Dlaczego Matka Makryna jest fascynującą książką? Bo sama Makryna to nietuzinkowa bohaterka – zarówno legend, jak i zapisów historycznych. Niewielu współczesnych pisarzy odważyło się o niej napisać (ja pamiętam kilka krótkich artykułów), a Jacek Dehnel potrafi bawić się słowem i w fascynujący sposób opowiadać o tajemniczej kobiecie.
Jest jednak jedno małe „ale”, otóż książkę przeczytają najwytrwalsi. Moje czytanie było odkładane i odkładane. Wstyd się przyznać, przebrnęłam przez kartki poniekąd z ciekawości, bo zastanowiło mnie, ileż można pisać w takim specyficznym stylu, albo raczej – ile słów w przedziwnym, monologowo-przydługawym języku Makryny dam radę przeczytać. Przeczytałam też z obowiązku, bo gdyby nie to, poddałabym się po kilkunastu stronach. Otwarcie się do tego przyznaję, bo książka jest utrzymana w konwencji języka epoki – i to jest naprawdę mistrzostwo Dehnela. Weźmy dla przykładu fragment, gdzie Makryna dyskutuje/kłóci się z Michalewiczem (s. 72):
To ty, łotrze, zwiodłeś mnie twego pana, szatana! Ten jak się nie odwinie, jak mi nie rzuci: Wy, psia polska krew, nogiście mnie lizały, na kolanach prosiłyście mię i płacząc, błagały o tę łaskę. Opędzić się od was nie mogłem, jak od pijawek, jak od psów, które… Przerywam mu i kiedy on głośno, ja nie głośniej, ale bardziej stanowczo, tak, że głos jego mięknie i opada: Łotrze, łotrze, łotrze, po trzykroć łotrze. Patrz tam, wyżej niebo, w niebie Bóg, a ty się Boga nie boisz, tak kłamiąc? […] I cała książka jest w takiej właśnie konwencji. Zatem ostrożnie z wyborem.
Tyle tytułem wstępu. Kim była Matka Makryna, tak serio? Przede wszystkim wielką oszustką, mistyfikatorką XIX wieku. Wtedy szeroko o niej dyskutowano na forum kościelnym, później zaś z historii kościoła wykreślono. Makryna Mieczysławska ponoć była Żydówką, urodzona w biednej rodzinie, później służąca u bogatych państwa. Wyszła za rosyjskiego żołnierza, Wińca. Niestety, nie mogła zajść w ciążę, za to do śmierci swojego męża alkoholika była przez niego gwałcona i bita. Następne lata spędziła na ulicy, żebrząc, w międzyczasie pomagała w zakonie, gdzie oskarżono ją o złodziejstwo. Uciekła z aresztu, w którym gwałcił ją komendant. I tu nastąpił wielki zwrot w jej życiu. Otóż Makryna wymyśliła, że jest zakonnicą. Nie byłoby w tym nic dziwnego właściwie, ale ona udawała bazyliankę z Mińska, z klasztoru, który nie istniał. Ach, piękna to była mistyfikacja, bo w jej historię uwierzyła cała Francja, do której dotarła ze swoimi opowieściami o tym, że ona i jej podopieczne zostały zmuszone do przejścia na prawosławie.
Ciekawe, prawda? Żydowska zakonnica wymyślająca historie, w które sama uwierzyła. Jeszcze jedna sprawa, dla zainteresowanych: ponoć sam Mickiewicz odwiedzał Marynę parokrotnie.
Dla zawziętych – polecam.
Ula Orlińska-Frymus
Autor: Jacek Dehnel
Tytuł: Matka Makryna
Wydawnictwo: WAB/Archipelagi
Przełożyła: Marta Dudzik- Rudkowska
Miejsce: Warszawa
Rok: 2014
Liczba stron: 400