NA TYŁACH ŚWIATA (?) – LITERACCY MIESZKAŃCY PROWINCJI: MACONDO, KRAINA NIEPODOBIEŃSTWA

macondo (01)Gabriel Garcia Marquez umieścił bohaterów swojej powieści Sto lat samotności w Macondo, wiosce zagubionej „wśród sennych moczarów” północnej Kolumbii. Pionierska para – Jose Arcadio Buendia i Urszula Iguaran – pojawiła się na tym oddalonym od cywilizacji odludziu, uciekając przed widmem Prudencia Aguilara, którego, w obronie własnego honoru, zabił Jose Arcadio. Drugą przyczyną exodusu był lęk rodzin bohaterów, że – ze względu na zbyt bliskie pokrewieństwo – spłodzą potomka ze świńskim ogonkiem. Niczym marnotrawne dzieci wybrali więc dobrowolne wygnanie, długo szukając swojej „dalekiej krainy”, gdzie, jak liczyli, będą mogli wieść lepsze, wolne życie – poza ograniczeniami moralności (zabójstwo!) i natury (kazirodztwo!). Miejsce, do którego dotarli, wydawało się odpowiednie. Od wschodu bowiem rozciągało się pasmo gór (skąd, po dwuletniej wędrówce, przybyli osadnicy), na zachodzie – pasmo rozlewisk, na południu znajdowały się bagna, a od północy, za bagiennymi mokradłami, dostępu do Macondo broniło morze. Założyciele rodu Buendia niczym pierwsi rodzice budują swój świat od podstaw, według własnych praw. Demiurgiem osobliwej rzeczywistości Macondo jest Jose Arcadio Buendia, którego nieokiełznana wyobraźnia daleko wybiegała poza działanie i prawa natury, a czasami nawet także poza dziedzinę cudów i magii. Nie ustaje on w wysiłkach, aby poprawić egzystencję mieszkańców Macondo. Wszelkie techniczne wynalazki i nowinki, które docierają do miasteczka dzięki Cyganom, corocznie pojawiającym się w miasteczku, natychmiast poddaje twórczym eksperymentom, chcąc odkryć jakąś metodę pozwalającą na przekroczenie praw natury i uniezależnienie się od nich. Choć pod tym względem ponosi klęskę za klęską – roztrwania cały zapas złotych dublonów, które jego żona zdołała zaoszczędzić – nie ustaje w wysiłkach, by znaleźć sposób na pozyskiwanie złota. Wioska, początkowo zbudowana z zaledwie dwudziestu chat, przekształca się w tętniące życiem miasteczko, przeżywa okres rozkwitu. Wydaje się, że Jose Arcadio, który, niczym syn marnotrawny z ewangelicznej przypowieści, postanowił urządzić się „w dalekich stronach”, wśród moczarów i trzęsawisk znalazł swój raj. Ale w Macondo nie ujrzymy biblijnego ładu. Swoistym przekleństwem, które stało się udziałem niemal wszystkich członków rodu Buendia, jest piętno samotności. Samotny pozostaje senior rodu, ogarnięty niepojętą dla rodziny i najbliższego otoczenia manią poszukiwania kamienia filozoficznego, zafascynowany wynalazkami technicznymi, które do Macondo sprowadzają Cyganie. Wątpiący w Boga Jose Arcadio Buendia obsesyjnie szuka dowodu na Jego istnienie, sądząc, że pomoże mu w tym wynalazek dagerotypii. Spala go gorączkowe pragnienie odkrycia – przy pomocy alchemicznych eksperymentów – uniwersalnej metody na zachowanie wiecznej siły, młodości i szczęścia. Pozostaje głuchy na ostrzeżenia starego Cygana Melquidesa, że nie istnieje wynalazek, który skutecznie ochroniłby przed cierpieniem i śmiercią.

macondo-smallNiespokojne dzieje siedmiu pokoleń rodu Buendia pełne są wydarzeń z pogranicza jawy i snu, wręcz nadprzyrodzonych. W tej rodzinie wniebowstąpienie jednej z prawnuczek Urszuli nie budzi niczyjego zdziwienia. Lecz potomkowie syna marnotrawnego, który do końca swoich dni nie zdołał z pokorą przyjąć niezmiennych praw Stwórcy, umierają od głodu miłości. Karmią się jej namiastkami, szukając spełnienia w nieopanowanych seksualnych namiętnościach. Ale one jedynie pogłębiają dojmujące uczucie osamotnienia. Z jakiegoś powodu dzieci, wnuki i prawnuki założycieli Macondo nie mogą zamieszkać we własnym sercu. Seniorka rodu, Urszula, żyje niewiarygodnie długo; w starczym jasnowidzeniu dostrzega rodzinną skazę, tak widoczną u kolejnych członków rodziny. Powtarzalność imion w dziwny sposób narzuca powtarzalność losów: Aurelianowie byli skryci i trzeźwi, Jose Arcadiowie natomiast okazywali się impulsywni, przedsiębiorczy, lecz naznaczeni piętnem tragedii. W następnych pokoleniach Buendiów powtarzają się rodzicielskie zalety i wady. Mężczyźni o imieniu Jose Arcadio są popędliwi jak senior rodu, Aurelianowie oddają się naukowym ideom aż do granic szaleństwa bądź folgują erotycznym namiętnościom. Wielu z nich wywołuje wojny, bójki, rewolucje, popełnia morderstwa, ginie w tragicznych okolicznościach; niemal wszyscy czują się opuszczeni i samotni, z wiecznie niezaspokojonym głodem miłości. Daremnie Urszula próbuje studzić ich temperamenty bądź zachęcać do respektowania powszechnie przyjętych norm społecznych. Przez całe swoje pracowite życie jest strażniczką domowego ogniska, z własnej inicjatywy rozbudowuje dom, prowadzi pracownię cukrowych zwierzątek, opiekuje się nieślubnymi dziećmi swoich synów i wnuków, aranżuje małżeństwa, a nawet ma zamiar jednego z prawnuków pokierować na papieża! Ale jej niespożyta energia okazuje się bezsilna w obliczu powolnego upadku rodziny. Nie potrafi zaradzić biblijnym plagom, które spadają na Macondo i na Buendiów: zarazie bezsenności, prowadzącej do utraty pamięci, czy deszczowi trwającemu bez mała pięć lat, który ostatecznie dewastuje dom rodzinny. Kiedy umiera królowa Macondo, nadchodzi kolejna plaga – z nieba spadają martwe ptaki. Po śmierci Urszuli nie ma już ratunku dla Macondo, tej regio dissimilitudinis – krainy niepodobieństwa, odwróconych wartości, gdzie drapieżny seks uznawany jest za miłość, kłamstwo za prawdę, sen za jawę. W krainie tej wniebowstąpienie – wśród oślepiającej bieli trzepoczących prześcieradeł – jednej z prawnuczek Urszuli budzi mniej kontrowersji niż odkrycie, że ziemia krąży wokół słońca.

20060929134007-macondoJose Arcadio Buendia umiera samotnie, niemal siłą oderwany przez Urszulę od pnia starego kasztana, gdzie spędził ostatnie lata swojego życia, rozmawiając z duchem Prudencia Aguilara, przed którym przecież Jose Arcadio uciekał. To właśnie to zabójstwo wypędziło kiedyś Buendiów nie tylko z rodzinnej wioski, ale pozbawiło spokoju kilka następnych pokoleń. Zwieńczeniem burzliwych dziejów rodziny Buendiów, założonej przez parę bliskich kuzynów, są narodziny ostatniego członka rodu, który, zgodnie z obawami Urszuli, ma świński ogonek. Niemowlak, choć urodził się krzepki i energiczny jak Jose Arcadiowie, z oczyma otwartymi i wszechwidzącymi jak Aurelianowie, predestynowany do założenia rodu jeszcze raz od początku, oczyszczenia go ze szkodliwych wpływów i zdjęcia klątwy samotności, ponieważ on jeden na przestrzeni stuleci został poczęty z miłości – nie przeżył plagi mrówek, został żywcem przez nie zjedzony. Tak kończy się historia rodziny, która wydawała na świat ludzi ignorujących prawa natury i moralności, głuchych na głos serca – i z tego powodu dojmująco samotnych. Plaga mrówek i huraganowy wiatr dopełniają dzieła zniszczenia Macondo i rodziny, bo plemiona skazane na sto lat samotności nie mają drugiej szansy na ziemi. Burzliwe dzieje Buendiów dowodzą, że człowiek, owszem, może, jak syn z ewangelicznej przypowieści, zastanowić się i… zostać w dalekiej krainie, do której sam dotarł, ale wówczas musi się liczyć z tym, że będzie umierał z głodu miłości, stanie się niewolnikiem własnych pragnień, a potomstwo, które spłodzi, będzie wynaturzone, bezradne wobec potęgi natury pożerającej swoje skarlałe dzieci.

 Lidia Karecka- Nieć

About the author
Lidia Karecka- Nieć
Polonistka- z wykształcenia, historyk sztuki- z zamiłowania. Lubi mieć pod ręką dobrze zaopatrzoną bibliotekę. Konserwatystka, bo uważa, że natura człowieka w gruncie rzeczy się nie zmienia, bowiem oprócz powietrza i jedzenia, potrzebuje dobra, prawdy i piękna, żeby naprawdę być Człowiekiem. Od lat pisze do szuflady i nadal próbuje to robić, pisząc do Szuflady.net

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *