Osobowy do Bydgoszczy – opowiadanie z Szufladą w tle

Coś zimnego skapnęło mi na głowę. Spojrzałem w górę, ale nade mną był tylko sufit. Opuściłem głowę na tyle szybko, żeby kolejną kroplą nie dostać prosto w oko. Z okienka kasy ponaglał mnie kobiecy głos.
— Dwadzieścia jeden pięćdziesiąt. Słyszy pan?

szuflada.dali.szuflada.netRzuciłem na ladę pomiętą pięćdziesiątkę. W kieszeni miałem jeszcze złoty pięćdziesiąt, ale wyznawałem zasadę, że przed obcymi ludźmi nie należy odkrywać wszystkich swoich atutów.
— Coś tam kapie z góry – wymamrotałem i przesunąłem się bliżej kasy. Kobieta spojrzała na mnie wzrokiem wkurwionego pekińczyka.
— Grzyb się zbiera, to kapie – czubkami palców złapała moją pięćdziesiątkę, jakby przesiąkła wszystkimi bakteriami tego świata (co było bardzo możliwe) i rzuciła mój bilet na ladę prosto w plamę wody (co było podłe).

Mogłem się kłócić, ale nie było warto. Mój dziadek miał kiedyś pekińczyka i wiem, że to cholernie upierdliwe istoty. Zabrałem swój bilet i resztę i ruszyłem podziemnym przejściem na peron ze świadomością, że na mojej głowie właśnie zaczyna rozmnażać się obcy gatunek. Już rozrzucił swoje zarodniki, już zaczął pączkowanie. Jego blaszki wrosną mi głęboko w mózg.

Śnieg zasypał peron i był bardzo zdeterminowany, żeby trzymać się jego powierzchni. Żaden podmuch wiatru nie był w stanie go poruszyć, chociaż wiało tak, że blaszany daszek trząsł się bardziej ode mnie. Zarzuciłem na głowę kaptur, ale po dwóch sekundach ściągnąłem go z powrotem. Niech zmrozi grzyba. Niech gówniarz wie, że w tym mieście nie tak  łatwo o symbiozę.

Spojrzałem na zegarek. Trzecia czterdzieści siedem. Jeszcze nie całkiem środa, ale też już nie wtorek. Pociąg podjechał po trzech minutach. Był prawie pusty. Podobnie jak peron, więc poczułem się, jakby stał przede mną pociąg-widmo, kursujący codziennie, bez konduktorów, bez zapchanych przedziałów, a co najlepsze bez opóźnień. Poczekałem, aż otworzą się drzwi i opadnie warstwa śniegu, która zebrała się nad nimi. W środku nie było wcale cieplej niż na zewnątrz.

Omiotłem wzrokiem dwa rzędy brudnych, pseudoskórzanych fotelików. W przedziale siedziało tylko dwóch kolesi i jedna babka, każde w innym kącie, jak najdalej od reszty. Ostatni pusty kąt czekał na mnie. Walić symetrię, omijać skostniałe schematy, pomyślałem i usiadłem gdzieś pośrodku.

Moich współpasażerów nic to nie obchodziło. Najbliżej mnie siedział facet po czterdziestce, w czarnym płaszczu, z teczką na kolanach. Taki biznesmen z przedmieścia. Pewnie z irytującą żoną i trójką rozwrzeszczanych dzieci. Co robił biznesmen w rozpadającej się osobówce? Sam chciałbym to wiedzieć.

Po drugiej stronie, z dala od zaśnieżonego okna, siedziała młoda dziewczyna i czytała książkę. Na moje fachowe oko, musiała być prostytutką i to taką, która ostro tyrała przez cały wieczór. Potargane włosy zasłaniały jej pół twarzy i na szczęście dla niej, przykrywały rozmazany makijaż. Ale nie to było w tym wszystkim najgorsze. Dziewczyna miała na sobie coś, co wyglądało jak skrzyżowanie płaszcza i narzuty na łóżko. Wielka puchata płachta, jakby obdarła ze skóry różowego strusia.  Spod tego okrycia wystawała krótka, czarna spódnica i to był jedyny normalny element jej stroju, bo na resztę składały się zielone szpilki z jednym złamanym obcasem i podarte z każdej strony czarne rajstopy. Mogłem się założyć, że żądny zemsty struś nasłał na nią bandę borsuków. Inne racjonalne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy.

Resztę towarzystwa dopełniał podpity dziadek, śpiący po drugiej stronie przedziału. Właściwie bardziej żul niż dziadek, bo roztaczał się wokół niego ten alkoholowy aromat, którego zwykły facet nie jest w stanie wyprodukować nawet po czterodniowej libacji. Dziadek miał na sobie długi kobiecy płaszcz w odcieniu zarzyganej czerwieni i pomyślałem, że gdyby zamienił się nim z prostytutką, jemu nie zrobiłoby to żadnej różnicy, a jej wyszłoby nawet na dobre.

Niezapięty płaszcz rozchylał się na tyle, żeby każdy mógł zobaczyć owłosioną klatę, po której żul drapał się przez sen jedną rękę, a drugą przytrzymywał dużą szufladę leżącą na jego kolanach. Szuflada była całkiem ładna, z ciemnego drewna i z błyszczącą kuleczką na przodzie. Chciałem go zapytać, dlaczego wiezie ją ze sobą, ale w głowie powstały mi trzy potencjalne scenariusze.

W pierwszym żul odpowiada „To jeszcze całkiem dobra szuflada” i podaje mi ją do potrzymania. Kiedy wstaje, spod wiszącego płaszcza, w miejscu, które było wcześniej przykryte szufladą, wystaje rozpięty rozporek i oprócz gołej klaty dostrzegam coś jeszcze, czego wolałbym wcale nie zobaczyć.

W drugim scenariuszu poważnym głosem mówi mi „Ma dla mnie wartość sentymentalną”, a potem zaczyna płakać i obejmuje mnie brudnymi rękami, a jego zapach i smarki wsiąkają w moje ubranie. Zaczynam śmierdzieć jak on i uświadamiam sobie, że w ten brutalny sposób zostałem pasowany na żula.

Trzeci scenariusz jest najkrótszy, bo dziadek wykrzykuje bełkotliwie „Nie interesuj się gnoju” i rzuca we mnie pustą butelką.
Ponieważ żadna z tych opcji nie wydała mi się kusząca, tajemnicę szuflady pozostawiłem nierozwiązaną i skupiłem się na ponownej obserwacji prostytutki. Dopiero teraz zauważyłem, że czytała książką i zacząłem zastanawiać się, czy istnieje jakiś ogólnodostępny podręcznik dla prostytutek. Przechyliłem głowę, żeby odczytać napis, ale nudny tytuł „Rozwój gospodarczy krajów skandynawskich” bardzo mnie rozczarował. Widocznie jedyną szkołą, w której uczą się prostytutki, jest szkoła życia.

Pewnie długo jeszcze rozmyślałbym o filozoficznych zagadnieniach, ale żul spod drzwi, mój osobisty idol tego wagonu, wstał i ruszył w stronę końca przedziału, zapewne do czegoś, co pasażerowie Polskich Kolei Państwowych szumnie nazywali toaletą. W międzyczasie zauważyłem dwie rzeczy. Po pierwsze, wbrew moim wcześniejszym wyobrażeniom, nie miał rozpiętego rozporka, co mnie ucieszyło i rozczarowało jednocześnie. Po drugie, swoją szufladę zostawił na siedzeniu i mogłem teraz zauważyć, co było w środku. Żadna tam bomba czy diamenty. W środku była bułka. Taka sucha bułka, nawet nie przekrojona, nie mówiąc już o masełku i szynce. Niezbyt kusząca perspektywa nadchodzącego śniadania.

Po chwili przekonałem się, że zapach siedzącego żula jest niczym w porównaniu do zapachu, który rozprzestrzenia się, gdy żul wprawia swoje ciało w ruch. Mój żołądek zatrzymał się na moment, po czym zaczął rytmicznie walić w resztę narządów wewnętrznych i przez chwilę miałem wrażenie, że tańczy do melodii macareny.  Wstałem i otworzyłem okno. Był to pierwszy z błędów, jakie zrobiłem tej nocy.

Jeśli ktoś zapyta was kiedyś, czy bryła lodu przyczepiona do zewnętrznej ścianki wagonu może się oderwać w momencie otwierania okna i zostać wepchnięta przez podmuch powietrza do środka, jestem idealnym przykładem, że może się tak stać. Jeśli dodatkowo zapytają, czy jest możliwe, że ta właśnie bryła przeleci całą szerokość przedziału i wyłamie człowiekowi ćwierć zęba, z czystym sumieniem potwierdzam, że takie rzeczy również się zdarzają.

Biznesmen, który jechał ze mną, będzie mógł to potwierdzić swoją górną jedynką. A raczej tym, co z niej zostało. Być może będzie nawet się z tego śmiał, ale w tamtym momencie daleko mu było śmiechu. Dotknął z niedowierzaniem swoich ust i popatrzył na kawał lodu na podłodze, a potem spojrzał na mnie.

— Nie masz mózgu, idioto?! Złamałeś mi zęba! – krzyknął wściekły i pokazał kawałek leżący na jego dłoni.
— Ale przecież nie całego – odpowiedziałem i zupełnie nie wiem czemu, wściekł się jeszcze bardziej. Stwierdziłem tylko fakty.

Biznesmen kopnął bryłę lodu w moja stronę, napiął ramiona okryte płaszczem i stanął tak, że gdyby jego oczy mogły strzelać laserem, wypaliłby mi nos. Mówią, że nie ważne, ile facet ma centymetrów, ale jeśli chodzi o wzrost, uwierzcie mi na słowo, ma to cholernie wielkie znaczenie. Zwłaszcza w przypadku dwóch samców alfa. No dobra, jeśli chodzi o mnie to może nawet bardziej beta albo coś, co jest po beta. Nieważne. Tym razem miałem szczęście, bo wygrywałem pojedynek wzrokowy, albo raczej wzrokowo-nosowy, żeby już być w zgodzie  z prawdą. I w ciągu najbliższej minuty zdobyłbym żółtą koszulkę lidera, gdyby nie to, że w naszą walkę postanowiła wtrącić się prostytutka. To ściema, że kobiety łagodzą obyczaje.
— Ej! – krzyknęła do nas. – Jeśli macie zamiar się bić, róbcie to na korytarzu.
— Właśnie. Jeśli chcemy się bić, róbmy to na korytarzu – prawie powtórzył za nią biznesmen. – Pytanie tylko, czy chcemy?
— Oczywiście, że chcemy – powiedziałem, chociaż była to ostatnia rzecz, o jakiej wtedy marzyłem.
Wyszliśmy na zewnątrz przedziału z ociąganiem dziecka, któremu kazano iść spać przed dobranocką. Stanęliśmy naprzeciw nieporadnie i podciągnęliśmy rękawy.
— To jak to robimy? – zapytał. Dałbym głowę, że nigdy w życiu się nie bił. Ja tylko dwa razy: raz w podstawówce, jak się z kumplem pożarliśmy o klocki i raz rok temu, jak mi dresy spuściły wpierdol, przy czym nie wiem, czy zaliczać ten drugi raz, bo była to interakcja jednostronna, oni bili, a ja leżałem.
— No nie wiem, może liczymy do trzech i walimy w mordę – zaproponowałem.
— Ale tylko w mordę? – upewniał się biznesmen.
— No w sumie, w co chcemy. Jak pasuje.
Kiwnął głową na znak zgody. Zaczęliśmy liczyć, a ja wszedłem całym ciałem w stan gotowości. Gdy doszło do trzech, zamachnąłem się ręką w brzuch biznesmena. Za późno uświadomiłem sobie, że zostałem oszukany, bo biznesmen wcale nie chciał się bić. Zrobił unik, a ja uderzyłem z rozpędu w ścianę. Zanim dotarł do mnie cały ból tego świata, dostałem cios w głowę drzwiami od toalety. Zawyłem przeciągle, a żul wychodzący ze środka popatrzył na mnie, jak na idiotę. Może pomyślał, że tak się teraz bawi młodzież. Przeszedł obok nas z oburzeniem na twarzy i wrócił do przedziału.

— Przepraszam. Myślałem, że uderzysz w powietrze –  powiedział biznesmen i podał mi chusteczkę. Przyłożyłem ją do miejsca, gdzie ze skroni ciekła mi krew.
— Nie twoja wina. To ja przepraszam za zęba.
— Mam dobrego dentystę – zaśmiał się pod nosem i podał mi drugą chusteczkę.
Wróciliśmy do przedziału niczym żołnierze po wojnie. Prostytutka spojrzała na nas z rozbawieniem i zapytała figlarnie:
— Kto wygrał?
— Nikt – odpowiedziałem bez entuzjazmu. – Był remis.
— Nie wygląda mi to na remis. Krew leje ci się po twarzy, a jemu nic nie jest – kiwnęła głową w stronę biznesmena, co dziwnym trafem sprawiło mu wielką przyjemność.

Posłałem jej muśnięte nienawiścią spojrzenie.
— Nic już nie mów, nie chce mi się słuchać uwag prostytutki – powiedziałem i ruszyłem w stronę swojego miejsca.
Dziewczyna rzuciła się na mnie i zaczęła okładać swoją torebką. Nie wiedziałem, co tym ludziom odbiło, bo po raz drugi oberwałem dziś za prawdę. Wierzcie mi, nie warto być szczerym. Zasłaniałem się rękami, ale jedna i tak już mnie bolała.
— Co ty robisz? – krzyknąłem wściekły.
— Prostytutka? Myślisz, że jestem prostytutką? Nic o mnie nie wiesz!
— Wiem, jak wyglądają prostytutki. To mi wystarcza.
— Wiesz?! A może wiesz jeszcze, jak to jest poderwać faceta i pójść wieczorem do jego domu? – krzyczała i uderzała mnie torebką za każdym razem, gdy kończyła zdanie. – Jak to jest wypić pół lampki wina i spieprzać stamtąd, bo niespodziewanie okazuje się, że facet ma żonę i ta żona właśnie wchodzi do domu, a on cię błaga, żebyś jakimś cudem wyszła niezauważona. Wiesz, jak to jest?
— Nie wiem – powiedziałem.
— A wiesz, jak to jest uciekać przez balkon w szpilkach, trzęsąc się zimna, bo twój płaszcz, który kupiłeś tydzień temu za cholerne sześćset złotych został w przedpokoju, a ty nie mogłeś po niego wrócić?
— Nie wiem.

— A wiesz, jakie to uczucie, kiedy spadasz z balkonu prosto w pojemniki ze śmieciami, łamiąc sobie obcas w ulubionych butach? I jak potem depczesz resztki swojej dumy, odkupując od jakiejś stukniętej babci najokropniejszy płaszcz, jaki w życiu widziałeś, tylko dlatego, żeby nie zamarznąć w drodze do domu? Wiesz?
— Nie wiem.
— Więc się zamknij!

Przestała mnie bić, usiadła na swoim miejscu i zaczęła płakać. Zrobiło mi się cholernie głupio. Powinienem był się domyślić, że prostytutki raczej nie interesują się gospodarką krajów skandynawskich ani nawet żadnych innych krajów. Chciałem ją przytulić i powiedzieć, że przepraszam, że jestem głupi, aspołeczny i że matka musiał mnie upuścić na ziemię po urodzeniu. Ruszyłem w jej stronę i w tym właśnie momencie usłyszałem za sobą śmiech żula. Odwróciłem mimowolnie głowę i poczułem, że moja prawa noga wpada w poślizg po zetknięciu z kałużą, jaką zostawiła po sobie bryła lodu. Potem lewa noga wzbiła się w powietrze, a w ślad za nią reszta mojego ciała. Ostatnie, o czym pomyślałem, to że woda potrafi być cholernie niebezpieczna w każdej swojej postaci.
Nie wiem, jak długo tam leżałem, ale kiedy się obudziłem przedział był całkiem pusty, pociąg stał w miejscu, a na dworze zaczęło się robić jasno. Bolała mnie głowa. Ktoś przykrył mnie strusim płaszczem, jaki miała wcześniej na sobie dziewczyna, która nie była jednak prostytutką. Na moim brzuchu leżała wydarta z notesu karteczka.
Wstałem z trudem i zacząłem czytać liścik.

Przepraszam, że tak cię zostawiam, ale nie wiedziałem, co zrobić. Dziewczyna, która z nami jechała zabrała twoją kurtkę i zostawiła w zamian swoją. Próbowałem ją powstrzymać, ale była silniejsza i krzyczała, że po takim dniu coś jej się od życia należy. Niestety w międzyczasie menel spod okna wykorzystał sytuację i ukradł również twój portfel. Nie mogłem nic zrobić. Przepraszam. Leżysz tutaj i wyglądasz tak, jakby ktoś cię pobił i okradł i mogliby pomyśleć, że to ja. Przepraszam jeszcze raz.

Facet z którym się biłeś (wolę się nie przedstawiać)

P.S. Mam nadzieje, że jednak nie umrzesz i w końcu się obudzisz

Obmacałem kieszenie. Nikt mnie nie wkręcał. Nie miałem portfela, a wraz z nim wszystkich moich dokumentów. Założyłem na siebie ohydny płaszcz, pozostawiony przez żądną zemsty dziewczynę, bo było mi strasznie zimno. Obrzuciłem wzrokiem przedział, żeby upewnić się, czy żul nie porzucił gdzieś łaskawie moich dokumentów. Był pusty z wyjątkiem szuflady, której dziadek nie wiedzieć czemu nie zabrał ze sobą.
Podniosłem szufladę (nie było już w niej bułki) i wysiadłem z pociągu. Ludzie dziwnie na mnie patrzyli, ale mieli w końcu prawo. Byłem pobitym różowym strusiem z szufladą pod pachą i grzybem na głowie. Byłem w Bydgoszczy.

KONIEC

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *