Marcin Liszkiewicz – Pijana nadzieja

SZUFLADA poleca:

nxl85z

Powoli otwieram oczy. Kurczę, żyję. Moja egzystencja nagle staje się boleśnie realna, przeszłość, teraźniejszość… Zmysły próbują przyzwyczaić się do światła i dźwięków. To długi proces. Krzesło, jego cień. Niebieskie niebo. Rzut oka w kierunku dobiegającej zza okna jasności. Słyszę dziecięcy śmiech. Może to uczniowie ścigają się do szkolnego autobusu. Kiedyś, raz, też tak biegłem… Wspomnienia odpływają i znikają.

Znów koncentruję się na dźwiękach. Słyszę bzyczenie latającej gdzieś w pobliżu osy. To denerwujące, ale pewnie każde bzyczenie jest takim. A może to wcale nie jest osa? Może to moja różowa lodówka w stylu Marylin Monroe tak głośno chodzi? Kupiłem ją zeszłej jesieni po obejrzeniu tych wszystkich romantycznych komedii z lat 60. Nie czułem się wtedy dobrze. Pochłonęła mnie melancholia. Właściwie, dlaczego nie miałaby mnie pochłonąć? Zostałem zawieszony w pracy, a mój najlepszy przyjaciel poślubił dziewczynę. Tę dziewczynę! Kochałem się w niej skrycie. Ona od czasu do czasu wysyłała w moją stronę sygnały zdradzające uczucie. „Tajemniczy Milioner”, tyle że bez szczęśliwego zakończenia. Straciłem ją, bo stworzyłem własny, nierealny świat, w którym rządziły moje fantazje. W tym świecie umawiałem się z Amy na randki, razem gotowaliśmy, chodziliśmy na długie spacery, raz nawet ją pocałowałem. Byliśmy szczęśliwi, ale to był tylko efekt mojej pokręconej wyobraźni, podsycanej mieszanką amfetaminy i wódki. Ten alternatywy świat był moim przyjacielem. Tam nie byłem już smutny, nie musiałem bać się odrzucenia. Dlaczego nigdy nie zbliżyłem się do Amy? Dlaczego to mój przyjaciel się z nią ożenił? Cóż, on był bardziej praktyczny. Zero czasu na fantazje. Facet zawsze twardo stąpał po ziemi, a jednocześnie celebrował życie. Pracuje za granicą. Dwa tygodnie spędza na platformie wiertniczej na morzu, dwa tygodnie w pubie. Czy Amy jest z nim szczęśliwa? Kto wie? Umieściłem ją w albumie wyselekcjonowanych wspomnień. Kolekcjonuję w nim ludzi jak cenne znaczki pocztowe. Tak jest łatwiej.

Każdy dźwięk wydaje się opowiadać inną historię. Słyszę tykanie mojego klasycznego zegara, przytwierdzonego do ściany w przedpokoju. Tyka rytmicznie, tik… tak… Odjeżdża pociąg, konduktor krzyczy „proszę wsiadać”. Często śnię, że spóźniam się na ostatni pociąg. Wbiegam na schody, prawie dotykam stopami peronu i wtedy… nie mogę się ruszyć. Nogi stają się powolne, coś dużego i lepkiego ciągnie mnie do tyłu. Zaczynam grzęznąć. To coś staje się coraz bardziej gęste, aż grzęznę zupełnie. Cóż, głupie sny. Nie mogę za bardzo się na nich skupiać. Czy moja Amy także była tylko snem? Nie, ona istniała naprawdę.

Dzwoni telefon. Wykorzystuję resztki determinacji, by zlokalizować, skąd dochodzi jego dźwięk. Zdaję sobie sprawę, że spod kuchennego krzesła. Jakim cudem wylądował w kuchni? Przewracam i rozciągam swoje ciało, żeby go podnieść. Gdyby ktoś mnie obserwował, na przykład mój kot, mógłby powiedzieć, że wykonuję coś w rodzaju pijanej jogi. Ot, porcja porannych ćwiczeń. Zresztą, akurat mój kot by to zrozumiał i nie zadawał zbędnych pytań. Dlatego właśnie tyle radości sprawia mi mówienie do niego. Tolerujemy się wzajemnie, mimo że chodzimy różnymi drogami i jemy zupełnie inne dania. Ja i Gilbert, mój energiczny kot.

Podnoszę telefon. – Mark, jak się masz, kolego? – Piotr jest pastorem niewielkiej, charyzmatycznej wspólnoty, do której niedawno dołączyłem. Tak bardzo, jak go lubię, tak nie cierpię jego entuzjastycznego, kaznodziejskiego głosu. Ten facet jest zawsze zadowolony. I nigdy cichy. Na duchowych, wysokich obrotach dwadzieścia cztery godziny przez siedem dni w tygodniu. Cała jego rodzina to baptyści, nawet chomik jego córki. – Jesteś tam, Mark? Przypominam tylko, że kolejne spotkanie naszej grupy odbędzie się we wtorek o szóstej. U Wendy. Mam nadzieje, że będziesz mógł do nas dołączyć. Nie zapomnij Biblii i pamiętaj, Bóg cię kocha, mój przyjacielu. Przyjdź i niech Bóg… – Do zobaczenia, cześć.

Z całej jego przemowy zapamiętałem tylko jedno: „u Wendy”. To wdowa w średnim wieku. Marzenie nastolatków, którzy naiwnie myślą, że za zasłoną spódniczki znajduje się lepszy świat. Wendy ma kręcone, ciemne włosy, delikatną skórę i jasnozielone oczy. Jest niczym tajemnicza królowa ze skandynawskiej mgły, z suszonymi ziołami przytwierdzonymi do talii. Gdziekolwiek się pojawia, towarzyszy jej zapach wilgotnego lasu, paczuli, tymianku i mięty. Jak mam się skoncentrować na zbawieniu, kiedy ona jest obok? Jak mam interpretować Biblię albo dyskutować o grzechu śmiertelnym, kiedy czuję jej ciepły oddech na szyi? Wszelkie religijne spotkania w domu Wendy powinny zostać zakazane, teraz i na zawsze.

Pierwsze, usilne próby zrozumienia sensu życia podjąłem, mając dwanaście lat. Wtedy rozstali się moi rodzice. Byłem oszołomionym, przewrażliwionym młodym chłopcem z objawami zespołu Aspergera. O tym ostatnim przekonałem się jednak później. Mój ojciec był przystojnym alkoholikiem. Typ uroczego, staroświeckiego Romea. Gęste, czarne włosy, zawsze perfekcyjnie zaczesane na bok. Lśniące buty. Popularny wśród kobiet. Na trzeźwo – apodyktyczna bestia. Pewnego dnia został znaleziony martwy na ulicy. Jeden łyk alkoholu za dużo. Marskość i zapalenie wątroby. Jego gwiazda nagle przestała świecić. Niebo nigdy po nim nie płakało. Mama miała wszystkie objawy osoby współuzależnionej. Tragiczny i dziwaczny charakter. Niska samoocena, ciągłe narzekanie „jestem taka biedna”, emocjonalne manipulacje. Lata zaniedbań i znęcania się nad nią złamało jej serce. Nieszczęśliwa kobieta. Pewnego dnia zaprosiłem do domu na niedzielną pieczeń moją pierwszą dziewczynę. Wszystko szło gładko, dopóki moja mama nie powiedziała, zupełnie serio, że w poprzednim życiu była znaną, francuską projektantką. Ta dziewczyna nigdy już się w moim domu nie pojawiła.

Jestem przekonany, że kiedy przychodziłem na świat, ktoś rzucił na mnie przekleństwo. Urodziłem się w domu. Miałem być dziewczynką. Różową i śliczną. Zamiast tego pojawił się słaby, brzydki chłopiec.

Moje życie jest polem walki. Znalazłem się w samym środku duchowej wojny, ale Bóg z pewnością mi pomoże.

z ang. przełożyła Anna Szklarska -Meller

korekta Magdalena Sułek-Jabłońska 

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *