Enigmatyczny Amon strzegł również sekretów swojego małżeńskiego pożycia i to tak bardzo, że większość badaczy jest zgodna tylko co do jednego – Amon i Mut nigdy nie skonsumowali swojego związku. Ich jedyny syn – bóg księżyca Chonsu został przez nich usynowiony, czyli, innymi słowy, adoptowany. Ten rozsądny układ bez miłości i choć odrobiny namiętności znacznie się wyróżniał na tle tragicznych historii, które rozgrywały się za plecami Amona. Egipscy bogowie kochali zażarcie, bezsensownie, szaleńczo. Dla miłości i zranionej dumy mordowali niewinnych, doprowadzali do upadków królestw i ponownie je odbudowywali, tylko po to, żeby zaraz znowu runęły.
Amon i Mut – białe małżeństwo
Amon rozwiódł się ze swoją pierwszą żoną Amaunet, uchodzącą za wcielenie pierwotnego zła i poślubił Mut – boginię pochodzącą z Górnego Egiptu, z miasta Megebet. Nic ich nie łączyło, nie byli też rodzeństwem jak większość par z egipskiego panteonu. Mut późno pojawiła się w sakralnych pismach. Pierwsze wspominki na jej temat pochodzą z Drugiego Okresu Przejściowego. Starożytni nie przekazali nam imion jej rodziców, więc istnieje przypuszczenie, że nie zaliczała się do arystokracji wśród bóstw. Była raczej prowincjuszką, lokalną boginią w niezbyt popularnym mieście Megebet. Trudno jest zrozumieć, dlaczego taka kobieta została żoną najważniejszego boga Egiptu. Jej obecność absolutnie nic nie wnosiła, a najstarszy dowód jej bytności w Tebach pochodzi z czasów Amenhotepa I. Dopiero królowa Hatszepsut podniosła rangę Mut i zaczęła czcić ją w triadzie z Amonem i Chonsu.
Bez wątpienia Mut była jednak urodziwą kobietą, ale nie tak frywolną jak Bastet czy Hathor. Daleko było jej także do władczej Izydy, z której zdaniem liczyli się najważniejsi mężczyźni w panteonie. Na pewno nie budziła też pierwotnej grozy jak nienasycona Sachmet. Mut była ucieleśnieniem idealnej żony, zawsze w cieniu męża – schludnej i świadomej swoich obowiązków. Stanowiła doskonałe tło dla Amona, ale nie była już nikim więcej.
Na licznych malowidłach przedstawiano ją z głową zakrytą skalpelem sępa, zwanym sępią koroną. Wiązało się to z jej imieniem, które zapisane za pomocą hieroglifu przedstawiało samicę sępa. Najczęściej występowała w formie antropomorficznej, tak jak jej królewski małżonek. Nosiła długą, ściśle przylegającą suknię w dwóch kolorach: błękicie i czerwieni, której wzór układał się na podobieństwo ptasich piór.
Jaki był cel małżeństwa króla bóstw z tą prostą kobietą, wie pewnie tylko on sam. Żaden papirus nie przekazuje szczegółów ich związku, a na domiar złego na ścianach świątyń tybetańskich w trakcie fizycznego stosunku Amon zawsze występuje z Hathor albo z Izydą.
Chonsu – klon Thota i Horusa
Jeśli Mut wydała wam się boginią wtórną, stworzoną na siłę przez tybetańskich kapłanów, tak Chonsu już z całą pewnością powstał jako hybryda dwóch najważniejszych bohaterów mitów ozyriackich – Thota i Horusa. Być może kapłani Amona starali się odebrać nieco blasku swojej największej konkurencji, korzystając ze sprawdzonych przez nich szablonów w kreacji postaci i jej perypetii.
Chonsu miał w Tebach swoją własną świątynię, w której o dziwo znajdował się niewielki szpital bądź izba porodowa. Starożytni uważali bowiem księżyc za symbol płodności. Chonsu jako patron tego ciała niebieskiego został obdarzony atrybutami i funkcjami Thota – uzdrawiał, parał się magią i lubił zagłębiać się w księgach. Jako księżyc występował także w roli jednego z oczu Horusa. Drugim było natomiast słońce.
Chonsu przedstawiano jako dziecko z głową sokoła bądź ibisa, co już kompletnie mieszało Egipcjanom w głowach, bo jak pamiętamy, sokół był symbolem Horusa, a ibis Thota. W formie antropomorficznej przedstawiano go jako dziecko z wygoloną głową i pozostawionym lokiem, które stało na krokodylu. Jakby tego było mało, zdarzało się, że artyści owijali Chonsu w całun, co jasno nawiązywało do samego Ozyrysa.
Jak widać na przykładzie rodziny Amona, jego kapłani powinni zostać przez niego porażeni za brak oryginalności i powielanie dobrze już znanych mitologicznych historii. Z drugiej strony ten zabieg był bardzo sprytnym posunięciem, ponieważ wprowadzał wiernych w dezorientację. Skoro modlili się już do Thota, to dlaczego nie mieliby się modlić do jego sobowtóra? Księżyc to księżyc bez względu na to, jak zostanie nazwany. W ten sprytny sposób pomnażano wyznawców Amona, podnosząc rangę nienasyconych Teb.
Magdalena Pioruńska