Nomen Omen – Marta Kisiel

nomen.omenZ twórczością Marty Kisiel miałam styczność za sprawą jej pierwszej powieści pt. „Dożywocie”. Książką byłam absolutnie oczarowana. Urzekła mnie swoją melodią, bogactwem wykreowanego świata, fantastycznym, niewymuszonym humorem. Autorka postawiła sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Miała dwa wyjścia. Albo zakończyć pisarską przygodę i pozostać na szczycie z topowym tytułem lub napisać coś co pobije debiutancką powieść. Marta Kisiel nie spoczęła na laurach i podjęła wyzwanie. Za sprawą wydawnictwa Uroboros mamy okazję przeczytać jej najnowszą książkę pt.” Nomen omen”.

Salomea Przygoda to dość zwyczajna dziewczyna. Co jedna powinna począć, jeśli ma  kompletnie szurniętą matkę, próbującą za wszelką cenę rozbudzić w córce ukryte pokłady seskapilu? Bohaterka postanawia za namową koleżanki wyprowadzić się na stancję do Wrocławia. Jako mieszkanka osobliwego domu przy ulicy Lipowej staje się świadkiem przedziwnych zdarzeń, które wkraczają w jej nowe życie niczym rozpędzona lokomotywa. Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy brat próbuje utopić ją w Odrze…

Kolejne spotkanie z prozą Marty Kisiel po tych kilku latach przerwy było dla mnie niczym wizyta u dawno niewidzianego, serdecznego przyjaciela. Mieliśmy sobie wiele do opowiedzenia. „Nomen omen” okazała się dla mnie powieścią bardzo trudną do ocenienia. Po lekturze „Dożywocia” miałam nadzieje, iż najnowsza powieść autorki będzie równie dobra o ile nie lepsza. Gdy już dobrnęłam do końca  książki, okazało się, że owszem świetnie się czyta, ale sama fabuła nie powala, a na dodatek wręcz potrafi zmęczyć czytelnika. Byłam zawiedziona takim stanem rzeczy, ale wydaje mi się, że rozwiązanie jest nad wyraz proste. Miałam zbyt wysokie oczekiwania wobec tej książki. Wmówiłam sobie, że musi być lepsza od „Dożywocia”, wręcz spodziewałam się, że z kartek powieści wychyli się Licho.

Podświadomie chciałam, aby była to kontynuacja kultowej powieści. Uświadomienie sobie, że mam do czynienia z czymś nowym, świeżym, zupełnie oderwanym od debiutanckiego dzieła wywołało same negatywne uczucia. O zgrozo! To właśnie dlatego byłam zawiedziona. To jest prawdziwa przyczyna mojego niezadowolenia. To nie fabuła mnie zmęczyła tylko moje oczekiwania. Jaka więc jest tak naprawdę książka „Nomen Omen”, jeżeliby nie patrzeć na nią przez pryzmat poprzedniczki? Zachwycająca! Historia w niej przedstawiona nie jest już tylko materiałem rozrywkowym, uderza bowiem w czułe struny ludzkich emocji. Odejście od prozy typowo fantastycznej na rzecz powieści grozy z nawiązaniem do wojny, jest ciekawym posunięciem, otwierającym szereg nowych możliwości. Powieść otwarcie odwołuje się do relacji rodzinnych i tego jaki mają one wpływ na naszą przyszłość. Autorka pokazuje, że nie znając historii własnej rodziny możemy wiele stracić. Nawołuje również do tego aby inaczej spojrzeć na dzieje własnego kraju, regionu czy miasta.

Rodzi się pytanie, czy i komu polecić tę książkę, jeśli jest tak trudna do ocenienia. Uważam, iż warto ją przeczytać choćby ze względu na doskonały styl, za sprawą którego nie można oderwać się od opowieści. Niebanalne postacie staną się od tej pory znakiem rozpoznawczym prozy Marty Kisiel. Nikt, kto sięgnie po „Nomen omen” nie będzie  zawiedziony, czy rozczarowany, dlatego też nie pozostaje Wam nic innego jak pobiec do księgarni.

Justyna Czerniawska

Moja ocena: 5/5

Tytuł: Nomen omen

Autor: Marta Kisiel

Ilość stron: 336

Wydawnictwo: Uroboros

About the author
Justyna Czerniawska
J jak jedzenie - uwielbiam w każdej postaci i gotować i spożywać U jak upajanie się - upajam się różnymi rzeczami, dobrą kanapką, pogodą, widokiem, książką S jak stwórca - o tak, bywam czasem stwórcą, gdy maluję obrazy :) T jak totalnie nieprzewidywalny leń - czasami dopada mnie właśnie taki potwór i z reguły przegrywam z nim zacięty bój Y jak "yyyyy" - czyli bardzo skomplikowana formuła, którą najczęściej powtarzam w myślach, gdy się nad czymś głęboko zastanawiam :P N jak nieznośna - bywam czasami i taka, szczególnie wtedy gdy mi na czymś zależy A jak ambicja - moja zmora od lat, nie mogę się jej pozbyć i dręczy mnie za każdym razem gdy się za coś wezmę

komentarz

  1. Zgadzam się w 100% ze słowami autorki recenzji. Gdy ukazało się moim oczom KONIEC miałam bardzo mieszane uczucia do Nomen Omen. Nie wiedziałam skąd u mnie przytłoczenie fabułą. Ja podświadomie chciałam drugą część Dożywocia a nie jakieś coś nowe… I ja szukalam chociaż śladu Dożywocia w Nomen Omen. A tu nic. Po kilku dniach gdy przetrawiłam treść i pogodziłam się, że to nowe dziecko Ałtorki, następna indywidualność obok Dożywocia, wreszcie popadłam w obłędny zachwyt i stwierdziłam że książka moglaby być dłuższa bym dłużej mogla się nią cieszyć:) Co nie zmienia faktu, że czekam na drugą część Dożywocia:P

Skomentuj Aleksandra Załoga-Musiał Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *