„Oto obcowanie z czasem” – o „3 poematach” Elżbiety Musiał

17457688_10212673214335533_4360532978259232925_n

Życie wciąż plącze się ze śmiercią

(E. Musiał – Ars moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych)

Poetycką triadę (określenie autorki) Elżbiety Musiał otwiera poemat „na śmierć zegarka przejechanego zimą przez samochód”. Od pierwszych wersów poetka tworzy niezwykłą atmosferę – otwiera przed czytelnikiem przestrzeń, w której to byty abstrakcyjne są bohaterami. Podmiot liryczny (kobieta) dzieli się jednym z najważniejszych doświadczeń (zamieszkał we mnie czas). Poetka balansuje między rzeczywistością i wyobraźnią, jawą i snem.

Lawinę domysłów, wyobrażeń, możliwości, ale i wątpliwości wywołuje podniesiony z ziemi zegarek. Mały, damski – tyle konkretów, ale ile inspiracji! Podmiot traktuje to znalezisko w kategoriach metafizycznych. Zastanawia się, czym ono jest dla niej (zapowiedź, może wróżba), a czym dla tej, która go straciła.

Tu wokół wszystko ma swój czas – podmiot spogląda na świat przez pryzmat przemijania. I choć żyje tu i teraz, to ciąży nad nią przeświadczenie o nieuchronności zmian, prowadzących do destrukcji. Nawet remont mieszkania rozpatruje jako próbę oszukania czasu, zmyślne pokrywanie farbą jawnej pamięci. Zresztą już sam akt odnalezienia przejechanego [podkr. K.M.] przedmiotu idealnie wpisuje się w ten nastrój rozpadu czy zaniku. Do tego rzecz dzieje się zimą, kiedy wszystko zamiera w oczekiwaniu na wiosnę.

„Ja” liryczne – paradoksalnie – rozumiejąc powagę znaczenia czasu (czy ściślej jego upływu), neguje go. Wewnętrznie się buntuje, choć doskonale wie, że nie ma to żadnego sensu. Zgubiłam czas z oczu – usiłuje zapomnieć o nim, ale on funkcjonuje bez niej, pokpiwa sobie z ludzi. Podmiot próbuje też oswoić czas (zegarek pozwala jej w jakimś stopniu go zmaterializować, jest instrumentem czasu), zdefiniować go – więc kim jesteś – / sprawcą, / zbawcą?

Dochodzi też do niezwykłych odkryć – oto jej organizm współgra z czasem, gdyż jego miarowe czyk, czyk bije w zgodzie z jej pulsującą krwią w przegubach rąk / w skroni. Ale do czego ją to prowadzi? Czyż nie do ostateczności?

Jednak Musiał porusza o wiele więcej kwestii niż tylko przemijanie, pięknie pisze m.in. o ciszy, przejmująco o naszej niewiedności i zagubieniu w niepewności czy o bólu niespełnienia.

W „Na zdjęciu wciąż żyjemy” autorka kontynuuje swoje rozważania. Nadal w przestrzeni poetyckiej dominuje niepokój i zapowiedź przyszłego rozkładu, śmierci (lato dojrzewa w przyszłych szkieletach jabłek; wyglądamy jak zeschłe liście / na gałęzi). Musiał nawiązuje do makabrycznego zdarzenia w Nangar Khel (polscy żołnierze ostrzelali afgańską wioskę, zginęli cywile), przywołuje portrety anonimowych osób, dla jednych śmierć wydaje się wybawieniem, dla innych – np. dla stryja Józka, naocznego świadka wojny – jest traumą, która stale powraca w jego pamięci.

W tym poemacie poetka jakby poszła o krok naprzód w swoich poszukiwaniach. Jej podmiot już wie, że czas jest nieubłagany, teraz drąży istotę śmierci, która jest równie bezwzględna. Rozważania Musiał nie są li tylko literackimi refleksjami, „ja” liryczne zdradza, jak głęboko usiłuje wniknąć w badane kwestie. Odpowiedzi szuka w religii, ale wyznaje: im bliżej wiary, tym trudniej zrozumieć.

Zmagania podmiotu z czasem to także przejmująca walka o dokonanie czegoś wielkiego – o rozwinięcie talentu na miarę geniusza z Katalonii, ale artystka z pokorą przyjmuje gorzkie prawdopodobieństwo – Dalim nie będę. Być może należy tę wszechobecną w poematach destrukcję i nieuchronny koniec rozważać nie tylko w kontekście przemijania ludzkiego życia, ale i twórczego potencjału. Musiał wspomina o podobieństwie do cykad – zrzucaniu wylinek – i ten trop prowadzi do rozmyślań o wewnętrznych metamorfozach, zwłaszcza że kilka linijek dalej podmiot wyznaje: nie odczuwam braku / tahitańskich gajów Gaugaina. / A dwa sezony wstecz kochałam postimpresjonistów. To subtelny motyw artystycznego dojrzewania, umiejętności docierania jeszcze dalej, wnikania głębiej. Ale ta przemiana rodzi nowe myśli – czy po tej transformacji ja to wciąż jestem ja? Poetka jest mistrzynią w zwielokrotnianiu pytań, na które odpowiedzi – o ile w ogóle są – zdają się maksymalnie skomplikowane.

W utworze o przewrotnym tytule „Ars moriendi, czyli poradnik czynności nieużytecznych” autorka wyraźnie określa pozycję człowieka wobec śmierci – nakryj do stołu albo popraw / okulary na nosie. Tyle możesz zrobić dla siebie. Dla podmiotu umieranie to przekraczanie granicy innego świata, swoista wędrówka w innym życiu, stąd wyraźna (symboliczna) instrukcja – wyczyść buty (…) / I pamiętaj, / by były wygodne.  Ważną kwestią jest również pozostawienie bliskich bez niepotrzebnych problemów, wszak już nasza śmierć będzie dla nich aż nadto kłopotliwa. Dlatego instruuje: posprzątaj przed odejściem – porządek. Do niego musisz się przyłożyć.

Musiał traktuje życie jak drogę ku ostatniej godzinie. Próbuje oswoić śmierć (a pomóc ma jej w tym sztuka). Powtarza, że każdy z nas nosi jej ziarno. Nie da się uciec od pytań, rozważań, poszukiwania istoty śmierci. Ona jest stale o krok za nami. Dlatego tym bardziej ważne jest, by sprawdzić / siebie jakoś, aby chodzenie po ziemi nie było / wielką nieobecnością. Podmiot docieka, cóż takiego jest TAM, wizualizuje śmierć, oddaje się artystycznym fantazjom na jej temat (przywołuje kulturowe wizerunki śmierci). Najbardziej przeraża ją wizja, że czas TAM mógłby być nieużyteczny. Szereg przenikliwych refleksji kończy ta najbardziej przerażająca – a jeśli nie ma TAM?

Poezja Musiał to nieustanna pogoń za poznaniem. Podmiot jest wewnętrznie rozedrgany, niestrudzony w dotarciu do sedna interesujących ją kwestii. W tym celu podejmuje dialog (choć formalnie to przecież monolog) z artystami oraz myślicielami i/lub ich dziełami, teoriami, wątpliwościami, a także dokarmia duchy okruchami wierszy. W „3 poematach” nawiązuje m.in. do poetów i pisarzy, filozofów, muzyków, malarzy. Notabene autorka wspomina o tych, których już nie ma (poza jednym wyjątkiem). Pojawia się także Bóg – kreator, opiekun, tajemnica. „Ja” liryczne szuka u innych nie tylko pomocy w zrozumieniu, ale także intelektualno-emocjonalnego pobudzenia, wyciszenia czy oczyszczenia. Te wszystkie persony ze świata szeroko pojętej sztuki nie pojawiają się przypadkowo. Czasem jakiś cytat czy wspomnienie dzieła to impuls do rozważań, niekiedy zaś to efekt gry skojarzeń. Ale gdy przeanalizujemy przytaczane motywy, postawy bądź wydarzenia, ujrzymy konsekwentną linię kompozycyjną każdego z poematów.

Po lekturze kilku już książek poetyckich Elżbiety Musiał zastanawiam się nad użyciem słowa „triada” w stosunku do tej publikacji. Podejrzewam, że poetka nie tyle miała na myśli zbiór trzech poematów, co raczej stworzyła kolejną metaforę. Używa tego pojęcia o filozoficznej proweniencji, wskazując swoistą triadę bóstw rządzących współczesnym światem – Czas, Pamięć (wraz ze Sztuką, jako jej najdoskonalszą formą) i Śmierć.

„3 poematy” to poezja głęboko metafizyczna, kunsztowna literacko, genialna formalnie. Przy każdej kolejnej lekturze pozwala zobaczyć jeszcze więcej, dostrzec niuanse. Wprawia czytelnika w wewnętrzne drżenie i długo, długo rezonuje.

Kinga Młynarska

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *