Na koncert marsz!

Wciąż słychać narzekanie na niski poziom czytelnictwa w Polsce. Jak się okazuje, tylko co czwarty Polak kupił w zeszłym roku jakąś książkę. Wydawać by się mogło, iż 25% to niewiele. Ale, co ciekawe, jeszcze mniej mieszkańców naszego kraju bierze udział w tak wydawałoby się popularnych wydarzeniach, jak koncerty!

Niespełna jeden na pięciu Polaków deklaruje, iż w zeszłym roku oglądał występ na żywo. A przecież jest to obraz zafałszowany, gdyż spora część z tych, którzy brali udział w badaniach nie poszła specjalnie na koncert ulubionej gwiazdy ale po prostu na wydarzenie towarzyskie, którego ów występ był częścią. Ot, by daleko nie szukać w w moim malutkim miasteczku niedawno odbyły się uroczystości czterdziestolecia dużej firmy, mającej tu siedzibę. Jako  gwiazdę zaproszono pewną znaną artystkę (tę, co to jej piesek lubi sobie zajarać). I niewątpliwie każdy z obecnych mógłby powiedzieć, że na koncercie był, choć spora część z obecnych nie potrafiłaby zapewne powiedzieć, kto występował (koncert niestety był późno a straganów towarzyszących sporo). Ale udział w występie jako widz niewątpliwie z punktu widzenia statystyki nastąpił.

Patrząc jednak z drugiej strony, w tymże małym miasteczku próbuje się raz za czas zorganizować mały, lokalny koncert i z tym bywa już różnie. Zdarza się, że mimo promocji przez plakaty i lokalne media koncert zostaje odwołany ze względu na brak zainteresowania. I nie chodzi tu o imprezę, której gwiazdą jest jakieś wypromowane do granic możliwości muzyczne beztalencie, ale nawet gwiazdy drugiego sortu, zasłużone dla polskiej muzyki odjeżdżają czasami bez zagrania choćby jednego akordu.

I jest to niewątpliwie gwóźdź do trumny muzyków. Bo przecież ile razy zdarza się zagrać na dużym, dobrze płatnym koncercie? Owszem, są trasy koncertowe, organizowane przez stacje radiowe, są festiwale, juwenalia… Ale szara koncertowa rzeczywistość to małe kluby na kilkaset góra osób. Zyski z takich imprez są zazwyczaj niewielkie, a przecież trzeba z tego nie tylko przeżyć, ale i opłacić transport, ekipę pomagającą, studio, kupić nowy sprzęt… Koszty rosną, a zyski maleją.

Jeszcze niedawno zyskowne było też wydanie płyty i procent od jej sprzedaży. Ale i tu niestety nastąpił niekorzystny przełom, związany z powszechnym dostępem do internetu i różnych serwisów hostingowych. Zdarza się już nawet, iż płyta ma swą nieoficjalną „premierę” jeszcze zanim okaże się ona na rynku. Pionierzy walki z internetowym piractwem, amerykański zespół Metallica również  się poddali, publikując prawie cały materiał ze swej płyty na oficjalnej stronie zespołu. Próby sprzedawania albumów wyłącznie w postaci cyfrowej również nie zdają egzaminu, a czasami okazują się wręcz strzałem w stopę. Piraci są wręcz wdzięczni, gdyż odpada problem zgrywania a całą płytę w postaci gotowej do udostępnienia mają podaną jak na tacy. A zabezpieczenia są, póki co, słabe…

Pozostają więc artystom zyski z tantiem i koncertów. O ile to pierwsze mniej zależy od zespołu, więcej od obrotnego menedżera, koncertowanie jest już efektem działania zespołu czy muzyka. I tu można spróbować odkuć się finansowo. Bo przecież nawet najbardziej idealistyczny muzyk, który gra, bo to kocha, musi coś zjeść i w coś się ubrać. Tymczasem odpływ fanów, lubiących słuchać swego ulubionego zespołu na żywo, może zwiastować początek końca wielu ciekawych zespołów.

Muzyka na żywo jest nieporównywalna z tą z płyty. Warto o tym pamiętać i rozejrzeć się, czy aby w najbliższych dniach w pobliżu nie wystąpi jakaś godna uwagi kapela i opuścić cztery ściany, by poczuć magię koncertu. W końcu to nasz – odbiorcy i twórcy – wspólny interes.

Robert Rusik

About the author
Robert Rusik
Urodził się w 1973 roku w Olkuszu. Obecnie mieszkaniec Słupcy, gdzie osiedlił się w 2003 roku. Pisze od stosunkowo niedawna, jego teksty publikowały „PKPzin”, "Kozirynek", "Cegła", "Szafa", „Szortal”. Ma na koncie kilka zwycięstw oraz wyróżnień zdobytych w różnych konkurach literackich (organizowanych m.in. przez portale Fantazyzone, Erynie, Weryfikatorium, Apeironmag, Szortal i inne), w tym prestiżową statuetkę „Pióro Roku 2009” przyznaną przez Słupeckie Towarzystwo Kulturalne. Przeważnie pisze fantastykę, choć zdarza mu się uciec w inne rejony literatury. Od 2010 roku felietonista Magazynu Kulturalnego „Apeiron”, od lipca 2011 także „Szuflady”. W 2012 roku ukazał się jego ebook „Isabelle”. Prywatnie szczęśliwy mąż oraz ojciec urodzonego w 2006 roku Michałka i urodzonej w 2012 roku Oleńki.

komentarz

  1. Właśnie dlatego chodzę na koncerty, choć często szarpie to budżet. Chodzę, bo to jasny przekaz, kogo chcę oglądać i komu chciałabym „dać” swoje pieniądze i swoją uwagę. Ostatnio bez żalu kupiłam płytę młodego, rockowego zespołu. Niech chłopaki mają, mam i ja.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *