Mogliśmy się tego spodziewać, ale nie do końca – recenzja komiksu „Suicide Squad #4: Ziemianie w ogniu”

W trzecim tomie Suicide Squad (Płonąca baza) dostaliśmy przedsmak tego, do czego jest w stanie posunąć się Amanda Waller, by osiągnąć cel. W bardzo ryzykowny sposób sfingowała swoją śmierć, by zdemaskować zdrajcę w swych szeregach. Udało się, choć niemałym kosztem. Tym razem zobaczymy, jak posuwa się jeszcze dalej i… tym razem przegrywa.

Czwarty album z serii Suicide Squad w ramach Odrodzenia DC zaczyna się niemal w stylu Alfreda Hitchcocka – włamaniem na teren wieżowca Lexa Luthora. Choć to preludium do właściwych wydarzeń, samo w sobie jest dość ekscytujące, zaskakujące, przewrotne i miejscami zabawne. Mimo tego, że rzeczy nie układają się po myśli Amandy, ostatecznie udaje jej się osiągnąć to, na co liczyła, i co – jak naiwnie wierzy – pozwoli jej przejąć kontrolę nad Generałem Zodem i włączyć go w Oddział Samobójców. Wystarczy jednak rzut oka na okładkę komiksu, by odgadnąć, że w dalszej kolejności sytuacje i zdarzenia jeszcze bardziej odstają od zakładanego przez nią planu, a drugiego wyjścia nie przewidziano. Zod uwalnia się (w dość spektakularny, ale też nieco absurdalny sposób) spod wpływu Waller i pragnie podbić Ziemię.

Przez 4 z 5 zeszytów zawartych w tym tomie akcja pędzi, szala zwycięstwa przechyla się raz na jedną, raz na drugą stronę. Choć historia jest stosunkowo krótka, to zmienia się dużo: zarówno w obrębie tytułu, jak i aktualnego uniwersum DC. Przyznaję, że jestem zaskoczony (w przypadku tej serii ponownie!) tym, jak Suicide Squad w ramach Odrodzenia zyskuje na znaczeniu, a miało – jak zakładałem –służyć jedynie dalszemu spieniężaniu popularności kinowego hitu. Okazuje się jednak, że twórcy Odrodzenia mieli lepszy pomysł. Pojawia się więc gościnnie parę postaci zwykle związanych z Supermanem, które jednak nie są tylko dekoracją, lecz zmieniają układ sił – i to parokrotnie. Zwłaszcza że Zod, który dla Amandy Waller i jej oddziału stanowi problem najbardziej palący, nie jest jedynym wrogiem. Przecież jego ujarzmienie miało służyć walce z potężną organizacją.

Scenariusz Roba Williamsa wciąż trzyma dobry poziom. Zmiany zachodzą natomiast w gronie ilustratorów. Tym razem główną historię zobaczymy na rysunkach Tony’ego S. Daniela. Jego ilustracje są całkiem dobre i równe. Świetnie wypada kadrowanie. Choć uwielbiałem Barrowsa z poprzednich tomów, to jednak ujednolicenie warstwy graficznej wychodzi komiksowi na dobre. Ostatni tom natomiast zilustrowany został przez Stjepana Sejicia i jest pełen małych arcydzieł. Odstaje od reszty tomu, ale też opowiada odrębną (choć powiązaną z wcześniejszymi wydarzeniami) historię czy też kilka małych historii ujętych w pewne fabularne ramy. W zasadzie zarówno Sejici, jak i Williams wypadają tu doskonale i tą wisienką na torcie zaostrzają apetyt na kolejną odsłonę Suicide Squad.

Aleksander Krukowski

Scenariusz: Rob Williams
Rysunki: Tony S. Daniel, Neil Edwards, Sandu Florea, Stjepan Sejić
Wydanie: I
Data wydania: 23 Styczeń 2019
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Druk: kolor, kreda
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 167×255 cm
Stron: 108
Cena: 39,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328141056

About the author
Aleksander Krukowski
Literaturoznawca, krytyk literacki i tłumacz. Wytrwały recenzent książek i komiksów, publikujący w różnych zakątkach internetu. Fan Granta Morrisona, Alana Moore'a, Warrena Ellisa i Neila Gaimana, chętnie sięgający po komiksy spoza swojej strefy komfortu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *