Ostatni taniec z gwiazdami

– Ty, okres masz? Czego się wściekasz?
– A co, kurde, nie wolno?
– Oho – westchnęła Kira, nie odrywając oczu od kart. – Niech no zgadnę. Też Gwiazdę dostałaś, co?
Mała w ramach odpowiedzi oderwała ciężki medal od nowiutkiego munduru i odrzuciła go z odrazą.
– A baby gdzie? – spytała ostro.
– Na grzybach. Też idź. Przewietrzysz się, ochłoniesz. Może się zgubisz?
Mała zamilkła obrażona.
Nie na długo.


– Kira?
– No?
– Wiedźmą jesteś, no nie?
– Też mi odkrycie.
– A te twoje karty to… One działają?
– Mam ci powróżyć?
Mała spojrzała podejrzliwie na kolorową talię.
– Odznaczyli Gwiazdami wszystkie ocalałe – powiedziała cicho. – I ślą nas z powrotem na wojnę. Jutro. Boję się, Kira.
– Wiem.
– Do tej pory miałam szczęście. Do fajnego oddziału trafiłam i w ogóle. Ale chyba wyczerpał mi się limit, Gwiazdę dostać, to straszny pech jest. Mówią, że to ostatnie odznaczenie, jakie żołnierz za życia dostaje. Chciałabym wiedzieć, czy umrę.
– No pewno!
Mała skamieniała.
– Prędzej czy później – dodała Kira, uśmiechając się łobuzersko.
– Świnia. Weź mnie nie strasz, co?
– Mam ci powróżyć?
– No.
Wiedźma sprawnie przetasowała talię.
– Śmierć to taki truposz z kosą, no nie? – spytała Mała, siadając okrakiem na zwalonym pniu.
– Tak. Ale cicho już bądź, skupić się muszę.
Kira zwinnie rozłożyła barwne kartoniki, odkryła pierwszy.
– O! Co to?
– Gwiazda.
Mała jęknęła.
– Znowu? To już druga dzisiaj…
– Ład. Harmonia wewnętrzna. Równowaga emocjonalna. No, będą z ciebie ludzie. Dorastanie w niewinności… – wiedźma łypnęła na nią podejrzliwie. – Eee, nie wydaje mi się.
– A co ty tam wiesz – zaburczała w odpowiedzi, czując, że się czerwieni. – No nie patrz tak, odkryj następną.
– Sąd Ostateczny.
– O, Jezu!
– Nie krzycz. Twoje życie się zmieni…
– O, tak. Bardzo nawet. Z ziemskiego na pozaziemskie.
– Akurat. Pokonasz czekające cię przeszkody, wyjdziesz cało z opresji. To chyba nieźle, nie sądzisz?
Pokręciła głową, nerwowo gryząc paznokcie, wlepiając w wiedźmę przerażone oczy. Zachłysnęła się powietrzem, gdy kościotrup z kolejnej karty wyszczerzył do niej pożółkłe zęby.
– No tak – mruknęła Kira niechętnie. – Nasłuchałaś się bzdur, panikaro. Śmierć symbolizuje przejście z jednego etapu życia w drugi…
– Mhm. – Mała wyglądała, jakby połknęła odbezpieczony granat. – Z etapu ziemskiego na pozaziemski.
– Histeryczka z ciebie, wiesz? – fuknęła Kira. – Jak ty do wojska trafiłaś, no w głowie się nie mieści!
– Hej, dziewczyny! Patrzcie, co znalazłyśmy!
Xo i Czaja z impetem wypadły z lasu. Xo pierwsza odwróciła pełny hełm do góry dnem, znalezisko rozsypało się po trawie.
– Co to ma być?
– No jak to co? Grzyby!
– Dziwne jakieś.
– Bo to gwiazdy.
– Co!?
Wszystkie spojrzały na Kirę.
– Gwiazdy – wyjaśniła wiedźma, spokojnie tasując talię – taki gatunek.
– Jadalny? – spytała Xo z nadzieją.
– Na pewno nie – Czaja wyrzuciła swój zbiór w najbliższe krzaki. – W każdym razie ja świństwa do ust nie wezmę. Co za popieprzony dzień! No nie dadzą człowiekowi o wojnie zapomnieć, no!

*

– No tak, do tego wszystkiego nie zasnę. Za jasno świecą.
– Co?
– A jak myślisz, bystrzaku?
Xo spojrzała w górę. Gwiazdy. Zaklęła z rezygnacją.
– Myślicie, że to prawda z tymi Gwiazdami? – spytała.
– Przecież widzisz, że świecą, no nie?
– Ja o medalach mówię, głupia! – zdenerwowała się. – No czy… Czy one zwiastują śmierć?
Spojrzały po sobie, potem na Kirę.
Ale wiedźma nie powiedziała nic. Wzruszyła tylko ramionami.

*

– No i jak tam samopoczucie, Gwiazdy moje kochane? – spytała Kira następnego dnia.
– Do dup… – Mała oberwała łokciem w żebra, jęknęła i zmieniła taktykę. – Do…brze, pani porucznik.
– To świetnie. Zaraz się zacznie.
Xo nerwowo przytupywała w miejscu. Czaja przestępowała z nogi na nogę, rozglądając się lękliwie. Przeciągająca się cisza doprowadzała do szału. Broń w ręku nie uspokajała.
Huknęło jak z armaty, pierwszy strzał zwalił Małą z nóg. Następne strzaskały korę pobliskich drzew, ale nieprzyjaciel szybko naprawił błąd.
– Wracać! – wydarła się Kira, gdy odział runął w panice między drzewa. – Walczyć, głupie baby! Do mnie, małpy…! A do diabła z wami – machnęła ręką.
Skoczyła za zwalony pień, wpadając na Czaję.
– I jak tam, Gwiazdko? – spytała, przekrzykując kanonadę.
Czaja kurczowo ściskała karabin, który uparcie wyślizgiwał się ze spoconych dłoni.
– Gdzie Xo? – spytała, z trudem poruszając bladymi wargami.
– Nie wiem.
– A Mała?
– Nie żyje.
Odruch wymiotny szarpnął ciałem Czaji. Szczęściem, nie miała specjalnie czym wymiotować.
– Jak to nie żyje!? Powiedziałaś jej przecież, że wszystko będzie dobrze! Powiedziałaś… Powiedziałaś…!
– Przymknij się! – syknęła wiedźma.
– To przez te Gwiazdy! Wszystkie zginiemy! Jezu…
– Zamknij pysk! – Kira uderzyła ją w twarz. – Weź się w garść, żołnierzu!
– A spadaj!
– Czaja! Spokój!
Poderwały głowy. Mała i Xo padły na płask i czołgały się do nich z nosami przy samej trawie. Mała wyglądała przekomicznie, gdy za duży hełm zsuwał jej się raz na prawe, raz na lewe ucho, wreszcie na dobre spadł na oczy.

– Coś mnie tknęło, żeby ją jednak zabrać – powiedziała z przejęciem, wskazując na zdeformowany medal. – Gwiazda zatrzymała pocisk, kurde, no!
Spojrzały na nią z uwielbieniem. Zaczęły gorączkowo przeszukiwać kieszenie, poprzypinały medale do brudnych mundurów, dumnie uniosły głowy.
Od tej pory były nieśmiertelne.

*

– Wróg wchodzi do lasu – szepnęła Xo, ostrożnie wyglądając zza pnia. – Na razie dziesięciu…
– To co? – Mała zerknęła na Kirę. – Bierzemy ich w tany?
– Na twój znak.
Mała starannie złożyła się do strzału.
– Uwaga, Gwiazdki – mruknęła. – Panie proszą panów.
I pociągnęła za spust.

Martyna Raduchowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *