NA TYŁACH ŚWIATA(?) – LITERACCY MIESZKAŃCY PROWINCJI

710-1696-16807e0c01Jakie mamy literackie skojarzenia ze słowem „prowincja”? Przyznajmy, że przed oczami wyobraźni widzimy Janka Muzykanta, który za miłość do kultury wysokiej, symbolizowanej przez skrzypce należące do dworskiego „jaśniepaństwa”, został skatowany na śmierć. Albo martwą Stasię Bozowską, która przegrała walkę z zacofaniem wsi, oraz doktora Pawła Obareckiego, popadającego w wygodne odrętwienie na ciepłej posadzie małomiasteczkowego lekarza. Czytelnicy bardziej oczytani przypomną sobie Emmę Bovary, nudzącą się przy boku prowincjonalnego pana doktora i z tego względu poszukującej podniet w romansach z miejscowymi mężczyznami. Można sformułować prosty wniosek: być mieszkańcem prowincji to wyraz skrzywdzenia przez los. Człowiek z aspiracjami, który trafia do jakiejś dziury, uznaje ten fakt za życiową klęskę, bo na prowincji tkwi się w martwym punkcie, życie tu ma gorszą jakość, a mieszkańcy, pozbawieni inspirujących bodźców, duchowo, intelektualnie i twórczo – wegetują. Z niezgody na taką wegetację wynika determinacja Rastignaca, postaci z Balzakowskiej Ludzkiej komedii, prowincjusza zdobywającego francuskie Centrum, czyli Paryż.

Nasz polski prowincjusz, Zenon Ziembiewicz, potrafi zdobyć się na wiele wyrzeczeń i kompromisów, żeby tylko wyrwać się z przaśnej atmosfery ziemiańskiego domu, w którym rodzice Zenona nieudolnie naśladowali kulturalne obyczaje pańskich rodzin. Ale naśladowanie okazuje się jedynie żałosną karykaturą – pani Ziembiewiczowa rzępoli na rozstrojonym fortepianie, a jej francuskie zdania, powtarzane od dzieciństwa przed służbą, zasługiwały na dwójkę w trzeciej klasie.

W kontekście wspomnianych utworów chyba nie najlepiej prezentuje się prowincja, jeśli spojrzymy na nią przez pryzmat naszych szkolnych doświadczeń literackich. No, a Pan Tadeusz? Tam zawsze świeci słońce i – wyjąwszy potężną burzę z groźnymi wyładowaniami – trwa harmonia, mimo sporów, a mieszkańcy Soplicowa i zaścianka Dobrzyńskich nie mają żadnych kompleksów względem Wielkiego Świata. Tylko Telimena, która brylowała w Petersburgu, i Hrabia, wojażujący po Italii i Francji, mają świadomość, że Soplicowo i okolica to głęboka prowincja, peryferie kulturalnego Centrum. Wyczuwa się jednak, że nie towarzyszy im sympatia narratora. Jest ona po stronie barwnych typów szlacheckiego świata, w którym życie aż tętni, emocje i namiętności wywołują pojedynki oraz zbrojne konflikty, a wielka miłość odmienia życie bohaterów. Mickiewicz napisał swoją epopeję jako prowincjusz, który przybył do kulturalnego Paryża, miasta uznawanego za Centrum dla każdego Europejczyka pragnącego zaistnieć jako artysta, uczony czy nieokreślony „człowiek sukcesu” – i rozczarował się. Demonstracyjnie odwraca się od tego miasta, nie znajdując tam nic z rzekomych powabów stolicy świata. Nie ma tu prawdziwego życia, lepszego losu, jak mógłby łudzić się ktoś przybywający z tak zapadłej dziury jak litewskie knieje. Prawdziwie żyje się na Prowincji, bo zaludniają ją ludzie bliscy, kochający i kochani, korzystający z życia pełnymi garściami. Bliżej tam do drugiego człowieka, siebie samego i Boga.

prowincjaNie przypadkiem przywołałam te „szkolne” portrety prowincji. Wspomniane teksty, pochodzące z XIX i pierwszej połowy XX wieku, utrwaliły pewne wyobrażenie o „miejscach daleko od Centrum”, w których z jednej strony trudno rozwinąć skrzydła, a z drugiej – łatwiej schronić się przed chaosem świata. Prowincja może jednak mienić się pełną skalą barw.

Tak różnorodny, kolorowy obraz prowincji i jej mieszkańców – od szarości aż do złota – można między innymi znaleźć w poezji uznanego polskiego poety Józefa Barana. Tytuł jednego z pierwszych jego tomików, Na tyłach świata, podsunął mi pomysł na cykl felietonów o literackich mieszkańcach prowincji. Jacy są? Czy mają jakiś wspólny, ponadczasowy rys? Myślę, że przyjrzenie się niektórym z nich będzie interesujące, bo jak pisał Sławomir Mrożek (były prowincjusz) do Józefa Barana (mieszkańca prowincji): Prowincja jest piekłem niewyżytych tęsknot, co jednocześnie jest jej urokiem: nie-realizacja. Wszystko być może, a wiadomo, że nic nie będzie. Chyba trzeba zaznać jednego i drugiego, żeby się spełnić, ale niewielu dane jest przeżyć więcej niż jeden, dwa wymiary czegokolwiek („Scenopis od wieczności” [listy], Józef Baran, Sławomir Mrożek, Poznań 2014).

Jakie zatem są te wymiary prowincji? I jaka ona jest w dobie facebooka, smartfonów i tabletów?

Może umarła śmiercią naturalną, bo wszyscy jesteśmy w Centrum?

Lidia Karecka-Nieć

 

About the author
Lidia Karecka- Nieć
Polonistka- z wykształcenia, historyk sztuki- z zamiłowania. Lubi mieć pod ręką dobrze zaopatrzoną bibliotekę. Konserwatystka, bo uważa, że natura człowieka w gruncie rzeczy się nie zmienia, bowiem oprócz powietrza i jedzenia, potrzebuje dobra, prawdy i piękna, żeby naprawdę być Człowiekiem. Od lat pisze do szuflady i nadal próbuje to robić, pisząc do Szuflady.net

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *