Ludzie z żelaza

Z dedykacją dla tych, którzy nie zdają sobie sprawy z własnej siły.

„Złamane serce” to pojęcie, które ludzie w naszej kulturze rozumieją intuicyjnie. Jest symbolem smutku i cierpienia w chwili, gdy odchodzi najbliższa osoba i gdy wydaje się, że cały świat runął w gruzy. Pojawiają się wówczas żal, rozgoryczenie i pytania, na które nie ma prostej odpowiedzi: Dlaczego tak się stało? Kto zawinił? Czy mogliśmy uniknąć rozstania?

Natrętne myśli i wątpliwości, uzupełnione jeszcze o wspomnienia minionych chwil i analizę własnego postępowania, mogą zadręczyć bardziej niż samo pożegnanie. Wtedy właśnie, podczas samotnych wieczorów, gdy nie można zatopić się w pracy i otoczyć gwarem ludzi, pojawiają się „dobroczynne zagłuszacze uczuć” – telewizor, komputer, książka… Wszystko, co pozwala choć na chwilę oderwać się od realnego świata i zapomnieć.

Oczywiście nie każdy człowiek reaguje tak samo, gdy cierpi z tego czy innego powodu. Jedno jest jednak pewne: nie ma takiej osoby, która nie została nigdy zraniona i która sama nikogo nie zraniła. Krzywdzenie siebie nawzajem zostało chyba wpisane w naturę ludzką, co nie jest zbyt optymistyczną wizją, gdy wziąć pod uwagę, że całe życie toczy się w otoczeniu innych i nie da się przejść przez nie tak, by nie doświadczyć ani odrobiny przykrości.
Różne filozofie i światopoglądy podpowiadają, jak radzić sobie ze smutkiem rzeczywistości. Można zachowywać wieczny spokój, jak stoicy, lub cieszyć się każdą chwilą zgodnie z zasadą „Carpe Diem”. Można też poszukiwać przyczyny tego, że w życiu jest tyle smutku i cierpienia. Jedno z najbardziej obrazowych wyjaśnień, jakie przychodzą mi na myśl, to grecka wizja pięciu wieków ludzkości.

Zgodnie z „Pracami i dniami” Hezjoda, pierwszy był wiek złoty, jeszcze za panowania Kronosa. Ludzie żyli w tym czasie błogo, bez trosk i trudów, żywili się tym, co ofiarowała im sama ziemia i nie znali starości. Śmierć przychodziła po nich łagodnie, niby sen, a gdy wśród bogów władzę przejął Zeus, „złoci ludzie” zostali „dobrymi dajmonami” – niższymi bóstwami, mającymi strzec kolejnych pokoleń.

Kolejny nastał wiek srebrny, o wiele gorszy od poprzedniego. Ludzkość była w tym czasie słaba, dorastała długo, a gdy już dochodziła do pełni sił, żyła krótko. Ci nieszczęśnicy ściągali na siebie niedolę przez własną głupotę i krzywdzili jedni drugich. Szczególnie ten ostatni aspekt przypomina mi obecne czasy, jednak zgodnie z tekstami Hezjoda, wiek srebrny przeminął już dawno, a po nim nastał wiek spiżowy.

Zeus uczynił bowiem trzecie pokolenie ludzi, mocarne i lubujące się w wojnach. Wielka  była siła tych niezwyciężonych wojowników, olbrzymie ciała i silne ręce. Jak mówią podania, wszystko, co posiadali, stworzone zostało ze spiżu: zbroje, domy i narzędzia. Niestety, choć tak potężni, nie zasłużyli się na ziemi, przelewając krew swych braci w nieustannych bojach. Wyniszczywszy się nawzajem, trafili do królestwa Hadesa i przepadli, nie pozostawiając po sobie nawet chwalebnych wspomnień.

Następne pokolenie, które się narodziło, żyło w wieku heroicznym. Z pozoru mogłoby się wydawać, że w swej mocy podobne było do pokolenia wojowników spiżowych. Lecz inny był w nich duch, szlachetny i sprawiedliwy. Był to ród mężnych bohaterów, zwanych półbogami, którzy brali udział w wielkich zmaganiach pod Troją czy Tebami. Gdy i ich wiek przeminął, odeszli na Wyspy Błogosławione, do krainy miodem i mlekiem płynącej, przywodzącej na myśl ziemię za „złotych czasów”. Wydaje się więc, że wiek heroiczny jest jednym z najpiękniejszych, jakie istniały w dziejach ludzkości… lecz niestety i on należy już do przeszłości.

Ostatni wiek, o którym Hezjod mówił jako o czasach, w których żyje, stał się wiek żelazny. Króluje w nim przemoc i wojna, a zaufanie pokładane nawet w najbliższych może okazać się złudne, bo prawda miesza się z kłamstwem. Młodsi nie mają szacunku dla starszych, a każdy dzień niesie ze sobą nie nadzieję, lecz przykrości i kolejne rozczarowania.

Patrząc na ten obraz ludzkiego żywota, nie trudno przyrównać ostatnią epokę starożytnych z czasami, w których przyszło nam żyć. Nasza kultura, posiadająca głębokie korzenie w antycznej Grecji, jest od niej oczywiście znacznie lepiej rozwinięta. Posiadamy wiedzę, o jakiej nasi poprzednicy nie śmieli nawet marzyć, którą zdobyliśmy wraz z rozwojem nauki i techniki. Zdobycze cywilizacji towarzyszą nam bez przerwy i stały się tak nieodłącznym elementem naszego życia, że na większość z nich nie zwracamy już uwagi. Ale nowoczesność nie miała pozytywnego wpływu na ludzkie zachowanie – wydaje się, że jest wręcz przeciwnie, gdy spojrzy się na przykład na zniszczenia, jakich dokonały na świecie wojny światowe. Nie musimy jednak odwoływać się do tak wielkich wydarzeń, by dostrzec, że jesteśmy ludźmi z żelaza. Codziennie walczymy o nasze dobra, pracujemy z myślą o lepszej przyszłości, choć nie mamy pewności, że taka nadejdzie. Oszukujemy się nawzajem, by osiągnąć założone cele i robimy to, co jest dla nas najwygodniejsze, nie bacząc na uczucia innych. Ranimy się słowami i gestami, co często boli bardziej, niż ciosy wymierzone pięścią. Ale nawet po najgorszych przeżyciach większość z nas potrafi wstać na nogi i podjąć swoją walkę na nowo. Czyż to nie świadczy o tym, że jesteśmy z żelaza?

Rzecz jasna przerysowuję w tej chwili negatywny obraz ludzkości, pisząc tak, jakby wszyscy byli źli i jedyny ich cel stanowiło ranienie innych. Są też tacy, którzy starają się tego uniknąć, którzy przejmują się losem swoich znajomych i nasiąkają ich emocjami jak gąbki. To osoby, które mają wyczuloną empatię i dla których skrzywdzenie innych równoznaczne jest najczęściej ze skrzywdzeniem samego siebie. To także nieszczęśnicy, którzy zamartwiają się o cały świat nawet wtedy, gdy nie powinni się nim przejmować, gdy dla własnego dobra powinni być choć przez chwilę egoistami. Ale oni nie potrafią i cierpią z powodu otaczających ich krzywd – nie tylko tych własnych. Ich chyba najłatwiej zranić, bo sprawiają wrażenie delikatnych i słabych, jednak w tym żelaznym świecie są niezwykle potrzebni. Łagodzą surowy obraz tych, którzy dbają tylko o własne interesy i przywodzą mi na myśl potomków wieku heroicznego. Zabrzmi to jak naiwny idealizm, ale wierzę, że w tej pozornej słabości tkwi prawdziwa siła, płynąca z łagodności i zdolności dostrzegania uczuć innych. Więc może zamiast wspominać osoby, które sprawiły ból, powinniśmy wreszcie zwrócić uwagę na tych, którzy towarzyszyli nam w złych chwilach? Może to ich przyjaźń sprawi, że w przyszłości ran będzie mniej, a żelazo zmieni się w złoto.

 

Marta Choińska

About the author
Studentka chemii z zacięciem literackim, która zawsze pisze za długie zdania i gromadzi w domu wszystkie książki, które ją do siebie przyciągną, ograniczeń gatunkowych nie uznając. W wolnych chwilach czyta i pisze, słuchając muzyki starannie dobieranej do klimatu tekstu, albo zwiedza z upodobaniem miasta, zamki i muzea. Kiedyś chciałaby połączyć swoje zainteresowania chemiczno-artystyczne, na razie lawiruje między nimi i próbuje równocześnie kończyć eksperymenty oraz opowiadania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *