martwy sezon – Dagmara Kacperowska

pobrane„martwy sezon” to mocny, wyrazisty i bardzo dobry debiut poetycki Dagmary Kacperowskiej.

Kacperowska ma swoją wizję poetycką i z konsekwencją ją realizuje. Wykreowała silny, odważny podmiot, który z uporem i otwartością wyrzuca z siebie to, co go uwiera, drażni, rani.

O świecie można opowiadać na wiele sposobów, można skupić się na jego pozytywnych aspektach i nieustannie wyrażać radość życia albo – jak Kacperowska – próbować oczyścić zgniłe wnętrzności, jakie skrywają się pod pozornie piękną powłoką.

Kacperowska pochyla się nad największymi i najmniejszymi traumami – zarówno masowymi, historycznymi, jak i aktami pojedynczymi, intymnymi. Poetka rozpoczyna od przedstawienia (choć nie zawsze wprost) powszechnych egzekucji, takich jak rytualne mordy, średniowieczne tortury, Holocaust. Stopniowo zawęża perspektywę do wnętrza jednego domu, do dramatu kryjącego się w przestrzeni łóżko – stół. Niczym bumerang powraca problem alkoholizmu i staczania się na dno człowieczeństwa.

Podmiot komunikuje się tu na kilka sposobów. Zwierza się z intymnych przeżyć i refleksji, występuje jako jednostka odczuwająca silną potrzebę dzielenia się osobistymi (choć jednak ponadczasowymi) doświadczeniami. Wielogłosem zaś (w imieniu ludzkości) podnosi tematy uniwersalne, opisuje ważne kwestie, jest jednocześnie w centrum świata poetyckiego i ponad nim. Jest także trzeci rodzaj wypowiedzi, w którym ten wrażliwy i obdarzony wielką empatią podmiot wciela się w bohaterów swoich wierszy – daje im szansę po raz kolejny przemówić, wytłumaczyć, obronić, skomentować, słowem: pozwala im zabrać głos w swojej sprawie. Jest jak swoiste medium między przeszłością a teraźniejszością, zaciera granice między nimi, zupełnie odrzuca kategorię czasu – dla niego wszystko dzieje się tu i teraz.

Podmiot w „martwym sezonie” nie godzi się na żadne podziały, on sam nie nakłada na relacje interpersonalne różnic rasowych, wyznaniowych ani społecznych. Dla niego wszyscy jesteśmy braćmi, toteż bardzo głośno wyraża swój sprzeciw dla jakiegokolwiek przejawu przemocy, dyskryminacji, nienawiści czy zniewolenia. „Ja” liryczne piętnuje pogoń za tanią sensacją, zatrważa je czerpanie rozmaitych korzyści z ludzkiej tragedii. Najwięcej mówi o godności, czy raczej o jej utracie. Mówi też o ignorancji kłamstwie, pozorach, jakimi na co dzień się karmimy, fałszywości (pseudo)autorytetów i społecznym zakłamaniu, na które dajemy (ciche) przyzwolenie. Z sarkazmem diagnozuje Polaków, wyliczając wstydliwe choroby narodowe. Z niepokojem spogląda w globalną przyszłość, konstatując, że człowiek nie uczy się na błędach. Odczytuję to także jako próbę zwrócenia uwagi na śmierć – zjawisko, które coraz bardziej nam powszednieje, odzieramy je z należnej godności, podniosłości.

Kacperowska nie szuka subtelności ani lirycznych ozdobników. Pisze o najgorszych (z różnych perspektyw) doświadczeniach człowieka, dopasowuje język do treści. Dlatego nie dziwi poetyka krzyku, wszelkie mięso i nerwy bohaterów wierszy na wierzchu. Kunszt literacki osiągnięty jest tu inteligentnymi metaforami, oryginalnymi porównaniami, grą z konwencjami, ironią, aluzją i odwołaniami do szeroko pojętego świata kultury. Poetka znakomicie wykorzystuje m.in. przerzutnię, czyniąc z niej trop nie zawsze oczywisty, pogłębiając jej korelację z wersami, które łączy, jak na przykład w wierszu „Boże błogosław!”.

27867548_10215585821388889_3870991697797911323_n

Zachwyca mnie sposób konstruowania wierszy przez Kacperowską. To krótkie, acz niezwykle pojemne formy. Autorka zwielokrotnia możliwości interpretacyjne, tworzy wielopoziomowe metafory. Potrafi zaledwie przy użyciu jednego porównania oddać głębię danej kwestii. Są w tym zbiorze takie słowa klucze, których czytelnik się nie spodziewa, a jednak się pojawiają się. Tworzą z innymi wyrazami nowe sensy, uzupełniają się i już nie wyobrażamy sobie, że wcześniej mogło ich tam nie być (np. orzeł / w cierniowej koronie). Te słowa (lub wyrażenia) dokładnie oddają stan rzeczy, idealnie wpisują się w ogólny przekaz konkretnego utworu (a nawet i całego tomu).

To poezja żywych obrazów, dosadnych opisów. Podmiot nie kryguje się i z bezwzględną szczerością opisuje brutalny świat naszej (w sensie ogólnoludzkim) codzienności. Zadaje niewygodne pytania i to od czytelnika domaga się odpowiedzi. Nie można tak po prostu odwrócić kartki i zapomnieć o wierszach, które się dopiero co przeczytało – to liryka mocno wdzierająca się w duszę odbiorcy. Te trudne pytania (nie zawsze formułowane wprost) rezonują i nie dają spokoju. Pojedyncze frazy pozostawiają trwały ślad w pamięci. Całości dopełniają niesamowite grafiki Artura Groszkowskiego, budujące klimat książki, współgrające z tekstem i podkreślające wymowę tomu.

Kinga Młynarska

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *