PATRONAT SZUFLADY: „Miniaturzystka” – Jessie Burton

Z wielką przyjemnością przedstawiamy Wam PATRONAT SZUFLADY – debiutancką powieść Jessie Burton „Miniaturzystka”, która ukaże się 6 listopada nakładem Wydawnictwa Literackiego. Poniżej znajdziecie informacje o książce i przedpremierowo dwa  fragment powieści. Polecamy!

Miłość, pożądanie, zdrada i mroczne sekrety bogatych kupców
w siedemnastowiecznym Amsterdamie.

Zachwycająca książka. Niewątpliwie spodoba się czytelnikom Dziewczyny z perłą,
uważajmy jednak z porównaniami, bo Burton – z jej intuicyjnym wyczuciem kwestii płci, rasy
i przynależności klasowej w XVII-wiecznym Amsterdamie – to zupełnie nowy głos.
The Guardian

Pasjonująca powieść Jessie Burton, absolwentki uniwersytetu w Oksfordzie i aktorki, inspirowana jednym z najcenniejszych zabytków Rijksmuseum i postacią autentycznej Amsterdamki, Petronelli Oortman, przeniesie nas w czasy złotego wieku Holandii, rozkwitu handlu i sztuki pozwoli zajrzeć w serca postaci, które spoglądają na nas z obrazów Vermeera, Halsa i Rembrandta… 

Jest październikowe popołudnie 1686 roku, gdy osiemnastoletnia Nella Oortman staje na progu wielkiego domu w bogatej dzielnicy Amsterdamu. Miesiąc wcześniej poślubiła zamożnego kupca, Johannesa Brandta i teraz przybywa, by wprowadzić  się do męża. Lecz zamiast niego wita ją mrukliwa i niemiła Marin, siostra Johannesa. Gdy ten w końcu się pojawi, nie poświęci żonie zbyt wiele czasu. Podaruje jej jednak niezwykły prezent:  okazałą drewnianą replikę domu, którą umebluje dla niej tajemnicza miniaturzystka. Podziw dla jej zręczności szybko zastąpi lęk, gdyż drobiazgi wyposażenia i figurki przedstawiające domowników nie tylko odsłaniają ich tajemnice, ale i antycypują straszne wydarzenia, które wkrótce staną się ich udziałem. Skąd artystka tyle wie o sekretach rodziny Brandtów? Czyż nie są marionetkami w jej rękach, skoro zna ich przyszłość? I kim jest owa nieuchwytna kobieta?

Petronella Oortman stoi na progu domu swego nowo poślubionego męża i stuka kołatką w kształcie delfina, a jej głuchy odgłos wprawia ją w zakłopotanie. Nikt nie podchodzi do drzwi, choć się jej spodziewają. Termin został ustalony, wymieniono się listami – papier jej matki był taki lichy w porównaniu z kosztownym welinem Brandta. Nie – myśli – to nie najlepsze powitanie,  zwłaszcza gdy pomyśleć o krótkiej jak mgnienie ceremonii ślubnej w poprzednim miesiącu – żadnych girland, weselnego kielicha, nocy poślubnej. Nella kładzie swój kuferek i klatkę na stopniu. Wie, że będzie musiała ubarwić to później w liście do domu, kiedy znajdzie drogę na piętro, swój pokój, sekretarzyk.

Odwraca się w stronę kanału, gdzie pod ceglanym podmurowaniem rozlega się śmiech barkarzy. Rozpędzony chuderlawy chłopak wpadł na kobietę z koszykiem ryb i półmartwy śledź ześlizguje się po szerokim przedzie spódnicy handlarki. Ostry krzyk wieśniaczki przenika Nellę do kości. „Dureń! Dureń!” – wrzeszczy kobieta. Chłopiec jest niewidomy i szuka ryby po omacku na ziemi jak srebrnego amuletu; jest pewny siebie, szybko przebiera palcami. Łapie swoją zdobycz i rechocząc, biegnie wzdłuż kanału z wolną ręką wyciągniętą przed siebie, gotów do ewentualnej obrony.

Nella gratuluje mu w myślach i stoi dalej zwrócona twarzą do słońca, chłonąc rzadkie październikowe ciepło, póki może. Ta część Herengracht znana jest jako Złoty Zakręt, ale dzisiaj ten szeroki odcinek wydaje się bury i zwyczajny. Wznoszące się nad szlamowatymi wodami kanału kamienice wyglądają niesamowicie. Zapatrzone we własne symetryczne odbicia na wodzie, są dostojne i piękne, jak klejnoty w koronie dumnego miasta. Ponad dachami Natura robi, co w jej mocy, by nie okazać się gorszą; obłoki w barwach szafranu i morel odbijają chwałę republiki. 

Nella odwraca się z powrotem do drzwi, teraz lekko uchylonych. Czy już przedtem były niedomknięte? Nie potrafi sobie przypomnieć. Popycha je i zagląda do środka. Od marmurowej posadzki bije chłód.

– Johannesie Brandt! – woła głośno, lekko spłoszona. Czy to jakaś gra? – zastanawia się. Będę tak stała do samego stycznia. Peebo, jej aleksandretta, uderza szybko skrzydełkami w pręty klatki, marmur tłumi jej słabe popiskiwanie. Nawet cichy w tym momencie kanał za nimi jakby wstrzymuje oddech. 

Podarunek

Godzinę później z dołu, od strony głównych schodów dobiegają męskie głosy, szczekanie psów i śmiech Johannesa. Nella wygląda przez okno na bulwar nad kanałem i widzi trzech silnych czeladników z linami przerzuconymi przez ramiona. Wychodzą z domu z podwiniętymi rękawami. Kiedy Nella wychodzi z pokoju, Marin jest już w korytarzu.

– Johannesie – dobiega Nellę jej szept. – Coś ty najlepszego wymyślił?

Nella skrada się cicho wzdłuż podestu schodów i wydaje stłumiony okrzyk, widząc, co trzej mężczyźni zostawili w sieni.

Na kafelkach stoi olbrzymia, wyniosła konstrukcja, mierząca prawie półtora wzrostu Johannesa; potężny kredens wsparty na ośmiu zaokrąglonych, solidnych nóżkach i zasłonięty od przodu dwiema aksamitnymi kurtynami w musztardowym kolorze. Przesunąwszy pulpit na Biblię do kąta, żeby zrobić miejsce, Johannes staje obok niego. Opiera na nim dłoń i spogląda w górę na lśniące drewno z uśmiechem. Wydaje się Nelli odmłodzony, przystojniejszy niż kiedykolwiek przedtem. Marin podchodzi do kredensu ostrożnie, jakby mógł się na nią przewrócić albo zacząć się ruszać sam z siebie. Rezeki cofa się z groźnym warczeniem.

– Czy to jakaś facecja? – pyta Marin. – Ile to kosztowało?

– Choć raz nie rozmawiajmy o pieniądzach, siostro – mityguje ją Johannes. – Kazałaś mi znaleźć dystrakcję…

– … a nie potworność! Czy te portiery były farbowane s z a f r a n e m ?

– Dystrakcję? – odzywa się Nella ze schodów. Marin obraca się gwałtownie w jej stronę z osłupiałą miną.

– Coś dla ciebie – wyjaśnia Johannes. – Prezent ślubny. – Poklepuje boczną ścianę gabloty; kotary jakby lekko drgają.

– Co to takiego, panie?

– Z dębiny i wiązu. Wiąz to mocne drzewo – tłumaczy Johannes, jakby jego młodej żonie właśnie o to chodziło. Popatruje na Marin. – Używane także do produkcji trumien.

Marin zaciska wargi w cienką kreskę.

– Gdzieś ty to znalazł, Johannesie?

Johannes wzrusza ramionami.

– Człowiek w porcie wspomniał, że zostało mu parę kredensów po zmarłym stolarzu. Kazałem go pokryć szylkretem i dodać cynowe ornamenty.

– Po coś to zrobił? – obrusza się Marin. – Petronelli nie trzeba niczego takiego.

– To dla jej edukacji – wyjaśnia Johannes.

– Mojego czego?

Johannes wyciąga rękę w stronę Rezeki, ale suczka odsuwa się gwałtownie od swojego pana.

– Spokojnie, piesku. Spokojnie.

– Nie podoba jej się – wyrokuje Cornelia, która zeszła za Nellą po schodach.

Nella zachodzi w głowę, czy Cornelia miała na myśli ją, czy psa. Służąca trzyma przed sobą miotłę jak kij, jak gdyby spodziewała się ataku.

– Edukacji? – prycha Marin. – Jakąż to potrzebę edukacji ma Petronella?

– Rzekłbym, że przemożną – odparowuje Johannes.

Wcale nie, myśli Nella. Mam osiemnaście lat, nie o s i e m.

– Ale co to, panie? – dopytuje, próbując ukryć konsternację.

Wreszcie Johannes sięga po kotary i rozsuwa je teatralnym, zamaszystym gestem. Kobietom naraz zapiera dech. Odsłania się wnętrze kredensu, podzielone na dziewięć segmentów – jedne wyłożone wytłaczaną złotem tapetą, inne drewnianą boazerią.

– To ten dom – szepcze Nella.

– Twój dom – poprawia ją Johannes z zadowoleniem.

– Dużo łatwiejszy w utrzymaniu – zauważa Cornelia, wyciągając szyję, by zajrzeć do pokojów na piętrze.

Dokładność, z jaką odtworzono wnętrze domu, jest niesamowita – jak gdyby ktoś pomniejszył ich kamienicę i przekroił na pół, odsłaniając wnętrzności. Tych dziewięć pomieszczeń, od kuchni dla służby przez bawialnię aż po poddasze, gdzie z dala od wilgoci przechowywany jest torf i drewno na opał, to doskonałe repliki.

– Ma jeszcze ukrytą piwniczkę – chwali go Johannes, unosząc podłogę między dwiema kuchniami, pod którą ukazuje się schowana komórka. W kuchni reprezentacyjnej wymalowano nawet na suficie identyczne trompe d’oeil. Nella przypomina sobie, jak Otto w rozmowie z nią wskazał palcem na tę łudzącą głębię. Czara się przelewa – powiedział.

Rezeki okrąża kredens z warczeniem.

– Ile za to zapłaciłeś, Johannesie? – docieka Marin.

– Sam kredens kosztował dwa tysiące – odpowiada brat łagodnie. – Razem z kotarami trzy.

– Trzy tysiące guldenów?! Trzy t y s i ą c e? Gdyby właściwie je ulokować, z takiej sumy rodzina mogłaby żyć latami.

– Marin, sama nie przeżyłaś roku za dwa tysiące, mimo tych twoich obiadów ze śledziem w roli głównej. Poza tym mamy umowę z Meermansami; czym się więc martwić?

– Gdybyś coś robił w tej sprawie, nie musiałabym się martwić…

– Ten jeden raz łaskawie się ucisz.

Marin niechętnie odstępuje od drewnianej konstrukcji. Z kuchni wychodzi Otto i przygląda się nowemu nabytkowi z zainteresowaniem. Johannes sprawia wrażenie trochę przybitego, jakby przeczuwając, że jego gest się na nim mści.

Szylkretowe wykończenia przypominają Nelli jesień w Assendelft, pomarańcze i brązy uchwycone w ruchu, jak Carel brał ją za ręce i wirował z nią pod drzewami. Na całej powierzchni, nawet na nóżkach, osadzono delikatne, cynowe zdobienia, których płynne linie oplatają kredens siecią żyłek. Drewno i szylkret budzą osobliwy dreszcz. Nawet dotyk aksamitnych kurtyn ma dziwną moc. W Assendelft Nella znała bogatsze dzieci, które dostawały szafki-domki dla lalek, lecz nigdy tak okazałe jak ten. Zanim ojciec przepił wszystkie pieniądze, istniała szansa, że i Nella będzie miała podobny – mniejszy niż ten, służący nabieraniu wprawy w radzeniu sobie z utrzymaniem spiżarek, bielizny stołowej, służby, mebli. Teraz, gdy jest zamężna, chciałaby myśleć, że już tego nie potrzebuje.

Nella przyłapuje Johannesa na tym, że się jej przygląda.

– Podłoga w przedpokoju jest dokładnie taka sama – zauważa pojednawczo, wskazując ruchem ręki posadzkę pod ich stopami, wykładaną białymi i czarnymi kafelkami. Delikatnie kładzie palec na odpowiadających im miniaturowych kwadracikach.

– Włoski marmur – informuje Johannes.

– Nie podoba mi się – stwierdza Marin. – I Rezeki też nie.

Johannes nie wytrzymuje.

– Taki już gust mają suki.

Marin płonie rumieńcem i wybiega z domu jak burza, trzaskając frontowymi drzwiami.

– Gdzie ona się wybiera? – pyta Cornelia z przestrachem. Razem z Ottonem obserwują postępy swojej pani przez okno od ulicy.

– Sądziłem, że będzie to dobra niespodzianka – oznajmia Johannes, zwracając się znowu w stronę kredensu.

– Ale… – odzywa się Nella. – Co mam z nim zrobić?

Johannes spogląda na nią z lekkim zakłopotaniem.

– Czy ja wiem? – Pociera aksamitne kotary między palcem wskazującym a kciukiem, po czym je zasuwa. – Coś wymyślisz.

Fragment książki

 Burton_Miniaturzysta_m

Jessie Burton

Miniaturzystka

Przeł. Anna Sak

Wydawnictwo Literackie

Premiera: 6 listopada

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *