Między rozczarowaniem a prawdą

 

Jak dziki źwierz przyszło nieszczęście do człowieka
I zatopiło weń fatalne oczy…
– Czeka – –
Czy człowiek zboczy?*

Wielkie rozczarowanie ziemią obiecaną
Tego mitu nie da się obalić, ponieważ jest samą prawdą. I chyba każdy zna tę historię. Mimo to chciałabym ją przypomnieć:

Mojżesz po wielu perypetiach wyprowadził Izraelitów z Egiptu. Przeprawili się przez Morze Czerwone i pomimo nieustannego pragnienia i głodu przeszli pustynię (narzekając okropnie na upał, permanentną suszę i mało urozmaiconą dietę). W końcu stanęli na wyżynie, z której rozciągał się rozległy widok na krainę mlekiem i miodem płynącą. Uradzono, że dziesięciu wojowników pójdzie na zwiady. Mieli oni ocenić szanse Izraelitów w razie wojny o wymarzone terytorium. Kiedy wrócili, niosąc wspaniałe owoce – na dowód tego, że wyrosły na żyznej ziemi – ośmiu z nich opowiedziało o olbrzymach zamieszkujących Kanaan. Na Izraelczyków padł blady strach. Tylko dwóch – Jozue i Kaleb – zaprzeczyło:

– To wspaniała kraina! Porastają ją gaje oliwne, pastwiska i wspaniałe ogrody! A ludzie, owszem, wojowniczy, ale niczym nie różnią się od nas!

Strach ma tylko wielkie oczy. Ale żeby to właściwie ocenić, najlepiej byłoby otworzyć własne.

Musiało minąć czterdzieści lat, zanim nowe pokolenie, wyrosłe w skrajnie trudnych warunkach, zawalczyło o gaje oliwne, pastwiska i ogrody.

Mit o stworzeniu Kaszub
Kiedy Pan Bóg ulepił kulę ziemską, wybrał się na spacer. Zarzucił na plecy wielki wór i poszedł. Co chwilę zatrzymywał się, by do niego sięgnąć i wyjąć: a to góry wysokie czy łagodne pagórki, a to rzeki szerokie czy strumyki szemrzące, a to kosmate lasy i wysmukłe palmy oraz tam i ówdzie pustynie lub bieguny lodowate. Kiedy wszystko zostało wyciągnięte z worka, Bóg postanowił odpocząć i podzielić się swoją radością z aniołami, których ustanowił opiekunami poszczególnych ziemskich krain. Jakaż to była uczta! Wino podawano w kryształowych kielichach, jabłka, śliwki i banany znikały ze stołów w ekspresowym tempie, a klasyczna muzyka, grana nie tylko na smykach, uświetniała całą uroczystość. Kogoś jednak brakowało. Rozpoczęło się liczenie bardzo skrupulatne i jeden z aniołów, wyróżniający się wybitnym matematycznym talentem, odkrył, że do pełni szczęścia brakuje jednego anioła. Anioł matematyk nie potrafił jednak odgadnąć, którego. Pomógł mu anioł humanista – domyślił się, że najprawdopodobniej na uroczystości nie pojawił się cherubinek opiekujący się Kaszubami, bo zauważył, że maluch przy rozdziale krain miał markotną minę. Do rozmowy włączył się sam Stwórca:

– A dlaczegóż to kaszubski anioł nie przyszedł?

– Przyszedłem – chlipnął cherubek z kąta. Wzruszył się Pan Bóg na widok takiej mizeroty. Podbiegł do smucącego się anioła i mocno go przytulił. Kiedy malec przestał płakać, Stwórca zapytał:
– Czemuż to nie weselisz się z nami? Przecież świat jest taki piękny!

– Wybacz, Ojcze, moje zachowanie. Tak, świat zapewne jest doskonały, ale popatrz na Kaszubów! Chodzą markotni, bo ich kraina nieurodzajna. Sam piach! Sam piach! – Bóg, słysząc to, pochylił się nad Kaszubami, podrapał się po głowie i sięgnął po worek, który wszystkim wydawał się już pusty.

– Może znajdziemy tam jakieś okruchy? – zapytał sam siebie. Wywinął materiał na lewą stronę i wytrzepał go nad zaniedbaną wcześniej krainą. I faktycznie, znalazło się trochę cudów: maleńkie jeziora i śliczne dolinki, lasy i kamienie, a nawet pagórki! Na sam widok kaszubski cherubin aż podskoczył z radości!

– Teraz ta moja ziemia pełna jest wspaniałości! Dzięki ci, Ojcze łaskawy! Kaszubi będą radzi!

– Sam się nawet nie spodziewałem, że z resztek mogą powstać takie cudowności! – Bóg również się ucieszył. A cherubek, który jeszcze niedawno się smucił, teraz przyłączył się do wesołego towarzystwa, by razem z innymi świętować i cieszyć się pięknem stworzenia.

Pocięta Twarz
„Ten chłopiec urodził się w złej godzinie” – tak mówiono jeszcze do niedawna. Zanim stanął samodzielnie na dwóch nogach, został osierocony! Zajęli się nim współplemieńcy. Kobiety go karmiły okruchami ze swoich stołów, a mężczyźni zabierali ze sobą na polowania, by nauczyć samodzielności. I tak, dzięki trosce sąsiadów, wyrósł na dzielnego wojownika, który, jak się wkrótce okazało, potrafił pokonać samego niedźwiedzia grizzly.

Chłopak po ciężkiej walce jednakże z trudem powrócił do wioski. Przyniósł wprawdzie ze sobą niedźwiedzią skórę, lecz długo leczył się po nadludzkim wyczynie. Od tamtej pory jego współplemieńcy nazywali go Pociętą Twarzą. Dlaczego? Grizzly nietanio sprzedał swoją skórę. Zanim został pokonany, poszarpał twarz przeciwnika. Rany wprawdzie się zagoiły, ale oblicze wojownika od tamtej pory znaczyły ciemnofioletowe, brzydkie blizny. Chłopak nosił je z dumą, do czasu, kiedy wódz jego wioski ogłosił, że pragnie wydać swoją córkę za mąż. W indiańskim obozie zawrzało. Rozpoczęły się konkury. Pocięta Twarz nie miał z początku zamiaru brać w nich udziału, aż pewnego poranka, przypadkiem, spotkał Kwiat Lotosu. Wystarczyło jedno spojrzenie i serce szybciej mu zabiło. Chłopak poczuł się nagle niewolnikiem nadziei. Dziewczyna bowiem popatrzyła na niego łaskawie, ponadto do tej pory nie przyjęła jeszcze niczyich oświadczyn. Wciąż była wolna. Tak myślał Pocięta Twarz. Aż zdobył się na odwagę i poprosił córkę wodza o rękę. Lecz i jemu odmówiła!

– Kwiecie Lotosu, wiem, że nie jestem piękny, ale wydawało mi się, że mimo to patrzysz na mnie jakoś inaczej niż wszyscy w naszej wiosce. Bez politowania.

– Ponieważ to prawda. Nie tylko cię szanuję, lecz nawet bardzo lubię! – odpowiedziała dziewczyna poważnie.

– Czy jest szansa, abyś zmieniła zdanie?

– Gdyby to było możliwe, zgodziłabym się zostać twoją żoną. Twoja twarz jest mi droga, a twoje serce cenię sobie jeszcze bardziej. Nie wolno mi jednak złamać danego słowa.

– Czyżbyś złożyła już śluby?!

– Tak. Bogu Słońce!

– Myślisz, że on mógłby zwolnić cię z obietnicy?
– Nie dowiesz się, dopóki nie zapytasz go osobiście. – Słysząc to wyzwanie, Pocięta Twarz trochę się zmartwił. Nie wiedział przecież, gdzie szukać boskiego pałacu, lecz pokochał Kwiat Lotosu, dlatego postanowił zawalczyć o swoje marzenia.

Chłopiec po wielu miesiącach wędrówki ujrzał świetlistą krainę. Do słonecznego pałacu wprowadził go syn władcy – Luna. Wkrótce młodzieńcy zaprzyjaźnili się ze sobą. Połączyła ich przede wszystkim pasja polowania. Pocięta Twarz i Luna rozumieli się doskonale. Jednakże, choć już długo przebywał w świetlistym pałacu, chłopiec nie zdobył się nadal na odwagę, aby przedstawić swoją sprawę bogu Słońce.

Pewnego dnia Luna zaproponował wyprawę nad odległe morze. Pocięta Twarz oczywiście poszedł za nim. Jednakże sprawy przybrały zły obrót. Okazało się, że Luna miał wrogów i że pod pozorem niewinnej wycieczki pragnął się z nimi rozprawić. Stało się jednak inaczej niż sobie zaplanował. Dzikie ptaszyska, które nienawidziły Słońca i jego syna, porwały Lunę i zaniosły do mrocznej jaskini z zamiarem rozszarpania dziedzica tronu i objęcia władzy nad świetlistą krainą. Wtedy mrok nie miałby już granic. Na szczęście Pocięta Twarz odnalazł Lunę i uwolnił go, przeganiając potwory.

Kiedy razem wrócili do pałacu, bóg Słońce, chcąc okazać swojemu gościowi wdzięczność za uratowanie życia ukochanego syna, obiecał Pociętej Twarzy, że da mu wszystko, o cokolwiek poprosi. I wtedy chłopiec zdobył się na prawdziwą odwagę i otworzył swoje serce:
– W mojej wiosce mieszka dziewczyna. Kocham ją, a i ja nie jestem jej obojętny. Poprosiłem ją o rękę.

– To wspaniale! – ucieszył się bóg Słońce.

– Tyle, że ona mi odmówiła.

– Czyżby jej ojciec nie wyraził zgody na wasz ślub?

– Ależ nie. Wręcz przeciwnie! Jej ojciec jest nam łaskawy. Prawdziwym powodem jej odmowy jest to, że Kwiat Lotosu obiecała serce tobie!

– Tak. To dziewczyna o czystym sercu. Wykazałeś się prawdziwą odwagą, przychodząc do mojego pałacu i ratując mojego syna. Uważam, że zasługujesz na Kwiat Lotosu! Wracaj prędko do domu i bądźcie szczęśliwi! A żeby wiedziała, że wyraziłem na wasz związek zgodę – tu bóg Słońce dotknął twarzy młodzieńca – usunę twoją ranę.

Chłopiec szczęśliwie wrócił do swojej wioski. Nie tylko zniknęły jego blizny, ale i on sam był odmieniony. Kwiat Lotosu zrozumiała, że bóg Słońce pobłogosławił ich związek i przyjęła miłość chłopca.

Od tej pory nazywano go Gładką Twarzą. A kiedy zmarł ojciec Kwiatu Lotosu, Gładka Twarz został nowym wodzem. Uczciwym i sprawiedliwym.

Po nieudanym przedstawieniu
„Wysiłek całej grupy kontra prywatna porażka. Totalna klapa. Chaos na scenie i takie nieczystości, że głowa mała, a uszy jeszcze mniejsze”. Tylko z grzeczności wytrwała do końca. I jeszcze z obowiązku, ponieważ występowały również i jej dzieci. „Szkoda pieniędzy, naszego czasu i nadziei, jaką pokładamy w przekonanie, że nasze decyzje są właściwe” – pomyślała i zaraz po przedstawieniu, zwracając się do innych rodziców (tych bardziej rozanielonych), dała wyraz swojemu rozczarowaniu.

– Do d… ten spektakl.

Teraz jej się odbija czkawką to „de”. I może dobrze? Zapamięta, że milczenie jest złotem? Pewnie pogrążałaby się w swoim żalu dłużej, gdyby nie potknęła się o lustrzane odbicie swoich emocji. Syn, już w domu, zwolniony tego dnia ze szkolnych obowiązków (plusy brania udziału w przedstawieniu), składał model samolotu. Co jakiś czas z pokoju dochodziły ciche jęki i syknięcia. Coś ewidentnie szło nie tak.

– Co się dzieje? – zapytała, nie ruszając się z miejsca.

– Głupie te klocki – ryknął on, ale jakoś tak mniej ze złością, a więcej z żalem.

– Co się stało?

– Zepsute są! Głupie! Wyrzucę je.

Wstała. „Trzeba ratować sytuację”.

– Chodź do mnie – powiedziała, otwierając drzwi do łazienki, z zamiarem wyciągnięcia dziecięcego żalu z pokoju pełnego porażki.

– Nie chcę. Zostaw mnie.

– Dobrze, zostawię cię potem, ale najpierw zmyję ci charakteryzację (jeszcze z przedstawienia), bo kiedy płaczesz i trzesz oczy, brudzisz nie tylko siebie, ale wszystko dookoła. Wyjęła z szafki pachnący zieloną herbatą płyn micelarny, nalała na bawełniany płatek kosmetyczny i zaczęła delikatnie, kolistymi ruchami zmywać chłopcu pozostałości tego, co wcześniej wyglądało jak wąsy, oczy i koci nos.

– Wiesz, co ja teraz robię? – zapytała.

– Myjesz mi buzię.

– To też – zaśmiała się serdecznie. Ale poza tym robię coś ważniejszego.

– Co takiego? – Chłopiec się zaciekawił.

– Wykorzystuję okazję – odpowiedziała tajemniczo.

– Do czego?

– Żeby ci pokazać, jaki jesteś dla mnie ważny. I powiedzieć ci, że….

– Mnie kochasz.

– Tak.

Lecz on odejrzał mu – jak gdy artysta
Mierzy swojego kształt modelu –
I spostrzegło, że on patrzy – co? skorzysta
Na swym nieprzyjacielu:
I zachwiało się całą postaci wagą
– – I nie ma go!**

Maria Peszt

* i ** Fatum C.K. Norwid

Baśń o stworzeniu Kaszub oparta jest na Legendach kaszubskich w opracowaniu Janusza Mamelskiego.

Historia indiańska inspirowana jest mitem, który opowiedziała Amy Cruse w jej The book of myths.

O Mojżeszu można poczytać w Księdze Wyjścia, a przygodę z chłopcem i makijażem przeniosłam z wyobraźni do rzeczywistości.

About the author
Maria Peszt
przede wszystkim mama małej czwórki (Martynki, Miry, Michałka i Maksa); absolwentka iberystyki na UJ i studentka Studium Literacko-Artystycznego UJ. Uwielbia góry, las i łąkę. W wolnym czasie pisze baśnie, wiersze i opowiadania, śpiewa, maluje i szuka natchnienia w spotkaniach z przyjaciółmi i w historiach wyczytanych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *