Madonny z ulicy Polanki – Joanna Marat

madonny-z-ulicy-polanki-b-iext46025819Już w „Jedenastu tysiącach dziewic” Joanna Marat pokazała, że jej twórczość nie będzie miała niczego wspólnego z popularnymi, masowo wydawanymi, słodkimi obyczajówkami polskich koleżanek pisarek. Jedną z cech wyróżniających pisarstwo autorki gdańskiego cyklu jest wyłamywanie się ze schematów i podążanie własną ścieżką.

W „Madonnach z ulicy Polanki” spotykamy się z kobietami dobrze znanymi z poprzedniej książki. Znów to Anka jest bohaterką, wokół której toczy się akcja powieści. Po wielu dramatycznych zdarzeniach Ania układa sobie życie na nowo. Mieszka u Svena, ale związek z Sinobrodym nie przynosi oczekiwanej stabilizacji (uczuciowej) ani satysfakcji. Kobieta ma dość bycia duplikatem zmarłej żony partnera, nie zamierza także dłużej spełniać oczekiwań innych. Podejmuje decyzję o powrocie do Gdańska, który jest dla niej niejako symbolem bezpieczeństwa.

To nowe oblicze Anki nieco zaskakuje. Być może fakt, iż wygrała pierwszą partię wojny z nowotworem, uczynił ją silniejszą, gotową do walki o własne marzenia. Bohaterka ucieka od Svena z jeszcze jednego powodu – nosi jego dziecko pod sercem, a przyszły ojciec (w obawie o zdrowie ukochanej) uważa, że ryzyko tej ciąży jest zbyt duże, więc należy ją przerwać. Anka godzi się ze świadomością samotnego macierzyństwa, jednak los znów rzuca jej kłody pod nogi. I to coraz większe – w mocno zaawansowanej ciąży następuje remisja choroby. Agresywne leczenie nie tylko zagraża pacjentce, ale i rozwijającemu się w niej dziecku. Finał tego wątku odpowie na ważne pytania, jakie w swojej prozie stawia Marat, m.in. o sens walki o marzenia czy wiarę w cele, pomimo beznadziejnej sytuacji wyjściowej.

Po powrocie do kraju Anka zatrzymuje się w mieszkaniu przy ulicy Polanki (bardzo znaczącej w życiu bohaterów „Madonn…”). Kamienica, w której mieszka, pełna jest mniej lub bardziej dziwacznych lokatorów. I jak to u Marat bywa, wszyscy oni mają ze sobą coś wspólnego, żadna postać nie pojawia się w książce przypadkowo, każda spełnia określone funkcje, jest łącznikiem z innymi.

Pisarka kontynuuje losy Anki i Svena, Grażyny, Wieśka i Gosi Herbst, ale i przedstawia nowe postaci, np. Weronikę. Nie będzie nadużyciem, jeśli napiszę, że zarówno „Jedenaście tysięcy dziewic”, jak i „Madonny…” to powieści o kobietach. To właśnie damskie historie ukazuje pisarka, to problemy żeńskie (choć o bardzo uniwersalnym charakterze) wysuwają się na plan pierwszy. Marat z upodobaniem przygląda się człowiekowi w jakimś stopniu okaleczonemu, złamanemu. Nie ma tu nikogo szczęśliwego – bohaterowie wikłają się w związki bez przyszłości, ich relacje z najbliższymi są skomplikowane, chorują, cierpią na samotność, toną w kompleksach lub zwyczajnie los z nich kpi.

Mężczyźni są tu wyraźnie deprecjonowani, ale jak pokazują losy kobiet – nie bez powodu. Nieczuły Swen czy łajdak Wiesiek nie zyskują sympatii. Jest też np. Maciuś, który mógłby się wyróżniać w gronie męskich bohaterów, ale on z kolei to typowy maminsynek, w dodatku nieco śmieszny w relacjach z paniami. Jednak Marat ich nie skreśla, daje im szansę na rehabilitację, na udowodnienie tzw. męskości. Ale czy będą potrafili zdobyć się na jakiś gest?

Proza Joanny Marat, jeszcze bardziej wysublimowana niż w poprzedniej książce, sprawia prawdziwą przyjemność czytelnikowi. Autorka imponuje wszelkimi mniej lub bardziej dyskretnymi aluzjami do świata sztuki i kultury. Już choćby tytuły rozdziałów pogłębiają interpretację powieści. Obie książki z gdańskiego cyklu mają swój motyw przewodni, tutaj jest to rzeźba Pięknej Madonny, którą Anka chodzi oglądać do ukochanej bazyliki Mariackiej (w której znajdziemy też kaplicę Jedenastu Tysięcy Dziewic).

„Madonny…” to wielowątkowa i wielopoziomowa powieść. Marat pogłębia współczesne historie bohaterów o opowieści rodowe Anki i Svena, wskazując przeszłość jako klucz do odczytywania teraźniejszości. Równie mocno jak w poprzedniej książce pisarska wnika w duszę postaci, usprawiedliwiając ich, czasem niezrozumiałe na pierwszy rzut oka, decyzje czy zachowania. Podobnie jest z poruszanymi tematami – znów to ludzkie problemy (m.in. samotność, walka z przeciwnościami, hipokryzja, kompleksy itp.), czy może ściślej: sposoby radzenia sobie z nimi, stają się najważniejsze. Autentyzm i bezkompromisowość autorki sprawiają, że tę książkę przyswaja się naturalnie.

Kinga Młynarska

 

 

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *