Miraże – Magdalena Węgrzynowicz-Plichta

mirazeMAGNIFICARE

zaklinam życie

w magicznym kręgu metafor

zaklinam śmierć

 

poezjo

leć z wiatrem niosącym życiodajne ziarno

światu na przekór

 

To swoiste credo poetyckie Magdaleny Węgrzynowicz-Plichty otwiera tom „Miraże” [Signo, 2014]. Zaledwie sześć krótkich wersów, ale już wszystko wiadomo – na kartkach tej książki poezja funkcjonuje na równych prawach co rzeczywistość, a może nawet ma odrobinę większą moc, bo przecież świata nie zatrzymamy, jest nieujarzmiony i okrutny. Liryka natomiast zapamiętuje to, co ulotne, wyraża to, czego w bezpośredniej rozmowie nie oddadzą żadne słowa, dostrzega rzeczy niewidoczne. Poezja daje też wytchnienie, udziela schronienia i pozwala żywić nadzieję.

Szczególne miejsce w tym zbiorze zajmują kwestie związane z Bogiem – opiekunem, który nie ingeruje w ludzkie wybory, ale ma świat pod kontrolą. Podmiot „Miraży” powierza się Jego woli i przyjmuje ją z pokorą, choć czasem trudno zrozumieć role, które On wyznacza. Spośród istotnych tematów wymienić należy także wspomnienia młodości, które w II części („Repetytorium z młodości”) poetka ściśle związała z (lokalnym) patriotyzmem.

Równie ważna jest sztuka. Wielkie wrażenie robią ekfrazy Węgrzynowicz-Plichty. Nie tylko dobór inspirujących dzieł, ale przede wszystkim widoczna empatia poetki, wyostrzony zmysł obserwacji, nieograniczona wyobraźnia i rozległa wiedza. Autorka jakby przenikała do obrazów, spoglądała na nie od środka. Nie poprzestaje na snuciu prawdopodobnej historii, ale skupia się przede wszystkim na emocjach bohaterów z płótna, którzy zyskują w tej poezji wymiar uniwersalny, stają się symbolami. Poetka tworzy swoistą więź między malarstwem, poezją i życiem.

Najbardziej przejmującymi, wzbudzającymi lawinę emocji są utwory z ostatniej części, z „Cierpkich owoców granatu”. Mogłoby się wydawać, że to smutek wyznacza tu liryczną drogą, ale nie będzie to prawdą. Choć wiersze, w których poetka wspomina zmarłego syna i po raz kolejny (tym razem w poezji) przeżywa moment jego odejścia, są przepełnione bezbrzeżnym bólem i żalem, to jednak te uczucia rodzą się w czytelniku, są efektem sugestywnego pisania i prawdziwych emocji, ale w warstwie językowej ich nie znajdziemy. To bardzo zaskakujące, że Węgrzynowicz-Plichta stworzyła serię „żałobną”, w której dominuje spokój i – paradoksalnie – radość. Mimo iż jej kobieta-podmiot cierpi, to skupia się na przywołaniu z pamięci wspólnych chwil, jest zadowolona i wdzięczna, że osoby, o których pisze („żegna” tu również przyjaciół), były obecne w jej życiu, wzbogaciły ją swoimi osobowościami.

Obca jest podmiotowi histeria czy złorzeczenie, kobieta wydaje się pogodzona ze swoją stratą, ale należy wziąć pod uwagę, że to emocje, które już w sobie przefiltrowała:

po trzech latach jałowych cierpień

i sterylnych wzruszeń.

Ten zadziwiający dystans jednak jest tylko pozorny, co najlepiej widać w wyrażeniach na pierwszy rzut oka zupełnie pozbawionych nacechowania emocjonalnego:

gdy słońce po upalnym dniu wolno chyli się ku zachodowi

a w wielu domach szykowano razem z kolacją plany na jutro

– to wyrwane z kontekstu zdanie jest zwykłym stwierdzeniem, opisem codziennej sytuacji, ale gdy przeczytamy je jako dystych kończący wiersz o umieraniu syna, zrozumiemy, ile bólu zawartego jest w tej frazie. I w taki właśnie sposób Magdalena Węgrzynowicz-Plichta opowiada o odchodzeniu, o jej intymnym końcu świata. Ona nie próbuje ani oswoić śmierci, ani zrozumieć tej ofiary, ale raczej szuka pocieszenia i pragnie zmierzyć się ze swoimi emocjami, które ze zdwojoną mocą udzielają się odbiorcy. Nie sposób spokojnie, bez wzruszenia i refleksji, czytać utworów takich jak „Kołysanka”, którego podmiotem autorka uczyniła umierające chłopaka.

To nie śmierć jest tu tematem, raczej emocje po niej, ból i tęsknota. W tych wierszach uderza zupełny brak egoizmu nadawcy (rozumiem przez to takie pogrążenie się w żałobie i bólu, że dostrzega się wyłącznie własną stratę – co byłoby przecież uzasadnione w tej konkretnej okoliczności). Poetka cierpi, ale skupia się na zachowaniu wizerunku osób, o których mówi, na utrwaleniu w wersach szczęścia (za które jest wdzięczna) i radości z możliwości obcowania z nimi. A gdy pyta o sens takiego cierpienia, robi to w imieniu wszystkich matek, integruje się i współodczuwa każdą tragedię przypominająca jej własną.

Mimo wielu emocji to nie smutek jest tu uczuciem dominującym. Częściej odczuwa się wzruszenie czy choćby podziw dla kunsztu autorki, która nie dość, że potrafi napisać na każdy temat, to jeszcze robi to w wyjątkowy sposób.

 „Miraże” zachwycają różnorodnością form przekazu, eksperymentami lirycznymi, wzbogacaniem przeżyć czytelnika rozwiązaniami graficznymi, rozmaitymi poetykami. Znajdziemy tu zarówno utwory konfesyjne, poetyckie wspomnienia, komentarze, ekfrazy, jak i gawędziarskie opowieści o życiu, np. „Kolory jesieni” – niezwykły minipoemat o ludzkiej samotności. Tom Magdaleny Węgrzynowicz-Plichty to swoiste spotkanie ze sztuką życia, którą najtrudniej jest zinterpretować, ale tylko ona gwarantuje prawdziwe i intensywne uczucia.

Kinga Młynarska

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *