy się z piachu. Wytknęłyśmy głowy z namiotu, żeby rozejrzeć się za moimi braćmi, wujkami albo kimkolwiek, kto mógłby nas powstrzymać.
– Czy Rian jest z tobą? – szepnęłam.
– Tak – odparła, ciągnąc mnie do przodu.

Nikogo nie zauważywszy, wybiegłyśmy z namiotu ręka w rękę. Nasze stopy ślizgały się po piachu. Niebo było bezchmurne, a księżyc wystarczająco jasny, by nas prowadzić, ale o wiele chłodniejszy niż jego brat, słońce. Gdy piach przeszedł w bardziej stałe podłoże, przyśpieszyłyśmy. Nasz klan obozował tuż za miastem, gotowy na przyjście nowego dnia, w którym miałam jednocześnie powitać słońce, mojego męża i zupełnie nowe życie.

Przybycie do Jitry było jak zwykle dziwne i magiczne. Toczące się wydmy zniknęły, pozostawiając pustkę na horyzoncie, a pod piaskami pojawiła się twarda ziemia. Półka skalna odsłoniła wąską szczelinę, wystarczająco szeroką dla jednej osoby – były to usta schodów prowadzących przez klif do miasta. Jitra to miasto wykute w skale. Dawno temu potężna rzeka wyżłobiła spadzistą ścieżkę tak szeroką jak dziesięciu idących obok siebie mężczyzn. Z tego miejsca klany pustyni zaczęły ryć w skalnych ścianach, tworząc masywne siedziby, zacienione i chłodne, wieczne i nieustępliwe. Rzeka nadal płynęła w wąskiej żyle, przecinając górską skałę aż do kaskadowego zbocza na końcu miasta. To dzięki niej mój nomadyczny lud miał stałe źródło wody.

To było święte miejsce.

Kata zawsze miała problemy ze znalezieniem go. Nie należała do klanu, o czym z reguły zapominałam aż do chwil takich jak ta, gdy nie umiała znaleźć drogi do świętego miasta. Jej palce, blade i dziwne na mojej ciemnej skórze, złapały mnie mocniej, gdy prowadziłam ją do pęknięcia w ziemi, a potem pogrążyłyśmy się w ciemności, schodząc po wąskich stopniach.
Na dole zwolniłyśmy. Gdzieś przed nami usłyszałam strażników, więc odciągnęłam Katę na bok. Kolejna ścieżka prowadziła do wnętrza góry zamiast w stronę miasta. Wysunęłam się na prowadzenie, pewna swych kroków, tak jakbym od zawsze mieszkała w Jitrze. Następne schody, starsze, mniej równe, zakręcone wokół skały i prowadzące głęboko w dół. Powietrze zmieniło się tu z gorącego i suchego na wilgotne, przylegające do ścian i naszych palców.

To właśnie tutaj Kata poczuła się pewniej i zaczęła dotrzymywać mi kroku – wiedziała już, gdzie się znajduje i dokąd zmierza, nie musiałam jej za sobą ciągnąć. Po kilku kolejnych dzikich krokach i wybuchach śmiechu, który odbijał się echem od ścian, przejście otworzyło się na wielką jaskinię i masywne podziemne jezioro, które było ukrytym skarbem gór.

Gdy tylko je zobaczyłam, zatrzymałam się i Kata na mnie wpadła. Zaczęłam rozglądać się dookoła i ledwo zwróciłam na nią uwagę. W powietrzu wokół nas wisiały setki tysięcy kropelek wody. Delikatnie rozproszona mgła uchwyciła odbijający się od tafli blask odległego księżyca i przekazała go małym kroplom, aż wreszcie cała jaskinia wyglądała tak, jakby połknęła gwiazdy z nocnego nieba.
Zaśmiałam się zachwycona, a Kata ruszyła do przodu. Kropelki opadały na jej skórę niczym delikatne pocałunki. Dotykałam ich opuszkami palców, patrzyłam, jak rozpadają się na coraz mniejsze i mniejsze cząstki, nadal zawieszone, nadal czekające na Katę.
Jaskinia ją znała. W tym miejscu moc wody była silna, piękna i magiczna. Kiedy wpatrywałam się w ten cud, czułam, jak otaczają mnie duchy, chroniąc i napełniając mnie wiarą. Dzień jutrzejszy będzie idealny, a to małżeństwo, które zabierze mnie od rodziny, stanie się początkiem długiego, wiecznego pokoju.

Moje poświęcenie ochroni mych ludzi.

Kata zaczęła powoli zataczać koło. Uśmiechała się szczęśliwa, a woda pokrywała jej skórę. Na pustyni zawsze była spragniona, a jej blada, popękana i obolała skóra łaknęła wilgoci.

Tu mogła wreszcie być całością. Tu była wszystkim, do czego została zrodzona. Jej moc i sposób, w jaki świat na nią odpowiadał, były najbardziej zdumiewającymi rzeczami, jakie kiedykolwiek widziałam. Nagle, na wydany przez nią, acz nieuchwytny dla mnie rozkaz, kropelki wody upadły. Te, które mnie otaczały, ześlizgnęły się po mojej skórze niczym mała ulewa. Bez nich światło przygasło, więc podeszłam do pochodni na ścianie i zdjęłam ją, kalecząc się w rękę. Uderzyłam w krzemień. Kiedy wybuchł i ożył, zobaczyłam, jak Kata zdejmuje pustynne szaty, rzuca je na bok i zanurza się w wodzie.

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *