Od karuzeli z nagrodami aż po diabelski młyn

Właśnie pytaniem „Karuzela z nagrodami?” zatytułowała swój artykuł w najnowszej „Dekadzie Krakowskiej” Magdalena Lachman. Autorka zauważa kilka elementów związanych z nagrodami, takich jak: ich niedewaluowanie się, żywe zainteresowanie czytelnicze i dynamizację życia literackiego, z którymi przynajmniej na razie możemy się zgodzić. Jednak pointując swój artykuł, Lachman spostrzega pewien cień, nieco mniej widziany na pierwszy rzut oka, i pisze, że: „może już zatem najwyższa pora szukać sposobów wyjścia z matni systemu, w którym choć wszyscy dostają nagrody, literatura wcale na tym nie wygrywa”.

Punktem wyjścia tego wniosku jest fakt, iż nagrody literackie, jak wszystkie inne, polegają na rywalizacji ludzkiej. Nas, czytelników, zaczynają intrygować te elementy podglądactwa, które kojarzymy z kulturą popularną. I tak większe zainteresowanie wzbudzają kłótnie, skandale, upadki etc. Z wypiekami na twarzy śledzimy kłótnie pisarzy z jury, z krytykami, z wydawcą, który książki do nagrody nie zgłosił i między samymi pisarzami. W tym roku przewodzi chyba Świetlicki, najzwyczajniej w świecie wyrażając swoje negatywne stanowisko dotyczące nominacji do Nike w „Odezwie do Narodu” na FB:

„ODEZWA DO NARODU
Ja, Marcin Świetlicki, poeta i wokalista polski, proszę o chwilę uwagi.
Moja książka poetycka JEDEN została nominowana do nagrody NIKE, a ja WOLAŁBYM NIE.
Toteż poinformowałem o tym Sekretarza Nagrody, a teraz informuję Ciebie, Narodzie.
Nie chcę uczestniczyć w konkursie organizowanym przez instytucję, która wytacza procesy poetom za to, co myślą.
I jest jeszcze kilka innych powodów.
Bardzo proszę o uwzględnienie w swoich główkach i serduszkach tej informacji.
Kłaniam się pięknie,
Świetlicki”

Ten bunt oczywiście genialnie łączy się z obrazem Świetlickiego, który znamy na przykład z koncertów, gdzie jego wrogami są wszyscy, łącznie z publicznością, a jedynym przyjacielem chyba wyłącznie papieros w ustach. Stanowisko opozycyjne do nagrody znamy choćby z zachowania Kazika Staszewskiego w walce z „Muzycznymi Jedynkami”. Właśnie ten element PR staje się podstawą zachowań około nagrodowych.

świetlicki

Nieprzypadkowo więc ten sam numer „Dekady Krakowskiej” w dużej części poświęcony jest miejscu pisarza na rynku. A jakie ono jest? Zależne od relacji pisarz-czytelnik, gdzie kreowana jest ona w obiegu medialnym przez samych pisarzy (odpowiadając na ankietę, pisze o tym w „DK” m.in. Michał Zabłocki, Inga Iwasiów i Łukasz Orbitowski).

Blogi, profile na portalach społecznościowych (przez ostatnie parę dni „polubiłem” trzy świeżo powstałe profile autorskie pisarzy, którzy od dobrych kilku lat funkcjonują na rynku, włączając nominowaną w tym roku do Nagrody Nike – Brygidę Helbig). Pozostając jeszcze przy tegorocznym Nike, to widzieliście już trailery zapowiadające nominowane książki? Trzymają w napięciu niczym te z filmów Smarzowskiego (podobną funkcję podsycania oczekiwania pełni również ukazywanie co dzień po jednym kandydacie z finałowej siódemki, tak że na pełną listę nominowanych czekać musimy tydzień).

Odchodząc od tych rozważań, przypominają mi się pamiętnikowe wspomnienia Henryka Grynberga. Pierwszym jego wyróżnieniem była Nagroda Fundacji im. Kościelskich za „Żydowską wojnę” (w 1966 roku). Wracając z Genewy po odebraniu nagrody, kupił sobie w Monachium czarnego Golfa, który okazał się później jedyną rzeczą zabraną na emigrację za ocean. Grynberg bywał również nominowany do Nike właśnie. I tak 4.10.1998 pisze:

„Wreszcie koło ósmej nad Teatrem Stanisławowskim pojawił się biały dym: habemus laureatem! – ale nie mówią, kto to. Kubiak i Carol [Carol Thigpen-Miłosz, druga żona Miłosza – przyp. K.L.] bardzo to przeżywają, ja nie, bo wiem, że nie ja. Megafon wywołuje nas na scenę. Pojedynczo i w kolejności alfabetycznej, więc najpierw ja (…) Siedzimy w pierwszym rzędzie niczym na ławie oskarżonych. Oprócz Kubiaka szansę powinien mieć Herling-Grudziński, który nie przyleciał z Neapolu, bo zdrowie mu nie pozwala i wie, że nie od dostanie. Kamery jeżdżą nam po twarzach, więc się uśmiecham, ale inni nie (…) i w końcu ów werdykt po długich i ciężkich zmaganiach: Piasek przydrożny Miłosza. Kubiak wstał i wyszedł, myślałem, że siusiać, ale już nie wrócił.”

Pamiętam, że czytając pierwszy raz te wspomnienia autora Kadiszu, byłem lekko zniesmaczony, dziś bawi mnie to – i chyba wg organizatorów o to chodzi. Ta karuzela jednak kręciła się dalej i 13.10.2001 Grynberg pisze:

„Znów nominowano Miłosza do Nike, tym razem za zbiór poezji, za który naprawdę mu się należy nagroda, ale kazał nominację wycofać, więc wszyscy mam szansę (…) A miałem szansę wygrać z Grossem, bo łatwiej przełknąć mój Memorbuch niż jego Sąsiadów, ale nie wyobrażałem sobie, żeby pozwolili Żydowi zgarnąć taki szmal i czmychnąć za granicę. Finał przełożono o tydzień, żeby Michnik zdążył wrócić z Australii czy Tajnlandii (bo komuś niewłaściwemu by dali?) (…) Tym razem nie trzymano nas w psiarni, lecz od razu posadzono na widowni. W pierwszm rzędzie my, za nami nasi wydawcy. Za mną aż dwóch, ale żaden się ze mną nie przywitał, nawet na mnie nie spojrzeli, nawet gdy się obejrzałem w ich stronę, a przecież przyleciałem zza oza oceanu. Ciekawe, czy bardzo byliby nieszczęśliwi, gdybym dostał nagrodę?”

Przepraszam za te przydługie cytaty, ale przyznajcie, że są zabawne do łez. Jest jeszcze mnóstwo ciekawych opisów dotyczących ceremonii, ale to już pozostawię czytelnikom. Grynberg oczywiście nagrody nie dostał.

Na koniec sam się trochę będę bronił. Wyłania się tu subiektywny obraz nagrodowej karuzeli, gdyż skupiłem się w zasadzie na jednej z nich. Uważam, że autor musi (jak chce, bo czarujący jest Tkaczyszyn-Dycki – lekko skryty za mgłą) wchodzić w interakcję z czytelnikami nie tylko przez swoje książki. Świat kultury, te karuzele, kolorowe waty cukrowe to gra, którą kochają obie strony. Ważne, by nie zamieniło się to w zabawy z klaunem.

Czekajmy więc do 5. października z niecierpliwością. Każdy ma swojego faworyta – mam i ja. Choć może dajmy Świetlickemu na złość, kto bogatemu zabroni?

Autor felietonu bezczelnie korzystał z: H. Grynberg, Pamiętnik, Warszawa 2011, „Dekada Krakowska”, nr 3/4 2014.

Krzysztof Lichtblau

About the author
Krzysztof Lichtblau
(ur. 1989 r. w Szczecinie) - krytyk literacki, doktorant w Instytucie Polonistyki i Kulturoznawstwa na Uniwersytecie Szczecińskim. Redaktor naczelny zachodniopomorskiego portalu kulturalnego www.elewatorkultury.org. Sekretarz kwartalnika literacko-kulturalnego "eleWator". Publikował m.in. w "Pograniczach", "eleWatorze", "Midraszu". Wiceprezes Fundacji Literatury imienia Henryka Berezy.

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *